[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Web z trudem opanowywał furię. - Na twoim miejscu zastanowiłbym się
dziesięć razy, zanim bym to opublikował. Ponieważ relacja twojej
informatorki jest, oględnie mówiąc, nierzetelna, co łatwo można
stwierdzić, zaglądając do policyjnego raportu. Jeżeli wydrukujesz jej
wersję, czeka cię proces sądowy. Nie zamierzam biernie czekać, aż...
- Stary, uspokój się! - przerwał mu Cole. - Nie mam zamiaru niczego
publikować bez dokładnego sprawdzenia faktów. Dlatego tu siedzę.
Wiem, że nie masz zaufania do mojej gazety, ale przecież się znamy nie od
dziś. Nieraz rozmawialiśmy o podobnych sytuacjach. Jeżeli historia nie
będzie nadawała się do druku, po prostu się nie ukaże. Proponuję, żebyś
mi sam opowiedział, co takiego wydarzyło się w Maine czternaście lat
temu.
Odczekawszy chwilę, żeby się uspokoić i zebrać myśli, Web postarał
się możliwie jak najdokładniej opisać okoliczności wypadku. Jednakże w
miarę opowiadania, furia zaczęła w nim narastać na nowo.
- Ktoś chce się tobą posłużyć, Cole. Nie wiem, kim była twoja
anonimowa informatorka, ale mam pewne podejrzenie... To jest rozmowa
stricte prywatna, prawda?
- Ależ oczywiście. Czysto przyjacielska. Web wiedział, że może mu
zaufać. Wiedział ponadto, że publikując treść ich rozmowy, Cole dałby
170
RS
dodatkowe powody do wytoczenia procesu. Z czego Cole doskonale
zdawał sobie sprawę.
- Otóż musisz wiedzieć, że jestem zaręczony z Marni Lange, a
mężczyzną, który zginął w tamtym wypadku był jej brat. Ich rodzice do
dziś dnia uważają, że to ja ponoszę winę za jego śmierć. Nie zważając na
zeznania świadków ani inne dowody. Są, rzecz jasna, przeciwni naszemu
małżeństwu. Dlatego podejrzewam, iż to siostra Marni zadzwoniła do
ciebie i że zrobiła to z zemsty.
Cole przez chwilę przetrawiał jego słowa, wreszcie rzekł:
- Ludzmi, którzy do nas dzwonią, kierują różne motywy. Czasami,
żeby się zemścić, ale nie zawsze. Czasem dostarczają dobrego materiału.
- To nie ten przypadek. To jest stara historia, niewątpliwie tragiczna,
ale nie ma w niej nic sensacyjnego. Jeśli chcesz, możesz sam sprawdzić
fakty. Zajrzeć do policyjnego raportu. A nawet porozmawiać z kierowcami
obu samochodów, które się przed nami zderzyły. Obaj zeznali, że w żaden
sposób nie mogłem uniknąć wypadku. Wyprzedzili mnie niedługo przed
zderzeniem i widzieli, że jadę spokojnie, nie przekraczając prędkości. A
barman w knajpie, w której jedliśmy kolację, pamiętał, że nie piliśmy
alkoholu. Kiedy pierwsze auto wpadło w poślizg, drugie zderzyło się z
nim, odbiło i zaczęło się obracać. Hamowałem, ale padał deszcz i droga
była śliska. Może zdołałbym ich jakoś wyminąć, gdyby jedno z aut nie
uderzyło mnie z boku. - Web wypuścił z ust powietrze i opadł na kanapę. -
Możesz to wszystko przeczytać w raporcie. Stara historia. Skandalu z niej
nie wyciśniesz.
- Zgodziłbym się z tobą, gdybyś nie był znanym człowiekiem. -
Widząc, że Web podrywa się ze złością z kanapy, Cole pojednawczo
171
RS
pomachał rękami. - Uspokój się, twoja wersja trzyma się kupy. Zresztą
wykonuję tylko swoją pracę.
- Do diabla z taką pracą! - parsknął Web.
- Masz rację.
- No to powiedz, czy wierzysz, że mówię prawdę?
Cole zastanowił się.
- Tak, wierzę - odparł.
- I przyrzekasz zapomnieć o tamtym telefonie? Znowu moment
zastanowienia.
- Ja tak. - Cole rzucił gospodarzowi chytry uśmieszek. - A ty?
- O nie, nigdy! Ktoś mi za to zapłaci!
- Uważaj, co robisz! - ostrzegł go Cole. - Bo możesz mi jeszcze
dostarczyć materiału do sensacyjnego artykułu. Ale mówiąc między nami,
to mojej szefowej na twoje wspomnienie robią się takie maślane oczy, że
pewnie i tak nie mógłbym wydrukować niczego przeciwko tobie.
- Gdyby materiał miał szansę dobrze się sprzedać, na pewno by
pozwoliła - z kwaśnym uśmiechem odparł Web. - Przekaż jej ode mnie
ucałowania.
- Z największą przyjemnością.
Marni też nie miała wątpliwości, kim była anonimowa informatorka.
- Oczywiście, że Tanya! A to łajdaczka! Jak mogła zrobić takie
świństwo!
- Pewnie chciała przypodobać się rodzicom - zasugerował Web,
który zdążył już ochłonąć po rozmowie z Cole'em.
- Hm, może. - Po krótkim namyśle wykrzyknęła: - A jeśli to oni
kazali jej zadzwonić?
172
RS
- Nie, nie sądzę. Nie myśl tak, kochanie. Nie zniżyliby się do czegoś
takiego. Poza tym ukazanie się tego artykułu ich samych postawiłoby w
bardzo niewygodnym położeniu. Są zbyt rozsądni, żeby świadomie
szkodzić swojej opinii.
- No nie wiem. Mam wrażenie, że w tej sprawie całkiem tracą
rozsądek. - Podeszła do telefonu i podniosła słuchawkę. - Muszę
zadzwonić do Tanyi.
Web w porę przytrzymał jej rękę.
- Nie, Marni. Nie rób tego.
- Muszę zadzwonić. A nuż przyjdzie jej do głowy, żeby zadzwonić
do kolejnej gazety. Może już to zrobiła.
- Nie sądzę. Na pewno wie, że gazeta Cole'a ma największy nakład.
- Nie jesteś na nią wściekły? - zdziwiła się Marni.
- Gdyby rano była pod ręką, udusiłbym ją gołymi rękami. Ale co by
mi to dało? Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i lepiej o tym
zapomnieć. A jeśli ją teraz zaatakujesz, może na złość znowu coś
wymyślić.
- Co jeszcze może jej przyjść do głowy?
Następna intryga, jak się okazało, była dziełem pana Lange. Do
Marni pierwszy sygnał dotarł w środę po południu. Był nim telefon od
jednego z członków zarządu firmy, a zarazem bliskiego znajomego
rodziny, co trochę złagodziło jej oburzenie. Zaczął od tego, że pan Lange
jest zmartwiony matrymonialnymi planami pani prezes, a potem wyraził
nadzieję, że Marni wie, co robi. Zapewniła go uprzejmie, że wie
doskonale, a jej małżeństwo z Webem nie przyniesie firmie najmniejszego
uszczerbku.
173
RS
Jednakże następny telefon był już niewybaczalny. Tym razem
dzwoniący w tej samej sprawie członek zarządu nie był z jej rodziną w
żaden sposób związany. Teoretycznie rzecz biorąc, nie miał najmniejszego
prawa wtrącać się w jej prywatne sprawy. Po rozmowie z nim Marni
trzęsła się ze złości. Kiedy wreszcie ochłonęła, postanowiła przejść do
czynu. Nie będzie siedziała z założonymi rękami, podczas gdy ojciec
podważa jej autorytet, wydzwaniając do kolejnych członków zarządu.
Wezwała sekretarkę i kazała poinformować wszystkich członków
zarządu, że nazajutrz rano oczekuje ich na plenarnym zebraniu.
- Ojca też kazałaś zawiadomić? - zdumiał się Web, kiedy Marni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)