[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niestworzone historie!
- Mam do tego prawo. - Dareczek zdecydował, iż
szybko należy uświadomić pani gospodyni, że nie jest jej
pracownikiem, do którego może mówić takim tonem. - A
pani wypowiadając tak nieostrożny osąd, naraża się na
poważne oskarżenia, które również mam prawo pani
przedstawić. Na razie chcemy pani pomóc. Proszę jednak
się postarać, abyśmy się nie rozmyślili.
Szuchcik wstrzymał na chwilę oddech. Dareczek
przesadził. Ale skoro brnie w to, trzeba mu zaufać.
Chorodecka przez chwilę milczała, mierząc ich
wzrokiem.
- Miałam córkę, która zmarła na mukowiscydozę w
wieku trzynastu lat. Teraz jest pan zadowolony? - Była
twarda. W jej oczach Szuchciński nie dostrzegł nawet
śladu słabości. Z pewnością nie rozpłacze się i do końca
zachowa twarz.
206
- Mnie chodzi o pani młodszą córkę. Marię
Chorodecką - powiedział wolno Dareczek, po czym
nastała bardzo długa cisza.
Kobieta skupiła wzrok na Wieczorku, nawet na
sekundę nie spuszczając go z oka. Teraz sprawiała
wrażenie, jakby za chwilę miała dostać apopleksji.
- Proszę stąd wyjść - wycedziła po dłuższej chwili
niemal szeptem. - Jeśli za wyrzucenie panów będę
musiała ponieść jakiekolwiek konsekwencje, poniosę je.
Dareczek wyjął dokument, który dostał od Szuchcika
na komendzie, i rozłożył go na stole przed gospodynią.
Spojrzała na kartkę i zamarła.
- Czy ta kobieta żyje? - spytał twardo Wieczorek.
- Moja młodsza córka, Maria Chorodecka, zmarła w
dwie godziny po narodzinach. Trzydzieści pięć lat temu.
W szpitalu mokotowskim przy ulicy Madalińskiego o
trzynastej piętnaście. - Kobieta zbladła, mówiła cicho,
jakby cedziła przez zęby każde słowo. - Przeżyłam
śmierć mojego męża oraz dwóch córek. A teraz
przychodzicie tu, aby wyciągać to dla marnych
dwudziestu tysięcy z jakichś idiotycznych kart
płatniczych. Kładziecie na stole akt zgonu Marii i czego
oczekujecie? Co z was za ludzie? Czego wy tak
naprawdę chcecie?
Szuchcik zacisnął pod stołem pięści, gotów wyciągnąć
stąd Dareczka nawet siłą. Nie było jednak takiej
potrzeby. Wieczorek sam wolno uniósł się z fotela.
- Chcemy prawdy - odparł spokojnie. - Proszę mi
wierzyć, nie przyszliśmy tu z powodu tych dwudziestu
207
tysięcy. I choć nie mogę powiedzieć pani, dlaczego o to
pytamy, sprawa jest znacznie poważniejsza od tego
włamania. Prowadzimy bardzo poważne śledztwo, co do
którego zobowiązuje nas całkowita tajemnica. A
zdradzam to pani tylko dlatego, że naprawdę rozumiem
pani ból po stracie bliskich.
- Czyżby?
- Choć może chwila ku temu jest niezręczna -
Dareczek honorowo  nie zauważył inwektywy
Chorodeckiej. - Jednak proszę o to, by za wszelką cenę
zachować co do tego dyskrecję. Tu chodzi o bardzo
poważne przestępstwa, z którymi powiązana jest osoba,
która była w pani domu. Więc zadam to pytanie raz i w
chwilę pózniej stąd wyjdziemy. Brzmi ono następująco:
czy jest pani całkowicie pewna, że ten dokument jest
prawdziwy? %7łe pani córka naprawdę nie żyje?
Chorodecka również podniosła się z fotela.
- Nie widziałam ciała - odpowiedziała głucho. -
Widział je mój mąż. Wierzyłam mu bez reszty do końca
jego życia. Jestem całkowicie pewna, że Maria nie żyje.
Choć wiele bym dała, żeby było inaczej. %7łegnam panów.
Przed kamienicą
Szuchcik opadł ciężko na fotel kierowcy, włożył
kluczyki do stacyjki, ale nie włączał silnika. Dareczek
zatrzymał się przed kamienicą. Wpatrywał się w nią,
jakby z jej wyglądu mógł jeszcze cokolwiek wyczytać.
Być może wyczuł, co go czeka za chwilę i chciał niezbyt
przyjemną rozmowę odłożyć jeszcze o kilka minut.
Komisarz dał Wieczorkowi kilka chwil, po czym
wychylił głowę przez okno wozu.
- Długo tak będziesz kontemplował ten dom? Mało
się dowiedziałeś?
Dareczek powoli odwrócił się w stronę samochodu.
Nie odpowiedział. Podszedł do drzwi, otworzył je i
wsiadł bez słowa.
- Przegięliśmy - usłyszał komentarz Szuchcika.
- Możliwe, ale musieliśmy się upewnić.
- Dręczyliśmy tę kobietę tylko dlatego, aby
powtórzyła nam coś, co mamy czarno na białym na akcie
zgonu?!
- Nie widziała ciała.
- Matko Boska, Dareczek! Jak sobie wyobrażasz w
biały dzień takie fałszerstwo w szpitalu publicznym?!
Nawet trzydzieści pięć lat temu!
209
- A co to za problem? Mało mieliśmy na biurkach
takich numerów? Nie pamiętasz sprawy Romkina z dwa
tysiące ósmego?
- Ale to był handel ludzmi! Mówisz o białoruskim
gangu, który wsadził w korupcję lekarzy tysiące euro.
Tam był brudny biznes.
- Różne bywają przyczyny.
- Okej. - Szuchcik pokręcił ze zniecierpliwieniem
głową. - Załóżmy, że tutaj też sfałszowano akt zgonu, a
dziecko uprowadzono. Mam tylko małe pytanko: po co?!
W świetle tego, co wiemy z dziennika Chorodeckiej, a
uznajemy to cały czas za zeznanie, autorka jakoś nie
wspomina, że wychowywała się gdzieś, cholera wie
gdzie, w rodzinie pedofilów, bezdzietnych bogaczy czy w
burdelu. Twierdzi, że wychowywała ją matka, Danuta
Chorodecka. Wie o niej tak dużo, że trudno nie dać temu
wiary. Wspominała też o zmarłej na mukowiscydozę
siostrze. Twoja teoria o tajemniczym zaginięciu w
szpitalu nie trzyma się kupy. Nawet jeżeli założymy, że
autorka pamiętnika tylko podszywa się pod teoretycznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)