[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łatwy we współżyciu, dlaczego nie może się tym zadowolić? Na razie.
- Trace?
Trace stanął w drzwiach i zamknął oczy, zbierając siły, zanim
się odwróci. Wiedział, co zobaczy: Hannah, siedzącą pośrodku
rozburzonego po miłosnej nocy łóżka, wyglądającą cudownie,
rozkosznie, a przede wszystkim - bezbronnie. Właśnie tej
bezbronności, którą tak bardzo usiłowała ukryć, najtrudniej było
stawić czoło.
- Już zmieniłaś zdanie? - spytał uprzejmie. W jej szeroko
otwartych, błyszczących oczach czytał wymowną zachętę. Trace
potrzebował całej siły woli, by nie poddać się ich milczącej prośbie.
Chciała. Ale nie była w stanie przezwyciężyć ostatniej,
wewnętrznej przeszkody. Potrzebowała czasu. Czasu, by znów
wyobrazić sobie siebie w roli żony,
- A co z pierścionkiem?
Trace stłumił westchnienie, mówiąc sobie, że nie powinien
liczyć na jej natychmiastową kapitulację.
- Zatrzymaj go - machnął niedbale ręką. - Może jak
przyzwyczaisz się do jego widoku, nie będziesz się czuła tak
zagrożona.
I poszedł. Hannah nie zrobiła żadnego ruchu, by go zatrzymać,
przekonana, że to tylko jakiś pokrętny dowcip. Słyszała, jak dżip
rusza i odjeżdża, ale wciąż czekała.
195
RS
Jedynymi dzwiękami w pokoju było ciche tykanie budzika i
bolesne bicie jej własnego serca. Gdzieś w górach samotny kojot wył
do księżyca. Smutna pieśń wywołała podobny odzew wśród
miejscowych psów. Wilczur Walkersów z sąsiedztwa przyłączył się
do chóru. A Hannah wciąż czekała.
Granat nocnego nieba ustąpił najpierw szarości, a potem różowi,
gdy słońce wynurzyło się zza horyzontu. Hannah siedziała pośrodku
łóżka, owinięta pościelą, ciągle jeszcze pachnącą miłością. Wstał
nowy dzień. Musi uwierzyć, że Trace nie wróci.
Hannah miała dość prosty sposób przezwyciężenia stresu, gdy
musiała podjąć ważną decyzję: gotowała.
Wkrótce każda miska, garnek i patelnia w jej kuchni została
wykorzystana do tworzenia całych gór jedzenia, którego sama Hannah
nie miała zamiaru zjeść: cieniutkich naleśników nadziewanych
truskawkami i obsypanych cukrem, migdałowych ciasteczek na
maślance, puchatych, belgijskich gofrów. Właśnie ubijała jajka na
francuskie grzanki, gdy ktoś zapukał do kuchennych drzwi. Zacisnęła
palce na rączce trzepaczki.
Trace. Wiedziała, że długo nie wytrzyma.
Otworzyła szeroko drzwi, ale na progu stała tylko pani
MacGregor. Między przygotowywaniem naleśników i gofrów Hannah
zdecydowała, że wyjdzie za Trace'a. Tak szybko, jak tylko pozwala na
to prawo w stanie Arizona.
- Och! Dzień dobry.
- Dzień dobry - odpowiedziała pani MacGregor, usiłując zajrzeć
do środka. - Coś wspaniale pachnie.
196
RS
Hannah przypomniała sobie o zasadach dobrego wychowania i
odsunęła się na bok.
- Właśnie robiłam śniadanie i chyba trochę przesadziłam. Może
zechciałaby pani pomóc mi je zjeść.
- No, naprawdę, bardzo mi miło, ale przyszłam po to, by... -
Mildred MacGregor zamilkła, wpatrując się w talerze pokrywające
wszystkie blaty. - Ojej, nie pamiętam, kiedy widziałam tyle jedzenia
naraz.
- Bardzo proszę się poczęstować. Ja... hm... wypróbowywałam
przepisy dla Red Rock.
Oczy pani MacGregor rozbłysły na widok ciasta z cynamonem i
orzechami, które Hannah właśnie wyjęła z piekarnika.
- No, jeśli w restauracji masz zamiar podawać takie pyszności, to
odniesiesz niebywały sukces.
- Dziękuję. - Hannah wyjęła z szafki talerz i postawiła na stole. -
Czym mogę pani służyć?
Pani MacGregor odłamała kawałek złotobrązowe-go ciasta,
wznosząc do góry oczy, gdy puchaty biszkopt rozpłynął się jej w
ustach.
- Służyć?
- Powiedziała pani, że przyszła tu w jakiejś sprawie -
przypomniała jej Hannah, kładąc przy talerzu nóż, widelec i serwetkę.
Choć w sercu wciąż czuła ból po rozstaniu z Trace'em, udało jej się
uśmiechnąć. - Ale jeśli chce pani pożyczyć jajko albo masło, to
obawiam się, że mc z tego. Wszystko zużyłam.
197
RS
- Ach, nie! - zawołała pani MacGregor z ustami pełnymi
smażonych placków z kukurydzą. - Całkiem zapomniałam. Chodzi o
Trace'a.
Hannah zamarła.
- O Trace'a? Co się stało? Czy dobrze się czuje?
- Tak, oczywiście. W każdym razie jak dotychczas. Ale Jake
Brennan tak się zachowuje, że nie wiadomo, co się może zdarzyć.
- Jake?
- Uciekł wczoraj w nocy z aresztu. Cal odprowadził go po
przyjęciu. Podobno grali w pokera, gdy Jake nachylił się i wyjął
Calowi rewolwer z kabury, a potem zamknął go w celi i uciekł. Nikt
nic nie wiedział, póki Trace nie pojawił się rano z drożdżówkami. -
Spojrzała z uznaniem na przygotowane przez Hannah przysmaki. -
Założę się, że gdyby Jake'owi obiecać coś z tego do jedzenia, to
poczekałby przynajmniej do śniadania.
Serce Hannah biło w szaleńczym tempie, w uszach jej huczało.
- Czy Trace ruszył w pościg za Jake'em?
- No pewnie. Ostatecznie to należy do obowiązków szeryfa, nie?
Pościg za zbiegłymi więzniami.
Hannah przycisnęła palce do skroni. W głowie jej się kręciło.
Starała się skupić.
- Muszę iść do niego.
- Tak myślałam, że będziesz chciała to zrobić.
- Pani MacGregor pokiwała głową. - Są na farmie Jake'a, przy
starej drodze nad rzeką, tuż za miastem. Najwyrazniej Jake postanowił
przyprzeć do muru tych rządowych facetów, co to chcą go zlicytować.
198
RS
- Och, nie - jęknęła Hannah. - Rozumiem, że ma nie tylko
rewolwer Cala.
Pani MacGregor kiwnęła siwą głową.
- Z tego co słyszałam, ma strzelbę - powiedziała.
- Przez całe rano strzelał w powietrze przez okno.
- Następne słowa starszej kobiety sprawiły, że Hannah zamarła. -
A w każdym razie strzelał, póki Trace nie wszedł do domu. Odtąd
siedzą cicho.
- Trace jest z nim w domu? Sam?
- Oczywiście. Ostatecznie to należy...
- ...do jego obowiązków - dokończyła za nią Hannah, ściągając
kurtkę z wieszaka. - Tak, wiem.
- Wbiegła do sypialni i ze skłębionej pościeli wydobyła
aksamitne pudełeczko. Była już prawie na dworze, gdy nagle się
zatrzymała. - Niemożliwe, prawie zapomniałam o Scotcie. Pani
MacGregor, czy mogłaby pani...
Po to tu przyszłam - uspokoiła ją starsza kobieta - by zostać z
chłopcem, gdy ty staniesz u boku swego mężczyzny.
Swego mężczyzny. Hannah pomyślała, że te słowa brzmią
cudownie. Trace był jej mężczyzną. Tak jak ona była jego kobietą.
- Dziękuję - powiedziała. -1 proszę, niech się pani częstuje,
czym chce.
Gdy Hannah biegła do samochodu, łakome spojrzenie pani
MacGregor wędrowało od talerza do talerza.
199
RS
Rozdział 12
Dom, stojący w zagajniku pośród zaśnieżonych, białych pól,
wyglądał jak z serialu  Domek na prerii". Idylliczną scenerię
zakłócały jedynie samochody policyjne z trzech sąsiednich hrabstw, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)