[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Będziesz teraz bohaterką w tym miasteczku, Ann Tyler.
- Nie wiem, czy chciałabym być bohaterką, nawet gdybym na to
zasłużyła.
Pete potrząsnął głową.
- Obawiam się, że nie masz wyboru. Sklep Howerlinga to
ulubione miejsce spotkań plotkarek, a on i jego syn już się postarają o
reklamę dla ciebie! Ciesz się, że to dobre wieści. Pomyśl, gdyby
Emily umarła albo poroniła...
- Być może.
- Czy powiedziałem coś nie tak, Ann? - Pete rzucił jej uważne
spojrzenie zaskoczony ostrym tonem.
- Nie, przepraszam.
Ann myślami odbiegła daleko od tego miejsca. Marzyła, żeby
wszystkie wydarzenia tego wieczoru były tylko snem. Poszłaby z
Petem na zebranie górników, opowiadałby im o lekarstwach
ułatwiających oddychanie pod ziemią...
Kiedy Pete odszedł i została sama przy wielkim kuchennym
stole, pomyślała także, że tam, na zebraniu, nikt nie znałby brzydkich
plotek o śmierci Lisy Bayley, o Tomie Callanie i Libby Porter.
Zagryzła wargi.
98
RS
- Co się stało, pani doktor? - Maudie odeszła od drzwi przez
które obserwowała odjazd Pete'a.
Ann potrząsnęła głową.
- Ja tam wiem swoje - westchnęła staruszka i nabrała powietrza,
aby rozpocząć dłuższą tyradę, kiedy nagle zadzwonił telefon. Ann z
ulgą podbiegła do aparatu, nie na rękę była jej teraz dyskusja z
Maudie.
- Doktor Tyler, słucham.
- Niech pani uważa - w przytłumionym męskim głosie brzmiała
grozba. - To, co zdarzyło się żonie Claira, może spotkać i panią. I
może mieć pani mniej szczęścia niż ona...
99
RS
Słuchawka drżała w jej rękach, kiedy Anna wybierała numer
centrali.
- Proszę mnie połączyć z szeryfem, to bardzo pilne! Mówi
doktor Ann Tyler z Blue Hollow.
- Aączę.
- Ann, kto to był? - dopytywała się Maudie. -Kto dzwonił?
Zanim Ann zdążyła odpowiedzieć, zgłosiło się biuro szeryfa.
Lekarka przedstawiła się i spytała, czy wiadomo już coś o
samochodzie, który, według zeznań Emily, zepchnął jej wóz z jezdni.
Pomocnik szeryfa zawahał się.
-I tak, i nie, pani Tyler. Znalezliśmy jedynie ślady ostrego
hamowania na asfalcie. Niektóre zresztą należą do samochodu pani
Clarr.
- Czy można założyć, że ktoś celowo zepchnął ją z jezdni? -
dopytywała się Ann.
Po dłuższej przerwie głos rozmówcy lekko drżał.
- Skąd pani to przyszło do głowy?
- Właśnie przed chwilą miałam anonimowy telefon. Grożono mi
tym samym, co spotkało Emily Clarr.
- Proszę zaczekać, łączę panią z szeryfem.
100
RS
Ann dokładnie powtórzyła szeryfowi słowa nieznajomego
mężczyzny.
- Czy na pewno nie rozpoznała pani głosu? Proszę się
zastanowić - dopytywał się szeryf Saunders, wielki niedzwiedziowaty
mężczyzna, którego Ann poznała dziś wieczorem w szpitalu podczas
przesłuchania Emily i starego Matherbie.
- Jestem pewna, że nigdy nie słyszałam tego głosu - powtórzyła.
"A już na pewno nie był to Harl Ammerman, którego głos, z powodu
polipów w nosie, brzmiał jak skrzek żaby" - dodała w myśli.
Po chwili jeszcze raz spytała, czy wypadek Emily był naprawdę
wypadkiem, czy też próbą morderstwa.
- To trudne pytanie.
- A więc, szeryfie - nie ustępowała Ann. Saunders odchrząknął.
- Powiedzmy, że to możliwe. - Po chwili dokończył: - Jim ciągle
chodził na zebrania górników. I pani była na jednym... Jim zna pracę
pod ziemią i wie, co się dzieje, kiedy właściciele kopalni gonią tylko
za własnym zyskiem, a rodziny górników przymierają głodem.
Niektórym na pewno nie na rękę były poglądy Jima.
- Chce pan powiedzieć, że lepiej nie mówić tego, co się myśli? -
Ann była oburzona.
- Ależ skąd, pani doktor. Ale na pani miejscu byłbym ostrożny.
- Dziękuję za radę, szeryfie - Ann odłożyła słuchawkę.
Przez chwilę stała nieruchomo przy aparacie patrząc na stary
kominek. Komuś nie podobał się jej wpływ na górników. Ta sama
101
RS
osoba nienawidziła Jima Claira tak bardzo, że nie zawahała się... Ann
wyprostowała się.
- Maudie, podobno mieszkałaś kiedyś u ujścia rzeki? Masz
ochotę tam jutro pojechać?
- %7łeby mogła pani porozmawiać z mężem Emily? - Maudie nie
kryła, że słyszała rozmowę Ann z szeryfem. - Nie podoba mi się to
wszystko, pani doktor.
- Nie martw się o mnie, Maudie! - Ann spontanicznie
pocałowała pomarszczony policzek staruszki. W tej samej chwili
przypomniała sobie anonimowy telefon. Ten straszny, grożący jej
śmiercią głos... Z trudem opanowała się.
- Dobranoc, Maudie.
Kiedy nazajutrz przed siódmą rano Ann weszła do kliniki,
zastała tam już Warricka i Lanninga zajętych rozmową.
- Dzień dobry, panowie. A może wcale nie taki dobry? -
uśmiechnęła się do kolegów.
- Teraz już tak - Ken Warrick posłał jej uwodzicielskie
spojrzenie.
- Nie podrywaj naszej pani doktor - Lanning mrugnął do Ann. -
Ken ma od rana bóle klatki piersiowej.
- Och, może nie powinien pan wstawać, panie doktorze.
- No, już dobrze, dobrze. Para wstrętnych złośliwców. - Po
chwili młody lekarz spoważniał. -Bóle piersi ma pani Cora Pent. Za
wysokie ciśnienie, kłucie w brzuchu i te cholerne bóle w klatce
piersiowej. Podawałem już morfinę, ale nie bardzo pomaga. Ciśnienie
102
RS
189 na 130, puls 76. Płuca w porządku, brzuch chyba też. Nie ma
trudności z oddychaniem. Myślę, że to może być zapalenie mięśnia
sercowego, ale nie jestem pewien diagnozy.
Ann spytała, co wykazał rentgen.
- Rentgenolog będzie dopiero o siódmej, wtedy zobaczymy.
Sam ocenię zdjęcia. Kazałem także zrobić EKG, wkrótce zobaczymy,
co wykaże.
Doktor Lanning wtrącił:
- Zanim pani weszła, opowiadałem Kenowi o artykule, który
znalazłem w piśmie medycznym. Przypadek podobny jak pani Pent. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)