[ Pobierz całość w formacie PDF ]trochę ten, z jakim mówili ludzie z północy kraju. Z Sunderland albo Hartlepool.
- Nie - odparł Hoffman. Zaproponował jej papierosa.
- Mój agent twierdzi, że tak. Mówi, że nigdy nie zrobię kariery jako aktorka,
jeżeli nie dam ich sobie zoperować.
- Jest pomylony.
- Mówi, że z nimi mogę grać tylko kiepskie role. Nie dostanę nic poważne-
go. Według niego kobiety z małymi piersiami wyglądają poważniej. Myślisz, że
toprawda?
- Nie. To absurd.
- Trochę trudno z nimi tańczyć. - Antonia odchyliła głowę w tył i zachicho-
tała. - Widzisz?
- Przestań - powiedział Hoffman. Spojrzał na zegarek. Jeżeli Liny jeszcze
Strona 74
0
nie było w domu, powinien zacząć się martwić. - Muszę do kogoś zadzwonić.
103
Antonia pochyliła się ku niemu i zamknęła oczy.
- Chcesz mnie pózniej związać?
- Chyba nie.
- Dlaczego nie? - Wyglądała na obrażoną. -Chcesz, żebym to ja ciebie zwią-
zała?
- Posłuchaj, naprawdę muszę zadzwonić. Wrócę za chwilę.
Antonia wydęła wargi, obróciła się na obcasach i wróciła na parkiet pomię-
dzy tłun ciał.
Hoffman w końcu znalazł telefon i wykręcił numer mieszkania Liny. Tym ra-
zem odebrała. Było kwadrans po północy.
~ Mówi Sam - krzyknął w słuchawkę. - Przepraszam, że cię obudziłem.
- Co?-Ledwo go słyszała przez huk muzyki.
- Powiedziałem: przepraszam, że cię obudziłem.
- Nie spałam! - odkrzyknęła. Jej głos drżał lekko. Hoffman pomyślał, że to
ze strachu.
- Nic ci nie jest? Martwiłem się o ciebie.
- Czuję się wspaniale! Siedzę na czubku palmy.
-Na czubku czego?
- Palmy.To takie irackie powiedzenie. Fawq al noMa/. Oznacza, że jestem
bardzo szczęśliwa Gdzie jesteś? Okropnie tam głośno.
- W klubie w rejonie South Bank. Próbowałem wcześniej się z tobą skon-
taktować. Zostawiłem ci wiadomość.
- Wiem. Dzwoniłam do ciebie. Chciałam sprawdzić, czy już wiesz.
Hoffman nie zrozumiał.
- Gdzie byłaś cały wieczór? Bałem się o ciebie.
- Oczywiście świętowałyśmy razem z Randą.
- Co świętowałyście?
- Mój Boże! To ty nic nie wiesz?
- Czego nie wiem? O czym ty mówisz?
- On nie żyje!
- Nie słyszę cię.
- Władca! Nie żyje! Ogłosili to trzy godziny temu w radiu Bagdad!
- Władca nie żyje? Jezu! Nic dziwnego, że siedzisz na czubku palmy. To
niesamowite!-starał się przekrzyczeć huk muzyki.
- Tak! Wspaniale, prawda?-Sprawiała wrażenie lekko upojonej radością.-
Czy nie jest to najlepsza wiadomość, jaką kiedykolwiek słyszałeś?
- Fantastyczna - wrzasnął Hoffman. Dzwięki perkusji otaczały go falami, od
których wibrowały ściany i trzęsły się klepki podłogi. Sam rozejrzał się w poszu-
kiwaniu Antonii. Zauważył ją w przeciwnym końcu sali, przyciśniętą do spodni
jednego z bramkarzy. Poczuł ulgę. Wiedział, że w tej sytuacji nie musi jej odwo-
zić do domu.
- Posłuchaj - krzyknął w słuchawkę. - Powinniśmy to uczcić!
- Co?
- Powinniśmy to uczcić. Ty i ja.
104
-
Kiedy?
- Dlaczego nie zaraz? Przyjadę do ciebie.
- Pewnie. Czemu nie? Teraz już nie ma znaczenia, czy ktoś nas zobaczy
razem. Jest u mnie Randa. Dzwonimy do wszystkich Irakijczyków, których zna-
my. Zadzwoniłam nawet do Nabila Jawada, tego poety. Poprosiłam go, żeby do
nas dołączył. Nie możemy przestać o tym mówić! Będziemy chyba świętować
Strona 75
0
przez miesiąc!
- Wspaniale! Przyjadę jak najszybciej. Ja też siedzę na czubku palmy.
- To już koniec, Sam - powiedziała Lina głosem pijanym ze szczęścia. - To
już koniec.
III
Res nullius
17
I tak oto odszedł. Wiadomość podano tuż po dziesiątej czasu bagdackiego. Ra-
dio umilkło na piętnaście minut, po czym lektor przez jakiś czas czytał fragmen-
ty Koranu. Pózniej jeszcze raz na krótką chwilę stacja przerwała nadawanie i pow-
róciła z wojskową pieśnią i oznajmieniem, że władca nie żyje. Powodu śmierci ani
żadnych szczegółów nie podano, ale wszyscy jakoś instynktownie wyczuwali, że
tyran naprawdę odszedł. Strzały rozległy się na ulicach miast Mosul i Basra; w kur-
dyjskich miejscowościach Irbil oraz Suleymaniye; w świętych miastach szyickich
Karbala i Nąjaf; nawet w centrum Bagdadu. Na ichodgłos ludzie wybiegali na ulice
i wtedy dowiadywali się o śmierci władcy. Był to moment, w którym drzwi historii
otwarły się szeroko i nikomu nie przyszło do głowy, że znowu mogą się zamknąć.
Tej nocy nad rzeką Tygrys zawisł księżyc w pełni, oświetlając miasto niczym
papierowy lampion podczas letniego przyjęcia, W bladej poświacie mosty, które
przez lata wojny bombardowano i odbudowywano tyle razy, wyglądały jak szkie-
lety duchów. Pozłacane minarety wielkiego meczetu Musa al-Kadhim połyskiwa-
ły niczym skarby. Nawet okropne posągi, wznoszone przez władcę przez wszyst-
kie lata panowania dla uczczenia odniesionych zwycięstw i ukrycia klęsk, tego
wieczora wyglądały niemal szlachetnie, niczym dzieła sztuki, świadectwa wieku,
który, bez względu na swoje wady, przechodził już do historii.
W betonowych bunkrach mieszczących różne ministerstwa wciąż jeszcze paliły
się światła, ale pozostałe budynki pustoszały w miarę jak strumienie ludzi wyle-
wały się na ulice. W godzinę po śmierci władcy ukazał się pierwszy biuletyn -
mówiono, że władca został zastrzelony przez nieznanego sprawcę, któremu udało
się przedostać do jego prywatnych kwater. Zwykle wstęp do nich mieli tylko człon-
kowie rodziny oraz ochrona. Na każdym rogu ulicy opowiadano co innego. Jedni
mówili, że morderca był muzułmańskim fanatykiem, inni, że przyrodnim bratem
władcy, ochroniarzem, agentem Izraela czy szpiegiem Jordanii.
W pierwszym odruchu wielu Irakijczyków płakało; robili to nawet ci, którzy
pogardzali władcą, gdy żył. Odnosiło się wrażenie, jakby maszt podtrzymujący
109
namiot nieba nagle runął. Zapanowała powszechna dezorientacja, ludzie nie wie-
dzieli nagle, gdzie są, nie potrafili się odnalezć poza światem iluzji stworzonym
przez władcę. To on wyznaczał cztery strony świata na irackim kompasie. Przez
całe pokolenie jego twarz znajdowała się na pierwszej stronie każdej porannej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl