[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Profesor był uszczęśliwiony i Zaza z uśmiechem pomyślała, że podobnie jak
ona nie potrafił pozostać obojętny na komplementy. Nie mógł się wprost
doczekać, aby opowiedzieć jej o Emilu Pouget.
 To wydawca  Le Pere Peinard", znanej i świetnie redagowanej gazety
atakującej burżuazję.
 Chciałabym ją przeczytać  wtrąciła Zaza.
 Nie miałem w ręku wszystkich numerów, ale te artykuły, które
przeczytałem, utwierdziły mnie w przekonaniu, że na tle innych redagowanych
bez polotu gazet, ta jaśnieje niczym najczystszej wody klejnot.
 A czym ona się tak wyróżnia?  zapytała Zaza.
 Kiedy zdobędę jakiś egzemplarz  odparł profesor  sama się
przekonasz, jak wspaniałym językiem się posługuje. To prawdziwy, niezwykle
barwny żargon paryskiego proletariatu.
 Czy to jedyna jej zaleta?
 Nie, oczywiście że nie. Pouget to wybitny talent dziennikarski. Jego styl,
chociaż zupełnie odmienny od mojego, to doskonałe połączenie jowialności i
uporu, rubaszności i śmiertelnej powagi. Taka też jest jego gazeta.
Zaza roześmiała się.
 To jakaś piekielna mieszanka.
 To prawda  przyznał profesor.  Ale właśnie dzięki bogactwu jego
stylu i doskonałym rysunkom utalentowanych i sławnych karykaturzystów  Le
Pere Peinard" osiąga bardzo duży nakład.
 To znaczy?  zapytała Zaza.
 Sprzedaje około piętnastu tysięcy egzemplarzy tygodniowo.
 To rzeczywiście dużo!
 Zauważ  dodał z powagą profesor  że chociaż nie podzielam
głoszonych przez Pougeta idei, podziwiam jego talent i przedsiębiorczość.
 Z przyjemnością go poznam  z uśmiechem powiedziała Zaza.
 Nie znam go osobiście  przyznał profesor.  Wiem tylko, że był
kiedyś urzędnikiem, ale został wyrzucony za próbę zorganizowania w miejscu
pracy związku zawodowego.
Zaza odniosła wrażenie, że profesor usiłuje coś przed nią ukryć. Wydawało
się jej, że stara się przedstawić Emila Pouget w znacznie lepszym świetle, niż
na to faktycznie zasługiwał. Była prawie pewna, że ten człowiek to anarchista.
Jednocześnie przekonywała siebie, iż na jej opinii mogły zaważyć wrażenia z
wczorajszego wieczoru. Bardzo żałowała, że nie może na ten temat
porozmawiać z Pieniem, ale Beauvais zjawił się na górze dopiero wtedy, gdy
trzeba było znieść profesora do kawiarni.
Kiedy Zaza ujrzała Pierre'a i ich oczy się spotkały, natychmiast zapomniała
o wszystkim. Wiedziała tylko, że jest szczęśliwa i że sprawiła to jego obecność.
Czuła, jak prąd przebiega jej ciało, a serce z wrażenia przestaje bić. Miała
ochotę znalezć się w jego ramionach i znowu poczuć się bezpieczna. Jednak
powstrzymała się i zmusiła, żeby powiedzieć nieco afektowanym głosem:
 Bonsoir, monsieur.
 Bonsoir, mademoiselle  odrzekł Pierre, patrząc na nią wymownie.
Większość przyjaciół profesora zebrała się już na dole i Zaza dostrzegła
wśród nich tych dwóch, którzy wczoraj tak bardzo jej się nie spodobali.
W chwili gdy profesor dopytywał, o której godzinie należy się spodziewać
przybycia zapowiadanego gościa, w drzwiach pojawił się Emil Pouget.
Wyglądem , przypominał typowego urzędnika, ale jednocześnie było w nim
coś, co zdecydowanie odróżniało go od pozostałych gości.
Kiedy podszedł do profesora i zajął przy nim miejsce, niemal natychmiast
zaczaj opowiadać o sukcesach  Le Pere Peinard", oraz o tym, jak to nakłania
swoich czytelników do występowania przeciwko burżujom.
 Nawołuję do kradzieży i podpaleń  chełpił się  do fałszowania
pieniędzy, niszczenia domów bogaczy oraz do dezercji z wojska.
Profesor wyglądał na zaskoczonego. Zaza natomiast nie mogła uwierzyć, że
ten człowiek naprawdę tak myśli. Podejrzewała, że jest to .tylko populistyczny
chwyt, aby zjednać sobie słuchaczy.
 Oni mnie nienawidzą! Oni się mnie boją!  wołał Emil Pouget.  Ale
cały Paryż mnie czyta, a popularność  Le Pere Peinard" rośnie z tygodnia na
tydzień.
Zebrani przy stole z uwagą przysłuchiwali się słowom Emila Pouget, ale
zanim profesor zabrał głos, Pierre Beauvais spokojnie oświadczył:
 Uważam, że powinniśmy przerwać tę dyskusję i dokończyć ją przy innej
okazji. Profesor obiecał swojej bratanicy, że dziś wieczorem posłuchamy
najnowszych wierszy napisanych przez obecnych tu jego przyjaciół.
Chcielibyśmy również skorzystać z okazji i posłuchać gry profesora. Nie
powinniśmy chyba zapominać, że symbolizm równie dobrze wyraża się w
słowie pisanym jak i w muzyce.
Szmer aprobaty rozległ się wśród zebranych, chociaż Zaza zauważyła, że
Emil Pouget z rozdrażnieniem rzucił się na oparcie krzesła. Pomyślała jednak,
iż chyba niemożliwe, aby zdecydował się ich opuścić.
I jak się pózniej okazało, miała rację: Emil Pouget pozostał na sali. Zaza
uśmiechnęła się do Pierre'a, kiedy po chwili zebrani jeden po drugim wstawali i
recytowali swoje wiersze. Następnie profesor wyciągnął skrzypce, które Pierre
przyniósł z pokoju profesora.
Przez chwilę artysta tulił instrument w ramionach, jakby to było
najukochańsze dziecko, po czym oparłszy go o brodę zaczął grać jeden z
utworów, którego Zaza tak często słuchała przez ponad dziesięć lat. Zaza
pamiętała, jak bardzo był poruszony, ilekroć go wykonywał. Pomyślała, iż ta
piękna melodia to jakby wołanie wydobywające się z najdalszych zakamarków
jego duszy. Ponieważ kiedyś był wielkim mistrzem i wciąż grał o wiele lepiej
niż większość młodych profesjonalistów, na sali panowała absolutna cisza,
która zawsze jest wyrazem najwyższego uznania audytorium dla kunsztu
artysty. Gdy umilkły dzwięki cudownej muzyki, nastała ta szczególna cisza,
kiedy słuchacze, jakby obudzeni ze snu, powoli wracają ze świata marzeń do [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)