[ Pobierz całość w formacie PDF ]dzieci!
Choć stosunek Willow do trójki podopiecznych nie uległ
zmianie, to od tej pory starała się spędzać jak najmniej czasu
z ich ojcem. Zawsze była uprzejma i chętna do współpracy,
ale jednocześnie dokładała wszelkich starań, by zachować mię
dzy nimi odpowiedni dystans. Nie patrzyła mu w oczy, mówiła
głosem nie wyrażającym emocji.
Scott udawał, że tego nie widzi. Jego stosunek do niej rów
nież uległ zmianie. Uśmiechał się bezosobowo, krótko ucinał
wszelkie rozmowy.
Atmosfera między nimi była napięta do granic możliwości
R S
i gdy nadszedł piątek, dzień przyjęcia u Moffatów, Willow roz
bolała z tego wszystkiego głowa. Nienawidziła nieporozumień
i choć nie sprzeczała się otwarcie ze swoim pracodawcą, różne
drobne złośliwości dużo bardziej wyprowadzały ją z równo
wagi niż porządna awantura.
Na myśl o przyjęciu robiło jej się niedobrze. Będzie zmu
szona udawać szczęśliwą dla dobra państwa Moffatów; prze
bywać w jednym pokoju ze Scottem i uśmiechać się do nie
znajomych. Nie miała na to najmniejszej ochoty!
Dzieci natomiast nie mogły się doczekać przyjęcia. Pisz
czały radośnie, kiedy pomagała im się ubrać.
Gdy cała trojka była już gotowa, ustawiła je w rzędzie
w pokoju Lizzie, niczym żołnierzy.
- Czas na inspekcję! - zarządziła. - Muszę przyznać -
ciągnęła, poprawiwszy muszkę Mikeya - że wyglądacie wprost
cudownie!
- Super! - ucieszyła się Amy.
Zaczęła kręcić piruety tak szybko, że straciła równowagę
i wpadła na Mikeya, który z kolei poleciał na Lizzie i prze
wrócił ją na łóżko. Na szczęście Willow w porę zareagowała,
by nie dopuścić do awantury. Podbiegła do okna, nim dzieci
zaczęły kłócić się na dobre.
- O mój Boże, spójrzcie na to!
- Co? zawołały chórem.
- Rozpadało się na dobre.
- Będziemy musieli włożyć płaszcze przeciwdeszczowe -
zawyrokowała Amy. - Nie możemy przecież zamoczyć no
wych sukienek.
- Tata wrócił! - Lizzie przyciskała nos do szyby. - Mu
simy się pospieszyć, bo inaczej się spóznimy! - Spojrzała
R S
z niesmakiem na dżinsy i koszulkę Willow. - Musisz się prze
brać. Nie możesz przecież pójść w tym!
- Nie pójdzie - odezwała się Amy. - Włożysz sukienkę
od cioci Camryn, prawda, Willow?
- Zaraz siÄ™ przebiorÄ™. A wy w tym czasie poszukajcie wa
szych płaszczy przeciwdeszczowych i kaloszy.
- Od razu założymy płaszcze - zaproponowała Lizzie. -
W ten sposób tata zobaczy nasze nowe sukienki dopiero na
przyjęciu. Będzie miał jeszcze większą niespodziankę!
- Super! - przyklasnęła Amy. - Ty też, Willow. Włóż
płaszcz. Na przyjęciu zdejmiemy je wszystkie naraz i tata bę
dzie... - zawahała się. - Jaki tata będzie? Zapomniałam tego
słowa, Lizzie!
- Będzie oczarowany!.- Starsza siostra uwielbiała, gdy
proszono ją o pomoc. - Będzie absolutnie oczarowany.'
Tego dnia w przychodni panował jeszcze większy ruch niż
zazwyczaj. Przed południem Scott przyjął ośmiu pacjentów,
a w porze lunchu musiał niezwłocznie pojechać do szpitala,
by dokonać nagłego zabiegu. Gdy wrócił do przychodni, po
czekalnia znów była pełna.
- Przebieraj się, tato! - usłyszał głos Amy, gdy tylko prze
kroczył próg domu. - Jesteśmy gotowi, ale nie chcemy, żebyś
nas zobaczył, bo planujemy ci zrobić niespodziankę. - Trzas
nęły drzwi i w domu zapanowała cisza.
Gorący prysznic postawił go na nogi. Otworzył drzwi szafy,
zastanawiając się, jaki włożyć garnitur: czarny czy szary, gdy
w głębi szafy zauważył granatową, klubową marynarkę. Wi
siała tam, nieruszana, od jego ostatniego pobytu w Summerhill.
Był tak roztrzęsiony po pogrzebie Chada, że zapomniał ją za-
R S
pakować. Miał ją na sobie na pogrzebie, ale po uroczystości
chciał jak najszybciej wydostać się z rodzinnego domu, tak
samo zresztą jak i pozostali członkowie rodziny. Wspomnienia
wciąż były zbyt bolesne.
Nie był pewien, czy jeszcze się w nią zmieści. Po śmierci
Chada spędzał wiele godzin na siłowni, katując się niemiło
siernie ćwiczeniami, jakby chciał w ten sposób pozbyć się cier
pienia i poczucia winy. Zawiódł brata! Nie było go przy nim,
gdy Chad najbardziej go potrzebował...
Włożył marynarkę i ze zdumieniem odkrył, że leży na nim
jak ulał. Postanowił pójść w niej na przyjęcie. Od śmierci brata
minęło siedem lat. Najwyższa pora pogodzić się ze stratą. Li
czyła się terazniejszość. I tylko terazniejszość.
Dzisiejsze problemy wiązały się przede wszystkim z osobą
panny Tyler, która nie mogła śeierpieć jego towarzystwa, choć
jeszcze przed kilkoma dniami uważała, że jest w nim zako
chana. Teściowie z pewnością zauważą panujące między nimi
napięcie, a nie chciał psuć im wieczoru.
Porozmawia z panną Tyler na osobności. Poprosi ją, by dziś
wyjątkowo nie obnosiła się publicznie ze swoją pogardą dla
niego.
Parę minut pózniej wyszedł na korytarz ubrany w grana
tową marynarkę, białą koszulę, szare spodnie i krawat w gra-
natowo-srebrne paski.
Dzieci czekały z nianią na dole. Przyglądały się mu radoś
nie, gdy schodził ze schodów. Amy i Lizżie uśmiechały się
szeroko, Mikey podskakiwał z radości, podczas gdy panna Ty
ler stała obok wyniosła i milcząca.
Dziewczynki ubrane były w żółte płaszcze przeciwdeszczo
we i kolorowe kalosze. Willow miała na sobie lśniący, czarny
R S
płaszcz i czarne kozaki. Tak samo jak dziewczynki naciągnęła
na głowę kaptur.
- Gotowi?
- Tak, tato!
- To dobrze. - Wyjął ze stojaka parasol i otworzył drzwi.
Ostry podmuch wiatru wdarł się do środka. - Poczekajcie chwi
lę, aż otworzę wszystkie drzwi w samochodzie. Lizzie, chcę,
żebyś usiadła ze mną z przodu. Panna Tyler usiądzie z tyłu,
by mogła przypilnować Amy i Mikeya.
Gdy podjechali pod jasno oświetlony dom Moffatów, Wil-
low zrobiło się słabo. Scott wyglądał na wykończonego i cho
ciaż powinna była go nienawidzić za jego butę i pychę, wciąż
się o niego martwiła. Zapracowany człowiek potrzebuje ciszy
i spokoju w rodzinnym domu. Liczył na to, że dopilnuje, by
Amy i Mikey zachowywali się grzecznie w czasie podróży, ale
dzieci były tak podniecone, że nie była w stanie nad nimi za
panować. Kłóciły się przez cały czas. Ucichły dopiero wtedy,
gdy zjechali na żwirową drogę prowadzącą do wielkiego domu
dziadków.
Scott nie odezwał się ani słowem, ale Willow widziała na
pięcie w jego ruchach. Tak mocno zaciskał dłonie na kierow
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl