[ Pobierz całość w formacie PDF ]wypadki dla kroniki policyjnej...
- Dobra - mruknął. - O, Pan Samochodzik.
Faktycznie ulicą nadchodził mój zwierzchnik.
- Coś podejrzanego - powiedział pan Tomasz. - Nie mogłem się dostukać. W domu jej
nie ma.
Twarz Michaiła ściągnęła się. Opowiedzieliśmy o wizycie w redakcji i naszych
podejrzeniach.
- Coś niedobrego się kroi - powiedział. - Sądzicie, że została porwana?
- Na to wygląda - westchnął nasz przyjaciel. - Jeśli tak, to trzeba ją jak najszybciej
odnalezć. Najpierw jej mieszkanie.
Weszliśmy bez przeszkód do obleśnego budynku. Przeszliśmy brudnym korytarzem.
- Coś jest nie tak - stwierdził Michaił. - To uboga dzielnica. W takim miejscu
pojawienie się obcego wywołuje od razu reakcję łańcuchową. Ludziska przynajmniej mu się
przyglądają. Oni, aby przetrwać, muszą ze sobą współpracować. Jeśli nie patrzą na nas przez
uchylone drzwi, jeśli na tym korytarzu nie ma stada dzieciaków, to może oznaczać tylko
jedno. Stało się coś, co ich wystraszyło...
- Tak - mruknąłem. - Wprawdzie nie znam miejscowych zwyczajów, ale tu jest zbyt
spokojnie.
Michaił podszedł do drzwi.
- Klucza nie ma w zamku od środka. Pawle, ty chyba lepiej znasz się na zamkach -
podał mi wielofunkcyjny komplet wytrychów.
Zamek Yale. Sześć sekund dla doświadczonego złodzieja. Ja potrzebowałem
dwunastu. Pchnąłem drzwi i weszliśmy do ciasnego pokoiku. Był zdemolowany, jakby
toczyła się tu ciężka walka. Połamane meble, potłuczony wazon.
- Oho - mruknął Michaił. - Coś poważnego. Broniła się jak tygrysica.
Spojrzałem uważnie na ścianę.
- Weszła do pokoju zapewne po ciemku - powiedziałem. - Zapaliła światło - żarówka
wisząca pod sufitem paliła się ciągle, na co w pierwszej chwili nie zwróciliśmy uwagi. -
Wtedy ktoś się na nią rzucił. Zdążyła wystrzelić dwa razy z biodra - wskazałem dwie dziury
po kulach. Potem ktoś podbił jej broń i trzeci strzał poszedł w sufit. Ale nie ma śladów krwi...
Michaił wyjął z kieszeni telefon. Wystukał numer Igora.
- Słuchaj - rzucił w słuchawkę - Porwano naszą przyjaciółkę...
Słuchawka zagdakała z ożywieniem.
- Dobra. Wez najlepszych - polecił. - Za dwadzieścia minut mamy spotkanie z
najlepszym policyjnym hakerem w Cuiabie - zwrócił się do nas.
- Po co ci haker? - zdumiał się szef. - Myślisz, że już poinformowali w Internecie, że
ją porwali?
Nasz przyjaciel uśmiechnął się smutno. Zamknąłem drzwi i pojechaliśmy.
Posterunek policji leżał kawałek za miastem. Budynki, wzniesione z czerwonej,
dobrze wypalonej cegły, otaczał wysoki, betonowy mur, najeżony strzelnicami.
- Jak z filmów o południowoamerykańskich reżimach... - mruknąłem.
Taksówka podwiozła nas pod bramę i odjechała. Zaraz też wpuszczono nas do środka.
Dwaj policjanci zrewidowali nas pobieżnie. Kilka minut pózniej znalezliśmy się na strychu.
Siedział tu starszy mężczyzna.
- Ałmaz - przedstawił się rosyjskim imieniem. - Jaki jest numer jej telefonu?
Widocznie był już częściowo wprowadzony w sprawę. Zaraz też przyszedł wysokiej
rangi gliniarz, który przedstawił się jako Igor. A więc to był ten tajemniczy dobry duch, który
pomagał nam cały czas.
Michałł wyjął z kieszeni wizytówkę Juanity i podał im jej numer telefonu. Ałmaz
wprowadził go do komputera.
- Aktywny, nikt nie odbiera - mruknął. - Ale sieć telefoniczna reaguje. Zaraz ustalimy,
gdzie leży.
Wprowadził jakiś kod. Na ekranie zapalił się plan miasta, najeżony ciemnymi
punktami.
- To stacje wzmacniające sygnał telefoniczny - wyjaśnił. - Wokół każdej znajduje się
strefa, w której jest wychwytywany sygnał zwrotny.
- Jak to działa? - zainteresował się pan Tomasz.
- Jeśli dzwonimy pod jakiś numer, komputer przeszukuje całą sieć i odnajduje stację
najbliższą dla użytkownika telefonu. Stacja łączy się z aparatem i wzmacnia jego sygnał,
przekazując go przez inne stacje prosto do odbiorcy. Zaraz, muszę wykonać obejście ich
systemu zabezpieczeń.
Wsadził CD-ROM do czytnika i na drugim monitorze obserwował jakieś migające
cyferki.
- Zabezpieczenia złamane - uśmiechnął się. - Tandetne szyfry.
- Mogą nas jakoś namierzyć? - zaniepokoiłem się.
- Oczywiście, ale nie zapominajcie, że jesteśmy gliniarzami - wypiął dumnie
zapadniętą pierś, nakrytą mundurem. Odznaka zalśniła jak gwiazda. - Dobra, zobaczmy sobie
to na diagramie.
Jedna ze stacji zapaliła się na czerwono. Po chwili pobiegła od niej cienka, czerwona
linia do stacji umieszczonej najbliżej posterunku. Powiększył obraz.
- Oczywiście, stacje leżą na tyle blisko, że ich pola zachodzą na siebie...
- Nie ma interferencji? - zdziwiłem się.
- Trochę jest, ale nieznaczna. Teraz uwaga, telefon znajduje jedna stacja, ale sąsiednie
też łapią jego szczątkową transmisję. W razie awarii stacji, najbliższe natychmiast przejmą
rozmowę, tak że użytkownik najczęściej nawet tego nie zauważy, choć czasem może się
pogorszyć jakość odbioru - dwie inne stacje zapaliły się na różowo.
- Teraz wystarczy zmierzyć siłę sygnału...
Znowu przesiadł się do drugiego komputera. Tym razem męczył się co najmniej
dziesięć minut. Czekaliśmy w milczeniu.
- Jest z tym trochę problemów, muszę zmusić komputery przekazników, żeby
zachowywały się nieco niezgodnie z programem. Ale mam wyniki...
Powiększył obraz raz jeszcze. Na monitorze zarysował się nieregularny wielobok.
- Będę potrzebował dokładnej lokalizacji stacji - odezwał się po rosyjsku milczący
dotąd Igor.
Po chwili zaznaczał je na planie.
- Dziwne - powiedział. - Ten kawałek miasta to place przygotowane dopiero pod
budowę... Ale to nic. Wysyłam tam naszych wywiadowców po cywilnemu.
Ujął słuchawkę wewnętrznego telefonu i zaczął wydawać dyspozycje po portugalsku.
- Większość telefonów komórkowych można zdalnie przełączyć na nadawanie -
powiedział haker. - Niestety, nie wszystkie modele...
- To znaczy, że każdemu, kto ma przy sobie komórkę, można po cichu włączyć
podsłuch? - zdumiał się pan Tomasz
- Prawie każdemu - uściślił technik.
- Ja też o tym słyszałem, ale sądziłem, że to jakaś bzdura - mruknął Michaił.
- Trzeba jednak znać numer seryjny aparatu i odpowiednie kody producenta.
Siadł znowu przy drugim komputerze.
- Spróbuję się włamać do bazy danych sieci telefonicznej - powiedział.
Bawił się przez kilka minut.
- Zabezpieczyli hasłem wejście do systemu - mruknął.
- To znaczy, że nic z tego? - zaniepokoiłem się.
- Nie, hasło już obszedłem. Ale dane są zaszyfrowane. Ale nie szkodzi, zaraz się
odczyta... - połączył komputer kablem z jakąś potężną maszyną, stojącą w kącie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl