[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stwie robili takie głupstwa,
- Wczoraj byłam okropnie zmęczona. - George z uśmiechem
popatrzyła na swoją jedwabną piżamę. -Nie mogę sobie przypo-
mnieć, kiedy się rozebrałam i położyłam do łóżka.
- Nic dziwnego. Po takim dniu? Trzeba przyznać, że mocnych
wrażeń ci wczoraj nie brakowało.
Wypili herbatę, a potem George zniknęła w łazience, żeby się
umyć i włożyć ubranie. Razem poszli do wspólnego namiotu na
śniadanie. Lukas wskazał tacę z owocami i powiedział:
- Częstuj się. Kubwa zaraz poda jajka, bekon i grzanki.
- Cudownie! Umieram z głodu.
- To zrozumiałe. Na obiad zjadłaś niewiele, a kolacji nawet nie
tknęłaś. W dzbanku jest kawa. Nalej mi filiżankę.
- Czy to należało do obowiązków Michaela?
84
S
R
- Nie, jemu w głowie były tylko owady. Zamiast jeść, pełzałby
tu na kolanach, szukając ciekawych okazów - odparł z roztargnie-
niem, przeglądając gazetę.  Moim zdaniem pod wieloma wzglę-
dami bijesz go na głowę. Na przykład nie chrapiesz. - Uśmiech-
nął się i dodał rzeczowo: - Po śniadaniu wezmiesz dżipa i poje-
dziesz do wioski. Elementy scenografii są w bagażniku i na tyl-
nym siedzeniu. Mark i Walter zadbali, żebyś miała wszystko,
czego potrzebujesz. - Wręczył jej teczkę z rysunkami.
- Tu są szkice.
- A kto się zajmie sprzętem fotograficznym?
- Przed południem sam będę nosić torby.
Gdy Kubwa podał śniadanie, jedli w milczeniu, czekając na
wschód słońca. Złocista kula wyskoczyła nagle zza horyzontu.
- Co za ulga! Mrok znowu ustąpił przed światłością - mruknął
pobłażliwie Lukas, spoglądając w oczy dziewczyny.
- To był piękny widok - odparła z powagą George. Nie miała
teraz ochoty na żartobliwą wymianę zdań.
- Przypomnij sobie, jaki upał będzie w południe, a wtedy z
tęsknotą pomyślisz o nocy.
George bez przeszkód dotarła do wioski, a potem szybko
przygotowała tron i podium dla afrykańskiej królowej. Trochę się
pobrudziła, przenosząc opony, ponieważ był na nich jakiś smar,
lecz się tym nie przejmowała, zadowolona z efektów swojej pra-
cy. Początkowo towarzyszyła jej gromadka dzieci, dla których
85
S
R
miała cukierki. Po kilku minutach znudziły się i pobiegły szukać
innych atrakcji. Została tylko jedna dziewczynka. Początkowo
była nieufna, ale gdy przełamały już pierwsze lody, chętnie po-
zowała George, która posadziła ją na tronie i zrobiła mnóstwo
zdjęć.
Gdy zjawiła się reszta ekipy, na planie było sporo krzyku i zamie-
szania. Lukas wydawał rozkazy, Suzy przykryła opony barwną
tkaniną, Amber była zaniepokojona, bo korona ze śrub i nakrętek
zsuwała jej się na tył głowy. Wkrótce sytuacja została opanowana i
Lukas zaczął fotografować. Był bardzo zadowolony z porannej
sesji.
Gdy część ekipy odjechała, a ich dwoje zostało, żeby zapako-
wać sprzęt, naczelnik wioski przyszedł się upewnić, czy może
zabrać opony.
- Kwisha, bwana?
- Jasne. Należą do was - odparł Lukas, a potem wskazał ręką
George. - Memsahib chciałaby zobaczyć waszą szkołę.
- Chodzmy!.- powiedział naczelnik, ciągnąc George za rękaw.
Zdziwiona spojrzała na Lukasa. Nie sądziła, że będzie pamiętał
o wczorajszej obietnicy. Uśmiechnął się kpiąco i od razu wie-
działa, że czyta w jej myślach.
- Harambee! - zawołał naczelnik, gdy dotarli na plac budowy i
popatrzyli z uznaniem na betonowe fundamenty. - Harambee,
szkoła! - Mruknął coś do Lukasa, który kiwnął głową.
86
S
R
- Mieszkańcy tej wioski sami zdobywają pieniądze - tłumaczył
opowieść starszego mężczyzny, który mówił szybko w suahili. -
Mzee twierdzi, że od rządu nie dostali ani grosza. Za pieniądze ze
sprzedaży opon kupią cegłę i wzniosą mury do tej wysokości. -
Dotknął jej talii i uśmiechnął się radośnie. - Pyta, czy chcesz
wrócić tu w niedzielę i budować z nimi.
- Możemy przyjechać? - spytała z nadzieją, ogromnie urado-
wana tym zaproszeniem.
- Planowałem obiad w Nairobi. Chciałem pójść do klubu,
przejrzeć świąteczne gazety, zjeść smacznie i wpaść na wyścigi.
- Wzruszył ramionami. - Ale skoro wolisz spędzić wolny dzień
na budowie...
- Przed tobą jeszcze mnóstwo niedzielnych obiadów, a takie
zaproszenie to prawdziwa gratka. Zobaczysz, będzie wspaniale -
zachęcała.
- Obiecujesz? - Jego uwaga zabrzmiała dwuznacznie.
- Przestań się wygłupiać.
- Zapewniam cię, że ani mi to w głowie. A co z niedzielnym
obiadem? Kucharz ma wolny dzień.
- Chętnie coś dla ciebie ugotuję - obiecała z westchnieniem.
- Pieczeń z ziemniakami i pudding?
- Jak sobie życzysz.
- W takim razie byłbym okrutnikiem, gdybym powiedział, że w
czasie wolnym od pracy nie pozwolę ci ułożyć paru cegieł -
oznajmił, uśmiechając się szeroko.
87
S
R
- A teraz odwiez mnie do domu. - Gdy popatrzyła na niego ze
zdumieniem, dodał pogodnie: - Obawiam się, że uważasz mnie
za podłego szowinistę, więc chciałem udowodnić, że nie kieruję
się uprzedzeniami. Kobieta za kierownicą? Proszę bardzo! Je-
dziemy?
- Wiem, że coś knujesz, ale chętnie poprowadzę samochód. -
Przechyliła głowę na bok i obserwowała go z ciekawością. Po-
stanowiła dać mu nauczkę, a zarazem utrwalić w jego pamięci wi-
zerunek szalonej entuzjastki, który stanowił nadal jej kamuflaż.
Gdy wrócili do auta, popatrzyła nieufnie na dzwignię zmiany
biegów, a potem uruchomiła silnik, poruszyła nią niezdarnie i pu-
ściła sprzęgło. Dżip skoczył do przodu i silnik zgasł.
- Przepraszam, to nie ten bieg. - Zerknęła na Lukasa siedzącego
z kamienną twarzą na fotelu pasażera. Znowu przekręciła klucz w
stacyjce i sięgnęła do dzwigni biegów, ale tym razem Lukas przy-
krył dłonią jej palce i lekko nimi pokierował.
- Podobno dwa razy nie popełniasz tego samego błędu, ale
chciałem się upewnić, że wszystko będzie w porządku. - Jak so-
bie radzisz z jazdą po Londynie?
- Nie używam samochodu - odparła z zapałem. -Umarłabym ze
strachu! Jeżdżę tylko po cichych ulicach w mojej dzielnicy.
- Nie wierzę ci, George. Jestem pewny, że próbujesz mnie na-
brać i chcesz, żeby ta nasza wspólna jazda dała mi się we znaki.
Gdybyś rzadko siadała za kierownicą, byłabyś okropnie zdener-
88
S
R
wowana i za nic w świecie nie chciałabyś prowadzić. Nie wiem,
do czego zmierzasz, ale to bez znaczenia. Opowiedz mi, czym
się zajmujesz w Londynie - dodał, gdy ruszyła płynnie.
- Prowadzę nudne, spokojne życie - odparła zaniepokojona.
- Cóż za skromność! Moim zdaniem, w ogóle do ciebie nie pa-
suje. Wspomniałaś, że chętnie fotografujesz rodzinę i zwierzęta. I
co dalej? Pracujesz? Mieszkasz u taty? - Po chwili wahania do-
dał: - Masz chłopaka?
- Kupiłam dom w Londynie i dzielę go z przyjaciółmi.
- Jest wśród nich twój narzeczony? - Lukas uniósł brwi.
- Powiedz wprost, o co ci chodzi - odparła z irytacją.
- A jak myślisz? - rzucił drwiąco.
- Chcesz wiedzieć, czy z kimś sypiam? - Zahamowała i popa-
trzyła mu prosto w oczy.
- To nie moja sprawa - mruknął, a po namyśle dodał: - Na-
prawdę masz kogoś?
- Sam powiedziałeś, że to cię nie powinno interesować.
- A gdybym zmienił zdanie?
Westchnęła głęboko i nagle zdała sobie sprawę, co czuje.
Chciała, żeby Lukas zwrócił na nią uwagę, ale podejrzewała, że
nic z tego nie będzie.
- Daj spokój! Jeśli chcesz trochę poflirtować, masz tu trzy
89
S
R
śliczne dziewczyny. Wybierz jedną z nich, bo ja się do tego nie
nadaję.
- Zapewne masz rację - odparł z kpiącym uśmiechem - ale nie
zapominaj, że mieszkamy w jednym namiocie. To bardzo uła-
twia sprawę.
- Chętnie przeniosę się do dżipa.
- I zostaniesz sama w ciemnościach?
- Jesteś okropny! Gdybym wiedziała, że chcesz wykorzystać
sytuację...
- Pamiętaj, że twój przyjazd do Afryki nie był moim pomysłem.
Uparłaś się, że zostaniesz, choć próbowałem cię od tego odwieść.
- Nie miałam wyboru! Gdybym wiedziała... - Umilkła i po [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)