[ Pobierz całość w formacie PDF ]

otworzył się niezwykły widok. Drzewa stały się jeszcze wyższe i rosły tak gęsto,
że spoza nich nie widać było nieba, ścieżka skręciła raz jeszcze i spory kawałek
biegła prosto. Szczerze mówiąc zbyt daleko. Nasza mała kotlinka po prostu nie
miała dostatecznej szerokości. Random zatrzymał się znowu.
 Do licha, Corwinie, to śmieszne!  oświadczył.  Mam nadzieję, że nie
robisz żadnych numerów?
 Nie potrafiłbym, nawet gdybym chciał  odparłem.  Nigdy nie umiałem
manipulować Cieniem na Kolvirze. W teorii nie ma tu żadnych cieni, z którymi
można pracować.
 Też mi się tak wydawało. Amber rzuca Cień, ale sam nie jest elementem
Cienia. Może jednak zawrócimy?
 Mam przeczucie, że nie znajdziemy powrotnej drogi. To wszystko musi
mieć jakąś przyczynę i chciałbym ją poznać.
 Boję się, czy to nie pułapka.
 Nawet wtedy.
118
Kiwnął głową i ruszyliśmy ocienioną ścieżką, pod nieruchomymi liśćmi. Wo-
kół panowała cisza. Teren był płaski, a szlak biegł prosto. Odruchowo popędzili-
śmy konie.
Przez jakieś pięć minut żaden z nas nie odezwał się ani słowem. Potem prze-
mówił Random.
 Corwinie, to nie jest Cień.
 Dlaczego nie?
 Próbuję na niego wpłynąć i nic się nie dzieje. Ty też próbowałeś?
 Nie.
 Więc może spróbuj.
 Dobra.
Głaz mógłby wystawać z ziemi za najbliższym drzewem, promienie słońca
oplatać pnącza i dzwonki w tamtej kępie krzaków. . . Powinno się zjawić czyste
niebo, z maleńką chmura jak pasmo dymu. . . Potem, niech leży odłamany konar,
ze schodkowatą hubą na korze. . . Zarośnięty staw. . . żaba. . . Opadające piórko,
unoszone wiatrem nasienie. . . Gałąz, skręcana w taki sposób. . . Inny szlak, świe-
żo wycięty i krzyżujący się z naszym, tuż za miejscem, gdzie piórko powinno
spaść na ziemię. . .
 Nic z tego  oświadczyłem.
 Jeśli to nie jest Cień, to co?
 Coś innego, oczywiście.
Pokręcił głową i sprawdził, czy klinga lekko wychodzi z pochwy. Zrobiłem to
samo. Chwilę pózniej usłyszałem cichy szczęk miecza Ganelona.
Przed nami szlak zwężał się i zaczął zakręcać. Musieliśmy zwolnić, drzewa
rosły gęściej i wyciągały swe gałęzie niżej niż przedtem. Szlak stał się dróżką,
biegł naprzód, skręcał, zakreślił końcowy łuk i wreszcie zniknął.
Random uchylił się przed sterczącą gałęzią, podniósł rękę i zatrzymał konia.
Stanęliśmy przy nim. Jak daleko sięgałem spojrzeniem przed siebie, nie dostrze-
gałem nawet śladu naszej ścieżki. Obejrzawszy się, też niczego nie zauważyłem.
 Domysły  stwierdził Random  byłyby teraz bardzo pożądane. Nie wie-
my, gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, nie mówiąc już o tym, gdzie jesteśmy.
Proponuję odesłać ciekawość do diabła i wydostać się stąd najszybszym moż-
liwym sposobem.
 Atuty?  spytał Ganelon.
 Tak. Co ty na to, Corwinie?
 Zgoda. Nie podoba mi się tu i nie mam żadnego lepszego pomysłu. Do
roboty.
 Kogo mam wezwać?  spytał, wyjmując talię z futerału.  Gerarda?
 Tak.
Przerzucił karty, znalazł Atut Gerarda i wpatrzył się w portret. My wpatrzyli-
śmy się w niego. Czas płynął.
119
 Nie mogę do niego dotrzeć  oznajmił w końcu.
 Spróbuj z Benedyktem.
 Dobrze.
Powtórka akcji. Bez rezultatu.
 Teraz Deirdre  powiedziałem, wyjmując własną talię i wybierając Atut.
 Pomogę ci. Zobaczymy, czy się uda, jeśli spróbujemy razem.
I znowu. I jeszcze raz.
 Nic  stwierdziłem po dłuższej chwili.
Random pokręcił głową.
 Zauważyłeś, że Atuty są jakieś niezwykłe?  spytał.
 Tak, ale nie wiem, na czym to polega. Wydają się inne.
 Moje jakby się rozgrzały. Kiedyś były zimniejsze. Przetasowałem swoją
talię. Dotknąłem palcami kart.
 Tak, masz rację  przyznałem.  To właśnie to.
Ale próbujmy dalej. Może Florę.
 Zgoda.
Wyniki były identyczne. Z Llewellą także. I z Brandem.
 Domyślasz się, czemu nie ma kontaktu?  spytał Random. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)