[ Pobierz całość w formacie PDF ]Ory i Oliver wspólnymi siłami utworzyli jeden z najlepszych zespołów jazzowych, ja-
kie kiedykolwiek grały w Nowym Orleanie. Często grywali jeżdżąc na platformie
i reklamując jakiś bal czy inne imprezy rozrywkowe. Czasem zdarzało się, że spotykali na
jakimś rogu ulicy platformę z konkurencyjnym zespołem, wtedy Joe i Kid Ory stawiali
wszystko na jedną kartę. Wydmuchiwali z siebie całą tę wspaniałą, wściekłą muzykę, która
w nich siedziała, a towarzyszący im tłum wpadał w szał. Kiedy drugi zespół poczuł już, że
lepiej dla niego będzie przerwać ten muzyczny pojedynek i ruszał do następnego skrzyżowa-
nia, Kid Ory grał na puzonie krótką melodyjkę, która sprawiała, że otaczający ich tłum wybu-
chał głośnym śmiechem. Jeślibyście kiedyś spotkali Kida, to możecie go spytać o tytuł tej
melodii, bo ja nie ośmielę się go tu przytoczyć. Był to triumfalny sygnał oznaczający klęskę
przeciwnika.
Zawsze wydawała mi się bardzo śmieszna i was pewnie też by rozśmieszyła.
Kid wiedział, jak bardzo Joe Oliver mnie cenił.
Wiedział też, że Oliver pomimo swej sławy nigdy nie zrobiłby nic, aby mnie publicz-
nie poniżyć. Często, gdy nasz zespół jezdził na platformie po mieście, reklamując jakąś im-
prezę, niespodziewanie natykaliśmy się na zespół Ory ego i Olivera. W takich wypadkach Joe
kazał mi wstawać, żeby się upewnić, że tam jestem, i móc zrezygnować z ataku . Widząc
mnie, wstawał z miejsca, grał kilka krótkich utworów i ruszał w innym kierunku.
Pewnego dnia, gdy reklamowaliśmy jakiś bal, nadzialiśmy się na zespół Olivera. Czu-
łem się tego dnia dość kiepsko i zapomniałem podnieść się z siedzenia. Ależ dostaliśmy wte-
dy cięgi! Nie obyło się też bez tej pożegnalnej melodyjki zagranej przez Kida Ory, kiedy
opuszczaliśmy plac boju. Tłum szalał z radości. Czuliśmy się okropnie, ale przyjęliśmy klęskę
z uśmiechem, bo nie było innego zespołu, który mógłby nas pokonać. My, młodzi, byliśmy
najpoważniejszymi rywalami orkiestry Olivera.
Spotkałem się z Joe Oliverem tego samego dnia wieczorem.
- Czemu, do diabła, nie wstałeś? - zapytał, zanim zdążyłem otworzyć usta.
- Papo Joe, trudno, sam sobie jestem winien.
Obiecuję, już nigdy więcej tego nie zrobię.
Skończyło się na śmiechu, a potem Joe postawił mi butelkę piwa. Był to dla mnie za-
szczyt, bo Papa Joe był człowiekiem oszczędnym i nieczęsto fundował komuś drinka. Dla
mnie jednak gotów był zrobić wszystko, żeby mi sprawić przyjemność.
W tym czasie nie znałem jeszcze innych świetnych muzyków, takich jak: Jelly Roll
Morton, Freddie Keppard, Jimmy Powlow, Bab Frank, Bill Johnson, Sugar Johnny, Tony
Jackson, George Fields i Eddy Atkins. Wszyscy oni opuścili Nowy Orlean na długo przed
zamknięciem dzielnicy czerwonych świateł przez dowództwo marynarki i władze. Oczywi-
ście, większość z nich poznałem pózniej, ale wtedy moim wzorem był Papa Joe Oliver, świeć,
Panie, nad jego duszą. Często wyręczałem w różnych czynnościach jego żonę, Stellę Oliver,
a Joe odpłacał mi się, ucząc mnie gry na kornecie. Niczego bardziej nie pragnąłem. Moją am-
bicją było grać tak jak on. Do dziś uważam, że gdyby nie Joe Oliver, jazz nie stałby się tym,
czym jest obecnie. To był wielki twórca.
Mrs. Oliver również przywiązała się do mnie i traktowała mnie jak własnego syna.
Miała dziecko z pierwszego małżeństwa, córkę Ruby, którą pamiętam jeszcze jako małą
dziewczynkę. Teraz Ruby jest mężatką i sama ma córkę, która niedługo wyjdzie za mąż.
Jedną z najwspanialszych rzeczy, jaką zrobił dla mnie Joe Oliver w moich młodych la-
tach, było to, że podarował mi swój stary sfatygowany kornet, na którym grał przez długie
lata. Bardzo ceniłem ten instrument i pilnowałem go jak oka w głowie.
Grałem na nim przez cały szereg lat, zanim byłem w stanie sprawić sobie nowy.
Kornety były wtedy dużo tańsze niż dzisiaj, ale i tak kosztowały około sześćdziesięciu
pięciu dolarów. A na taką sumę mógł się zdobyć tylko bardzo dobrze zarabiający muzyk. Pa-
miętam, jak tacy pierwszorzędni muzycy, jak Hamp Benson, Kid Ory, Zoo French, George
Brashere, Joe Petit, a także wielu innych, z którymi grałem, nie posiadali się z radości, kiedy
mogli zdobyć się na nowy instrument. Zachowywali się wtedy tak, jakby odbierali cadillaca
najnowszego typu.
Ja kupiłem swój pierwszy fabrycznie nowy kornet na raty, na zasadzie spłat trochę
teraz, trochę pózniej . Ale gdy tylko mój wierzyciel mnie złapał i upominał się o trochę te-
raz , mówiłem mu:
- Dam wam wszystkim trochę pózniej, bo niech mnie szlag trafi, jeśli mogę wam dać
trochę teraz.
Kiedy przychodził okres zastoju w pogrzebach, pochodach, tańcach, piknikach
i innych imprezach, korneciści często zastawiali swoje instrumenty. Ja również kilka razy
zanosiłem swój kornet do lombardu, aby uzyskać trochę forsy. Raz zrobiłem to po to, aby
mieć za co grać w karty i móc przebywać w towarzystwie słynnych hazardzistów oraz innych
niebieskich ptaków.
Nigdy nie przestanę kochać Joe Olivera. Zawsze był gotów pośpieszyć mi na ratunek,
gdy potrzebowałem czyjejś rady, lub pomóc mi w jakiejś trudnej życiowej sytuacji. Tak też
było, gdy poznałem dziewczynę imieniem Irene, która właśnie przybyła z Memphis w stanie
Tennessee i nie znała nikogo w Nowym Orleanie. Irene wpadła w sidła szulera z mojej dziel-
nicy, którego nazywano Cheeky Black, i miała z nim ciężkie życie. Zaglądała często do hon-
ky-tonku, gdzie grałem w trzyosobowym zespole - ja na kornecie, Boogus na pianinie,
a Sonny Garbee na perkusji.
Koło czwartej-piątej rano okoliczne dziwki kończyły swoje nocne polowanie na klien-
tów i przychodziły do naszej knajpy. Prosiły, żeby grać im fajne bluesy, stawiały nam wtedy
drinki, kupowały papierosy i wszystko, na co tylko mieliśmy ochotę.
Zauważyłem, że wszystkie dobrze się bawią oprócz Irene. Raz podczas przerwy za-
cząłem z nią rozmawiać i wtedy opowiedziała mi całą swoją historię.
Cheeky Black zabierał jej co do centa wszystkie zarobione pieniądze; już od dwóch
dni nic nie jadła.
Była całkiem obdarta. Wtedy odezwało się moje miękkie serce. Zarabiałem dolara
i dwadzieścia pięć centów za wieczór. Było to - jak na tamte czasy dobre wynagrodzenie,
oczywiście jeśli je dostawałem, bo w niektóre dni nam płacili, a w inne nie.
Oddawałem Irene większość swoich zarobków aż do chwili, gdy stanęła na nogi.
Trwało to dotąd, dopóki Irene nie uwolniła się od Cheeky Blacka. Wtedy mogła zrobić
tylko jedną rzecz: przejść pod moją opiekę. Nie miałem żadnego doświadczenia z kobietami;
ona nauczyła mnie wszystkiego.
Pokochaliśmy się bardzo. Moja matka początkowo nic o tym nie wiedziała, ale kiedy
się już dowiedziała, nie sprzeciwiała się. Przy swoim doświadczeniu życiowym uważała, że
jestem dostatecznie dorosły, aby żyć własnym życiem i sam o sobie decydować. Zamieszka-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl