[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tutejszą wspaniałą pocztę pantoflową.
- Oczywiście. Dzieci Libby i Johna. Jak się czują?
- Wyjdą z tego.
- Oboje polecieli do Adelaide?
- Tak. Na szczęście Penny kończyła właśnie ostatnią operację w naszym
szpitalu, kiedy zawiadomiono nas o tym wypadku, więc pojechała z nami na
akcję ratunkową.
- Teraz jest już z powrotem w Adelaide?
- Owszem.
- Sam na pewno się ucieszył. Och, czy zdobyłeś to dzieło sztuki, które
spodobało się Penny?
- Tak. Kiedy jej o tym powiedziałem, wpadła w zachwyt. Sam będzie
wniebowzięty, gdy mu je podaruje.
- Na pewno. Chciałbym, żeby moja żona była mi tak oddana jak Peimy
Samowi. Ale jak namówiłeś tego artystę, żeby rozstał się ze swoim dziełem?
Myślałem, że nie było na sprzedaż.
- Powiedzmy, że miał wobec mnie dług wdzięczności.
- Większość okolicznych mieszkańców ma wobec ciebie jakieś długi
wdzięczności,
- Tak już jest, kiedy uratujesz komuś życie.
- A teraz dołączysz do tej listy Libby i Johna.
- Pewnie tak. - Dave uśmiechnął się szeroko do brata, a potem dopił piwo. -
Jestem okropnie zmęczony.
- W tej sytuacji chyba nie wstaniesz prędko z łóżka, więc nie mogę liczyć na
twoją pomoc przy stadzie?
- Zgadłeś, bracie - odrzekł Dave z uśmiechem.
49
- Hej, omal nie zapomniałem - zawołał nagle Mick, doganiając go na
korytarzu. - Dzwoniła Mags.
Na dźwięk imienia swojej byłej żony Dave przystanął i odwrócił się do
brata. Minę miał posępną.
- Czego chciała?
Mick wahał się przez chwilę.
- No, wyrzuć to z siebie, Mick.
- Dobrze, ale nie strzelaj do posłańca. Dave kiwnął potakująco głową.
- Powiedziała, że w sobotę wychodzi za mąż i w związku z tym odda Mel do
ekskluzywnej szkoły z internatem, więc twoje alimenty znacznie wzrosną.
- Co? Odda Mel do internatu? A sama w tym czasie wyjedzie sobie w podróż
poślubną? Przecież dzieci mają teraz wakacje. Jak długo zamierza być poza
domem?
Mick wzruszył ramionami.
- Z tego, co mówiła, wynika, że chyba kilka miesięcy. Jej przyszły mąż,
Julian Moncrief, przez jakiś czas ma pracować gdzieś poza Australią.
- Więc Mags wychodzi za Juliana? - rzeki Dave ze zdumieniem, choć na
dobrą sprawę wcale nie był tym zaskoczony.
- Są siebie warci. Dobrali się jak w korcu maku.
- Jak możesz tak mówić, Mick? Przecież spotkałeś go zaledwie jeden raz.
- Dwa - poprawił go brat. - I za każdym razem zachował się jak kompletny
głupek.
- Poznaliście się na naszym ślubie. A kiedy widziałeś go po raz drugi?
- W Sydney. Przyjechałem do was. Niedługo potem rozstałeś się z Mags.
- Ciekawe, dlaczego zupełnie tego nie pamiętam.
- Bo pracowałeś wtedy bez wytchnienia, próbując zapomnieć o jej
ustawicznych kłamstwach. Pamiętam, jak któregoś dnia wróciłeś do domu
chyba około trzeciej czy czwartej nad ranem. Byłeś zmęczony jak pies.
Usiedliśmy na podłodze, na waszym bardzo drogim dywanie i zaczęliśmy
sobie gadać. Tuż po piątej wpadła Mags i kazała nam się zamknąć albo
wynieść z domu.
- Tak, to pamiętam - mruknął Dave, kiwając głową. - Niedługo po tym
incydencie wróciłem na farmę.
- I tu jest twoje miejsce, bracie.
- To prawda. Więc przy jakiej okazji ponownie spotkałeś Juliana?
50
- Zabierał Mags do pracy. Ona powiedziała, że jej samochód nawalił, a skoro
ich biura są na tej samej ulicy, dosłownie naprzeciwko siebie, to on... no,
rozumiesz.
- Wtedy już o nich wiedziałem. Spytałem ją o to wprost, a ona nie
zaprzeczyła. Potem rozstaliśmy się, ale jestem pewny, że nie był jej jedynym
kochankiem. - Wahał się przez chwilę. - Julian był wówczas żonaty. Wiesz co,
może istotnie masz rację, Mick. Oni chyba naprawdę są siebie warci.
- Baba z wozu, koniom lżej!
- No tak, ale co z będzie Melody? Jest też moją córką. Jeśli Mags sądzi, że
umieści Mel w jakimś internacie, to grubo się myli!
- A co innego może zrobić?
- Mel przyjedzie tutaj.
- Na farmę? To nie jest dobre miejsce dla dziecka, Dave. Zresztą dobrze o
tym wiesz. Ilekroć tu przyjeżdżała, zawsze była nieszczęśliwa.
- Nieprawda.
- Właśnie że tak, Dave. Jeśli chcesz mieć ją przy sobie dłużej, to powinieneś
zamieszkać bliżej miasta.
- Przecież stąd do centrum mamy zaledwie dwadzieścia minut jazdy.
- Mel powinna spędzać czas wśród rówieśników. Jeśli zamieszka tutaj,
codziennie rano przed pracą będziesz musiał odwozić ją do szkoły. Czy
zastanowiłeś się choćby przez chwilę, ile czasu ci to zajmie?
Dave kiwnął głową, pocierając palcami skroń.
- Co dokładnie mówiła Mags?
- Powiedziała, że odda Mel do internatu za kilka dni, bo teraz jest zbyt zajęta
przygotowaniami do ślubu.
- Cała ona. Walczyła o opiekę nad Melody, kiedy ja mógłbym mieć ją bez
trudu, ale nie, musiała załatwić wszystko po swojemu. Zapewne nie chciała
dopuścić do tego, żeby ludzie uważali ją za złą matkę. Ale teraz nadeszła moja
kolej i ja będę decydował o losie mojej córki. Nie pokryję kosztów żadnego
internatu.
- Dlaczego?
- Bo Melody przyjedzie do Broken Hill.
- Czy naprawdę uważasz to za rozsądną decyzję? Chyba rozumiesz, o co mi
chodzi. Wyrwiesz ją w ten sposób z jej środowiska.
- Ona ma sześć lat, Mick. Dzieci w tym wieku łatwo przystosowują się do
nowych warunków. My też w końcu zaakceptowaliśmy zmiany, które zaszły w
naszym życiu, kiedy opuścił nas ojciec.
51
- No tak, ale mieliśmy mamę.
- Nie pamiętasz, jaka ona była po jego odejściu? Kompletnie się załamała. Z
rozpaczy schudła, jakby się skurczyła, i właściwie nigdy nie odzyskała dawnej
formy. Ale nie w tym rzecz. Nie pozwolę, żeby Margaret narzucała mi swoją
wolę, nie dam jej manipulować ani sobą, ani Mel. Jeśli będę musiał, zwrócę się
do sądu. Zrobię wszystko, żeby moja córka nie trafiła do jakiegoś
zasmarkanego internatu i dorastała w przekonaniu, że żadne z rodziców jej nie
kocha.
- Więc co zamierzasz zrobić?
- Przede wszystkim zadzwonię do Mags i zapowiem jej, że w najbliższych
dniach przylecę do Sydney po Melody.
- Przemawia przez ciebie bojowy duch Dunbarów - stwierdził Mick z
uśmiechem, a potem spojrzał na brata z zadumą i dodał: - Czy nie sądzisz, że
do tego właśnie dąży Mags? Że chce zagrać na twojej ambicji i sprowokować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)