[ Pobierz całość w formacie PDF ]narzędzia, a służącego za spiżarnię. Nie wracała przez dłuższą chwilę; Wojtek wyraznie się
denerwował, choć dzielnie starał się nie dać po sobie nic poznać. Wreszcie drzwi się otwarły.
Z uwagą obserwowałem twarz skina.
Oczy niemal wylazły mu z orbit, a facjata przybrała kolor głębokiej purpury. %7łyłki na czole
pulsowały groznie. Usta otwarły się mimowolnie; wargę górną z dolną połączyła strużka śliny
Mała powoli przespacerowała się po pokoju, mając na sobie tylko koronkową, erotycznie
sugestywną bieliznę. Wojtek wodził za nią oczami z miną tak makabrycznie głupią, że aż
parsknąłem śmiechem.
- Może porozmawiamy? Odpowiedział mi nieskładny bełkot.
Czułem, że za chwilę będziemy go mieć. Mała spojrzała na mnie, kiwnąłem jej głową z
uśmiechem.
Usiadła Wojtkowi na kolanach.
W pierwszej chwili wystraszyłem się, czy aby nie przesadzamy. Skin zrobił się bowiem siny,
jakby zapomniał o oddychaniu. Naraz jednak przypomniałem sobie o wadze naszych działań i
odrzuciłem skrupuły.
- Chcesz mi może coś powiedzieć? - zapytałem zimno.
Ach, jakąż wewnętrzną walkę musiał stoczyć Wojtek! Niemal czułem, jak ostatkiem sił dławi
nęcącą myśl o poddaniu się, jak odrzuca chęć poproszenia o szklankę wody i zimny okład na
czoło. Choć z wyrazem niewyobrażalnego cierpienia na twarzy, pokręcił przecząco głową.
- Okej - mruknąłem, serio już wkurzony, a mimo wszystko dziwiący się własnemu
sadyzmowi. - Mała, czy mogłabyś przestawić się na Coś Trzeciego?
- Mogę spróbować - odparła. - Ale nie obiecuję, że się uda. Teraz dominuje Chyba Ja... To
zwykle dzieje się spontanicznie, wiesz o tym...
Jasne, że wiedziałem. Jeszcze nie wszystkie rany po-goiły mi się po jej ostatniej spontanicznej
przemianie.
- Bardzo cię proszę.
Mała przymknęła oczy. Gdy otworzyła je po chwili, nie miałem żadnych wątpliwości. To
spojrzenie, ten błysk w oku... Należało się czym prędzej ewakuować.
Zerwałem się z krzesła i wybiegłem.
*
Po kilkunastu sekundach w ciszę świtu brutalnie wdarł się rozdzierający, mrożący krew w
żyłach wrzask. Dobiegał z altanki.
- Wchodzimy? - zapytał Budzigniew, podchodząc do drzwi.
- Poczekaj chwilę - powstrzymałem go. - Dajmy jej chwilę czasu. Minutę.
- Jak uważasz. Wrzask przeszedł w pisk.
- Aadna dziś będzie pogoda - powiedział lekko pobladły Nietopyr, patrząc w niebo.
- Prawda? - Ja też czułem się trochę niepewnie. - Jaskółki latają wysoko...
- Jaskółki? - wtrącił Budzigniew. - Gdzie ty tu widzisz jaskółki?
- Faktycznie, nie ma - ciągnąłem niewzruszony. -Ale motylki, uważasz...
Pisk przeszedł w szloch.
- Wchodzimy.
*
Przywiązany do krzesła Wojtek leżał na podłodze. Pochylała się nad nim Mała, ciągle w
samej bieliznie. Jeśli mnie wzrok nie mylił, drapała paznokciami jego łysinę, drugą ręką
wyciskając na powstałe skaleczenia sok z cytryny. Skin szlochał spazmatycznie. Nietopyr
zrobił się biały jak ściana.
- Jezu. Modrzew, zrób coś.
- Eee... Mała? - bąknąłem. - Możesz przestać?
- Nie - odpowiedziała, obracając się w moją stronę.
- Dlaczego?
- Bo mi się to podoba - rozpłaszczyła wyciśniętą cytrynę na podrapanej głowie Wojtka.
Biedak jęknął słabo.
- Ratujcie - wyszeptał. - Powiem wam wszystko...
- Milcz, dupku! - syknęła Mała i dzgnęła go palcem w oko.
- Mała, zrozum, tak nie można - powiedziałem przymilnym głosem. - Nie pamiętasz, co
mówił Dyzio? Skin też człowiek...
- Przecież zwierzątek bym nie męczyła - oburzyła się. - Są takie kochane - dodała, usiłując
wtłoczyć Wojtkowi cytrynę do nosa.
Spojrzałem w stronę Budzigniewa.
- Budzigniew?
Wzruszył ramionami, mówiąc:
- To twoja dziewczyna.
Cóż miałem robić? Gdy do głosu dochodziło Coś Trzeciego, w starciu z Małą cholerny GROM
nie miałby szans. Zadrzeć z nią oznaczało podpisać na siebie wyrok. Ale nie mogłem
ryzykować, że mój plan jasny szlag trafi tylko dlatego, że szalejąca Mała uśmierci jedynego
informatora. Byłem postawiony pod ścianą. Każdy musi kiedyś umrzeć, pomyślałem i
podszedłem bliżej.
- Zobacz, pelikan - wskazałem na okno.
- Jasne - parsknęła, nie przerywając policzkowania Wojtka, który zdaje się zemdlał.
Wzruszyłem ramionami. Chociaż próbowałem.
Znienacka złapałem w pasie zaskoczoną Małą, przerzuciłem ją przez ramię i błyskawicznie
dopadłem drzwi do spiżarni, otwartych przez Nietopyra. Wrzuciłem ją tam, nieco może
bezceremonialnie. Nie mogłem uwierzyć, że poszło tak łatwo.
- Trzymajcie ją - sapnąłem, zły na siebie. Wyzwolenie Czegoś Trzeciego chyba nie było
najlepszym pomysłem.
*
Wojtek nie od razu doszedł do siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl