[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jeżeli mamy opracować jakiś sensowny plan na
przyszłość, nie możemy zapominać o zjawisku inercji. Po
pierwsze, inercji umysłowej. Jeżeli wiemy, że coś jest
prawdziwe w teorii, to wcale nie znaczy, że jest również
prawdziwe w rzeczywistości. Religie barbarzyńców nie
zawierają ani zalążka faktów naukowych, aczkolwiek
utrzymują, że wyjaśniają wszystko. Jednakże gdyby
221
jednemu z owych dzikusów odebrać wszelkie podstawy
jego wierzenia, wcale nie przestanie wierzyć. Nazwie
wówczas wszystkie swoje fałszywe przekonania  wiarą",
ponieważ są one według niego słuszne. A są słuszne
dlatego, iż wierzy w ich słuszność. Jest to nienaruszalny
krąg fałszywej logiki, którego nie da się rozerwać. W
rzeczywistości jest to najzwyklejsza inercja umysłowa.
Myślenie, ie  co zawsze było, zawsze będzie". I niechęć do
rozstawania się z dawnymi wzorcami myślenia. Sama
inercja umysłowa nie jest jeszcze powodem kłopotów...
istnieje również inercja kulturowa. Niektórzy z was tutaj
wierzą w to, co powiedziałem, i pragną zmiany. Ale czy
wszyscy wasi ludzie jej pragną? Co z tymi, którzy nie
myślą, kierują się nawykiem, nauczeni działać odruchowo,
którzy w i e d z ą, że co jest teraz, będzie zawsze? Będą
udaremniali wszelkie wasze plany, wszelkie wysiłki, jakie
uczynicie dla wykorzystania tej nowej wiedzy, którą
posiedliście.
- Więc to daremne, więc nie ma już dla nas nadziei? -
spytał Rhes.
- Ja tego nie powiedziałem - odparł Jason. - Idzie mi po
prostu o to, że wasze kłopoty nie skończą się przez
pociągnięcie jakiejś mentalnej dzwigni. Widzę dla was na
przyszłość trzy drogi, którymi musicie podążać
równocześnie. Pierwszą i najlepszą będzie połączenie
miejskich i wiejskich Pyrrusan w jedną społeczność
ludzką, jaką pierwotnie tworzyli. Obie grupy są w tej
chwili niekompletne i każda z nich ma coś, czego druga
potrzebuje. Wy w mieście, posiadacie wiedzę i kontakty z
galaktyką. Macie też morderczą wojnę. Wasi najbliżsi
krewni z dżungli żyją w pokoju ze światem, lecz brak im
lekarstw i innych dobrodziejstw naukowych, a także
222
jakichkolwiek kontaktów kulturowych z resztą ludzkości.
Musicie się połączyć ku obopólnej korzyści. Jednocześnie
musicie się wyzbyć przesądnej nienawiści, jaką dla siebie
żywicie. To da się wykonać jedynie poza miastem, z dala
od pola walk. Każdy z was winien udać się tam
dobrowolnie niosąc wiedzę, którą należy się podzielić. Nie
stanie się wam żadna krzywda, jeśli będziecie postępować
w dobrej wierze. I wtedy poznacie, co znaczy żyć w
harmonii z planetą, a nie w wojnie. Z czasem powstaną
cywilizowane społeczności, które nie będą
społecznościami karczowników ani śmieciarzy. Będą
społecznościami Pyrrusan.
- A co się stanie z naszym miastem? - spytał Kerk.
- Zostanie, gdzie jest... i prawdopodobnie nie zmieni się
ani na jotę. Początkowo będziecie musieli zachować swój
obwód obronny, aby móc utrzymać się przy życiu, gdy
ludzie będą powoli opuszczali miasto. A potem będzie
nadal istniało w takiej samej formie, ponieważ nie
wszystkich zdołacie przekonać. Ludzie ci pozostaną i będą
nadal walczyli, aż zginą. Może uda wam się lepiej
wychować ich dzieci. Ale jaki będzie ostateczny koniec
miasta, trudno przewidzieć.
Milczeli myśląc o przyszłości. Leżący na podłodze Skop
jęczał, ale się nie ruszał.
- To dwie możliwości - powiedziała Meta. - A jaka jest
trzecia?
- Trzecia to mój wymarzony plan. - Jason uśmiechnął się.
- 1 mam nadzieję, że znajdzie się dość ochotników, którzy
go poprą. Wezmę swoje pieniądze i wydam je na zakup
najlepszego i możliwie najnowocześniejszego statku
międzyplanetarnego, który uzbroję i wyposażę w
223
urządzenia naukowe, jakie tylko można. Potem poproszę
Pyrrusan, aby się ze mną zabrali, jeżeli mają ochotę.
- A po co? - obruszyła się Meta.
- Nie dlatego, że się nad nimi lituję. Uważam, że moja
inwestycja nie tylko się zwróci, ale że na niej niezle
zarobię. Po kilku miesiącach, które wśród was spędziłem,
nie mogę już wrócić do mego dawnego zawodu. Mam
dosyć pieniędzy, więc byłaby to tylko strata czasu. Poza
tym nudziłoby mnie to śmiertelnie. Człowieka, który
mieszkał na Pyrrusie, o ile przeżył, muszą nudzić
spokojniejsze światy. Chciałbym więc wziąć statek, o
którym powiedziałem, i zająć się odkrywaniem nowych
światów. Istnieją całe tysiące planet, na których ludzie
chcieliby się osiedlić, tylko że pierwsze kroki na nich są za
trudne dla zwykłych osadników. Otóż uważam, że nie ma
takiej planety, na której Pyrrusanie nie daliby sobie rady po
treningu, jaki przeszli tutaj. Czy to nie byłaby dla was
frajda? Ale idzie nie tylko o frajdę. W tym mieście
jesteście cały czas nastawieni na walkę na śmierć i życie.
Teraz macie do wyboru: względnie spokojną przyszłość
lub pozostanie w mieście i prowadzenie tej niepotrzebnej i
niemądrej wojny. Ja zaś proponuję wam wykorzystanie
waszych najlepszych cech w celach jak najbardziej
konstruktywnych. Takie oto macie możliwości. Teraz już
tylko od każdego z was zależy, na co się zdecydujecie.
Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, ból ścisnął Jasona
zagardło żelaznymi kleszczami. To Skop, który odzyskał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)