[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiedzieć, co mnie czeka, pójdę
do Cyganki. Brawo, Alinko! -
wykrzyknął. - Nie zawiodła moja
córeczka. Jestem gotów pójść do
pracy na pół etatu, żeby mojemu
wnukowi niczego nie brakowało.
Mam na myśli wszystkie moje
wnuki - poprawił się.
- Jakie to wszystko zagadkowe
- szepnęła Marysia. - Pół
godziny temu byliśmy pewni, że
to dziewczynka, a teraz jesteśmy
pewni, że to chłopiec.
Otworzyła szeroko oczy i
roześmiała się z tego, co sama
przed chwileczką powiedziała.
- Pewnie jest różowy -
uśmiechała się z rozmarzeniem
Kasia. - Pewnie jest słodki,
kochany malutki wróberlek - usta
Kasi składały się do buziaków. -
On jeszcze nie wie, jak ja
wyglądam. Prawda, babciu, że to
wszystko jedno, co się nam
urodziło?
- Prawda - odpowiedziała
babcia Pieczarkowska. - Ale to
wprost niemożliwe. A może?... -
zawiesiła głos i spojrzała na
zięcia.
- Czemu mama tak patrzy?
- Bo boję się powiedzieć.
- Proszę powiedzieć - zachęcał
pan Jan.
- Ja na twoim miejscu
sprawdziłabym, czy dziecka nie
podmienili. Tylko się nie złość.
To, że żyjemy w czasach
samolotów, rakiet, wypraw w
kosmos, nie znaczy, że takie
rzeczy się nie zdarzają. Rodzi
się dajmy na to chłopiec, ale
ci, którym się urodził, woleliby
dziewczynkę. I za niewielką
sumkę podmieniają dziecko. Czy
to jest całkiem niemożliwe?
- Teoretycznie jest możliwe,
ale w praktyce nie.
- Mnie się to od początku nie
podobało - rzekła Małgosia. -
Sprawę należy zbadać.
- Przestańcie! Przestańcie
chociaż na chwilę! - Ojciec
przetarł twarz. - Doprowadzacie
mnie do obłędu.
- Trzeba to sprawdzić.
- Koniecznie!
Do znękanego ojca przemówił
widocznie obraz uprowadzanej pod
kapotą dziewczynki i podkładania
zamiast niej jakiegoś odmieńca,
bo zapytał:
- Jak mam to zrobić, żeby się
nie wygłupić?
- Wygłupisz się, tatusiu, bez
względu na to, jak to zrobisz -
pomyślał Tomek. - Ale jak
chcesz, to sprawdzaj".
- Zwyczajnie, zadzwoń do
szpitala i zapytaj o
towarzystwo, w jakim twoje
dziecko przyszło na świat -
poradziła babcia.
- Ale tak od razu nie mów, że
to nie twój synek - przypomniała
Kasia. - Dopiero, jak się
dowiesz.
- Powiedz, że twoje dzieci
strasznie chcą to wiedzieć -
uzupełniła Marysia.
Ojciec wykręcił numer szpitala.
- Przepraszam bardzo, tu mówi
Jan Sowiński - powiedział do
słuchawki. - Widzi pani, moje
dzieci bardzo chcą wiedzieć, w
jakim towarzystwie nasz synek
przyszedł na świat.
Widocznie osoba po drugiej
stronie słuchawki nie
rozumiała, o co ojcu chodzi, bo
tata posłał wściekłe spojrzenie
babci, zaczerwienił się i
tłumaczył dalej:
- yle mnie pani zrozumiała.
Nie chodzi o skład personelu
medycznego. Chciałbym wiedzieć,
ile dzieci dziś się urodziło i
jakiej są płci. Moja najmłodsza
córeczka - skombinował dzielnie
- chce je wszystkie narysować.
Bardzo panią przepraszam... Tak,
dziękuję.
Odłożył słuchawkę i wrzasnął:
- W przyszłości proszę nawet
nie próbować takich sztuczek,
pani Pieczarkowska! Informuję
was wszystkich, że dzisiejszego
dnia urodzili się sami chłopcy.
Czterech!
- Jezus Maria - dobiegło od
drzwi ogrodowych. - To znak, że
będzie wojna. W trzydziestym
dziewiątym też rodzili się sami
chłopcy.
Milczący dotąd Ania i Piotruś
roześKmieli się serdecznie.
- Nie śmiejcie się! - tupnęła
babcia Witkowska. - Jeżeli już
jesteście zle wychowani, to
chociaż zachuwujcie się tak, jak
byście byli dobrze wychowani.
Wszedł dumny dziadek
Pieczarkowski i obwieścił, że
przeliczył wszystkie swoje
oszczędności i ma zamiar kupić
maleństwu wózek.
- Niech wie, że ma dziadka -
powiedział.
Babcia Pieczarkowska rozłożyła
karty i długo się w nie
wpatrywała. Sąsiadka porzuciła
swoje stanowisko przy drzwach
ogrodowych i przycupnęła na
krześle obok stołu. Wszystkie
siostry Tomka zerkały w karty.
Nawet bliznięta, ojciec i Tomek
nie wytrzymali.
- Sen zawiódł, bo śnił mi się
przecież zeszyt. Zwykły zeszyt,
a to oznacza spełnienie nadziei
- powiedziała babcia
Pieczarkowska. - A ja, przyznam
się, miałam nadzieję na wnuczkę.
Karty zawiodły.
Obok asa kier stała bowiem
uparta dama kier z różą.
* * *
Potem karty zawiodły jeszcze
raz. Zapowiedziały babci
Witkowskiej list od męża, a
zamiast listu zjawił się on sam.
Pani Alina była jeszcze w
szpitalu. Pisała do rodziny, że
czuje się coraz lepiej, że
Walecik Kier ładnie je, ładnie
śpi i w ogóle udany z niego
chłopczyk. Rodzina postanowiła
nazwać chłopca Michał, ale na
razie mówiono Walecik Kier.
Babcia Pieczarkowska teraz już
umilała sobie wszystkie wieczory [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)