[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rurą odpływową. Nikt z jego przyjaciół nie rozpoznałby zapewne eleganckiego dyrektora w mężczyznie, który z
głową przytuloną do muszli klozetowej bawił się zawzięcie w hydraulika.
Katrin kibicowała mu przez cały czas. Czuł się tym trochę zażenowany, ale nie przyszło mu nawet do głowy,
żeby ją przegonić. Zamiast tego zastanawiał się od jakiegoś czasu, jak jej wreszcie powiedzieć, czym zajmuje się
naprawdę. Kilka razy zbierał się nawet w sobie, ale w końcu zrezygnował. Uznał, że przetykanie zapchanego
klozetu i opowieść o własnych życiowych dokonaniach nie idą ze sobą w parze.
- Katrin, czy mogłabyś mi podać klucz francuski?
- A skąd ja mam wiedzieć, który z nich jest francuski?
- Taki niebieski...
- Zabawne, że pamiętasz, jakiego koloru są narzędzia.
- Zabawne?
- No nie, masz rację. Właściwie to normalne, skoro używasz ich na co dzień.
Nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na nią kątem oka. Patrzyła na niego tak, jak patrzyły niektóre kobiety,
kiedy umawiał się z nimi na kolację. Tylko że na wieczór w restauracji zakładał elegancki garnitur, a tutaj
występował przed Katrin w bawełnianym podkoszulku i dżinsach!
Cóż, bywają kobiety, które pociąga taka egzotyka, pomyślał. Nudno im w towarzystwie wyperfumowanych
światowców, a ożywiają się przy spotkaniu ze  złotą rączką , jakim on był w oczach Katrin. Do licha, sam już
nie wiedział, czy nie powinien jednak podtrzymywać tej fikcji.
Zniecierpliwiona oczekiwaniem, Katrin zaczęła się wiercić Snuła się po obszernej łazience, to wstając, to znów
przysiadając na krawędzi wanny. Miał wrażenie, że pragnie go o co zapytać, ale nie może się na to zdobyć. Czy
chce zapytać o jego zajęcie? A może martwi się, jak taki fachowiec od rur i bojlerów wiąże koniec z końcem?
Tak, na pewno o to jej chodzi. Wystarczy spojrzeć na zatroskaną minę. Podejrzewa, że nie wiedzie mu się
najlepiej ale wstydzi się zacząć rozmowę.
- Słuchaj, a jak ty sobie właściwie radzisz poza sezonem?
Michael uśmiechnął się do siebie. No tak, Katrin Wardwell, nie byłaby sobą, nie byłaby  smarkatą mądralą ,
gdyby w końcu nie zaryzykowała podobnego pytania.
- Nie narzekam - odparł zdawkowo.
- Oczywiście, zawsze byłeś zaradny... - Na chwilę zapadła krępująca cisza, jednak Katrin nie pozwoliła się
zbyć lakoniczną odpowiedzią. Ciekawość wzięła górę nad powściągliwą dyskrecją. - W końcu jest tu całe
mnóstwo starych domów i pewnie każdy z nich wymaga solidnego remontu, prawda?
Nie odpowiedział. Mocno zacisnął zęby i z całych sił naparł na zardzewiałe kolanko.
- Od razu widać, że znasz się na wszystkim - mówiła tymczasem Katrin. - Elektryczność, hydraulika... Chyba
nie można się tym znudzić. To musi być naprawdę przyjemne, patrzeć na przykład, jak zaniedbany budynek
56
odzyskuje dawny stan. To tak jakbyś przywracał komuś zdrowie, jakbyś był lekarzem... Kiedyś oglądałam w
telewizji program o renowacji starych domów, bardzo interesujący...
- Wiem, też oglądałem - uśmiechnął się. Nie mógł wyjść z podziwu nad tą uprzejmą paplaniną, którą Katrin
chciała za wszelką cenę udowodnić, że wcale nie uważa, jakoby przypisywany mu sposób zarabiania na życie
uważała za kompletnie beznadziejny. - Musisz także wiedzieć, że posiadam wiele innych talentów - dodał
złośliwie. - Poza reperowaniem starych kranów i przetykaniem klozetów zajmuję się również usuwaniem węży z
przydomowych ogródków.
- Bardzo śmieszne!
- Co, nie wierzysz mi? - wycedził przez zaciśnięte z wysiłku zęby. Ta przeklęta, zardzewiała rura za skarby nie
chciała puścić.
- Michael, ja mówię poważnie. Mam w San Francisco biuro w takiej starej, cudownie odremontowanej
kamienicy. Wiem, ile wysiłku trzeba włożyć, żeby budynek powrócił do dawnej świetności. Naprawdę szanuję
twoją pracę.
- No, nareszcie.
- Co nareszcie?
- Rura. Myślałem, że już nigdy nie puści - odetchnął ciężko. - Podaj mi szybko coś na wodę, bo inaczej
będziemy mieli tu potop.
Kiedy podawała mu wiadro, niby mimochodem oparła dłoń o jego pośladek. Tak go tym zaskoczyła, że aż
wyrżnął głową w umywalkę. Popatrzył na nią zdumiony, jednak szybko odwróciła wzrok.
Po kilku minutach niewdzięczna robota była skończona. Michael umył ręce i rozejrzał się za ręcznikiem.
- Proszę. - Podała mu coś, co przypominało raczej prześcieradło kąpielowe. Była przy tym tak nieuważna, że o
mało nie utopiła płóciennej płachty w świeżo odetkanej toalecie. Kiedy na nią spojrzał, zrozumiał skąd to
roztargnienie i natychmiast zrobiło mu się gorąco. Katrin wpatrywała się w jego usta, a je wzrok nie pozostawiał
żadnych wątpliwości co do jej pragnień
Michael znieruchomiał z ręcznikiem w dłoni. Stali teraz tal blisko siebie, że wyraznie czuł ciepło i zapach
kobiecego ciała Nachylił się powoli w kierunku jej warg, ale wówczas Katrin odskoczyła jak oparzona.
Chwyciła stojące na podłodze wiadro tak energicznie, że cuchnąca zawartość zachlupotała niebezpiecznie.
- Lepiej to wyniosę - powiedziała szybko, nie ruszając się z miejsca.
- Poczekaj, Katrin. Powiedzmy sobie szczerze, co się tutaj dzieje. W jaką grę próbujesz grać?
- Ja?
- Ty.
- W żadną. Pozwól mi przejść.
- Proszę bardzo - z niskim ukłonem odsunął się na bok a ona niemal biegiem wypadła z łazienki.
57
Patrzył za nią długo i chyba po raz pierwszy od dwudziestu lat nie wiedział, jak się powinien zachować. Odkąd
spotkali się dziś rano, kolejne spojrzenia, gesty i słowa Katrin co rusz wprawiały go w zakłopotanie. Raz
zdawała się go kusić, prowokować, to znowu odpychała i mroziła wzrokiem. Od tych sprzecznych sygnałów
święty by zwariował, nic więc dziwnego, że i Michael stracił kontrolę nad sytuacją.
Cóż, w kontaktach z Katrin Wardwell instynkt i zdrowy rozsądek zawsze go zawodził. I choć minęło mnóstwo
czasu, odkąd wodziła go za nos i robiła z nim, co chciała, najwyrazniej niewiele się zmieniło.
58
Rozdział 12
Gdyby ktoś powiedział teraz Katrin, że przeżyła czterdzieści lat, ma za sobą rozwód, a ze sobą dwójkę dzieci -
pewnie by mu nie uwierzyła. Czy bowiem dorosła, doświadczona kobieta może zachowywać się tak dziecinnie
w towarzystwie mężczyzny? To prawda, deprymowało ją to, że nie jest w stanie odgadnąć myśli ani uczuć
Michaela Packarda; jeszcze bardziej wszakże czuła się bezradna wobec własnych emocji. Co ona właściwie do
niego czuła?
Chciała odpowiedzieć, że nic, jednak wtedy musiałaby przyznać, że wszystko, co zdarzyło się w lesie tego
ranka, było wytworem jej wybujałej wyobrazni. Hm, jeśli tak plastycznie potrafi sobie wyobrażać namiętne
sceny, to nie powinna martwić się o przyszłość. Gdyby nawet kontrakt z Tel-Inem nie wypalił, zawsze może
zarabiać na chleb pisaniem erotycznych opowiadań.
Niestety, do pisania potrzebny jest święty spokój, a na to Katrin nie mogła liczyć. Przynajmniej nie na tej
wyspie. Ledwie bowiem zdążyła wyjść z domu, zza rogu wyszły jej córki. Ich miny i żywa gestykulacja nie
wróżyły nic dobrego. Szczególnie wściekła była Dana, która ciągnęła za sobą coś, co z daleka przypominało
wrak roweru. Gdy tylko ujrzała matkę, cisnęła jej pod nogi pordzewiałą ramę i odezwała się oskarżycielskim
tonem:
- Tylko na to popatrz!
- Naprawdę muszę, kochanie?
- Musisz, bo naobiecywałaś nam, że są tu rowery i inne cuda. I co?
Katrin zerknęła na pozbawiony jednego koła bicykl i wzruszyła ramionami.
- No cóż... Jesteście pewne, że w piwnicy nie ma innego
- Nie ma, mamusiu. - Aly zrobiła smutną minę i bezradna pokręciła głową.
- W takim razie zamiast jezdzić na rowerach, będziemy żeglować.
- W czym? - zapytała Dana jadowicie. - Chyba w balii. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)