[ Pobierz całość w formacie PDF ]samo rozpierałby się w loży Circus Maximus, by napawać
się szczękiem mieczy gladiatorów. Poczucie siły emanowało
z każdego ruchu tego człowieka. Duma była niezbędna dla
dobrego samopoczucia obywatela Rzymu, a Tytus Sulla
miał z czego być dumny. Był komendantem wojskowym
Ebbracum i odpowiadał tylko przed rzymskim cesarzem.
Ten mocno zbudowany, średniego wzrostu mężczyzna miał
jastrzębie rysy Rzymianina czystej krwi. Teraz jego pełne
wargi wykrzywiał ironiczny uśmiech, który czynił wyniosłe
słowa jeszcze bardziej aroganckimi. Ubrany był w stylu
wojskowym - kaftan ze złotych łusek, odpowiedni do rangi
inkrustowany półpancerz, krótki miecz u pasa. Na
kolanach trzymał srebrzysty hełm z pióropuszem. Za nim
stał nieruchomo oddział zbrojnych we włócznie i tarcze
żołnierzy - jasnowłosych tytanów znad Renu.
Przed nim rozgrywała się scena dostarczająca mu
najwyrazniej wielkiej satysfakcji. Scena zwyczajna
wszędzie tam, dokąd sięgały rozległe granice rzymskiego
Imperium. Na nagiej ziemi leżał prosty krzyż, do którego
przywiązany był człowiek o dzikim wyglądzie
- półnagi, o potężnych mięśniach i płonących oczach, z
grzywą splątanych włosów. Katami byli rzymscy żołnierze.
Gotowali się, by ciężkimi młotami wbić żelazne ćwieki w
ręce i stopy ofiary, przybijając ją do drewna.
Niewielu ludzi przyglądało się tej scenie na budzącym
grozę placu kazni poza bramami miasta: gubernator i jego
czujna gwardia, kilku młodych rzymskich oficerów oraz
ten, o którym Sulla mówił gość", a który stał w milczeniu,
podobny do spiżowego posągu. Wobec lśniących
przepychem Rzymian jego skromny strój zdawał się szary,
mroczny.
Choć ciemnowłosy, w niczym nie przypominał
otaczających go Rzymian. Nie było w nim tej gorącej,
niemal orientalnej zmysłowości krajów
śródziemnomorskich, która emanowała z ich rysów.
Bardziej był podobny do tych jasnowłosych barbarzyńców,
stojących za krzesłem Sulli. Nie miał pełnych, krągłych,
czerwonych warg ani gęstych, falujących loków,
przywodzących na myśl greckie pochodzenie. Także jego
ciemna cera nie miała typowego dla południowców
oliwkowego odcienia - była to smagłość człowieka z
północy. Cała sylwetka tego mężczyzny w nieuchwytny
sposób przywodziła na myśl cienie i mgły, mrok, mróz i
lodowate wichry nagich, północnych krain. Nawet czarne
oczy były zimne, jak ciemne ognie widoczne poprzez całe
sążnie lodu.
Mimo średniego zaledwie wzrostu miał jednak w sobie
coś, co nie było zależne od fizycznej wielkości, jakąś
wrodzoną niepohamowaną żywotność, porównywalną
tylko z witalnością wilka lub pantery. Była widoczna w
każdej linii jego prężnego, zwartego ciała, w prostych,
gęstych włosach, ułożeniu głowy jak u drapieżnego ptaka,
szerokich ramionach, potężnej piersi, wąskich biodrach i
niedużych stopach. Zbudowany z charakterystyczną dla
dzikiej bestii ekonomiką był wizerunkiem dynamicznych
możliwości spętanych żelazną wolą.
U jego stóp przykucnął człowiek o podobnej cerze -
lecz na tym ich podobieństwo się kończyło. Ten był
skarlałym olbrzymem o sękatych ramionach, potężnym
tułowiu, niskim, pochyłym czole. Twarz jego wyrażała tępe
okrucieństwo, teraz wyraznie pomieszane z lękiem.
Człowiek na krzyżu, choć w pewien sposób podobny do
gościa" Tytusa Sulli, o wiele bardziej przypominał tego
przykucniętego, niskiego giganta.
- I cóż, Partho Mac Othna - rzucił gubernator z
wystudiowaną arogancją. - Gdy wrócisz do swego
plemienia, będziesz mógł opowiedzieć o sprawiedliwości
Rzymu, który włada na południu.
- Będę mógł opowiedzieć - odparł tamten głosem nie
zdradzającym śladu emocji. Na smagłej, nieruchomej
twarzy nie odbijał się nawet ślad burzy, szalejącej w jego
duszy.
- Sprawiedliwość dla wszystkich pod rządami Rzymu
- powiedział Sulla. - Pax Romana! Nagroda za zasługi,
kara za przestępstwa! - w duchu zaśmiał się z własnej
obłudy.
- Sam widzisz, emisariuszu z Kraju Piktów - ciągnął - jak
szybko Rzym karze zbrodniarza.
- Widzę - odrzekł Pikt, a w jego głosie zabrzmiała
grozba, dowód powstrzymywanego gniewu. - Widzę, że
poddany obcego króla traktowany jest, jakby był
rzymskim niewolnikiem.
- Został osądzony przez bezstronny sąd i skazany
odparował Sulla.
- Tak! A oskarżycielem był Rzymianin, świadkami
Rzymianie, sędzią Rzymianin! Popełnił morderstwo? W
chwili gniewu powalił rzymskiego kupca, który go oszukał,
wykorzystał i okradł, a do tych krzywd dodał zniewagi.
Ach, jeszcze go uderzył! A czyż psem jest jego król, że
Rzym może wedle swych chęci ukrzyżować jego
poddanego, skazanego przez rzymski sąd? Czyż zbyt słaby
jest ten król albo zbyt głupi, by samemu wymierzyć
sprawiedliwość, jeśli zostanie powiadomiony, a formalna
skarga wniesiona przeciw winnemu?
- No cóż - rzekł cynicznie Sulla. - Sam możesz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl