[ Pobierz całość w formacie PDF ]Uderzył palcami w widełki telefonu, powtórzył jeszcze kilka razy halo, halo" i cisnął
słuchawkę.
Wściekł się, zaczął chodzić po pokoju, ale tak, że po drodze wszystkie graty leciały na
podłogę, książki kopał jak piłki, chciał lampę zmieść jednym zamachem dłoni, lecz w
ostatniej chwili się zastanowił...
- No i co ja... No i co ja mam robić? - mówił do siebie. - Niby jest swołocz, nie ma
swołoczy! Chryste Panie, a gdzie ja znajdę taką drugą okazję, żeby tego... tego...
Reszta wyleciała przez otwarte okno jak najcięższy mebel.
- Siedzi, drań, tam między tymi pięcioma!... Jest na pewno między nimi. jest... Ale kto go
wskaże... Czarna maska, pies go... Znak Zorro?... Tfu, cholera! Douglas Fairbanks,
przybywaj!...
Jazgarz nadal długo monologował, uspokoił się wreszcie, zasiadł nad papierami. Siedział
z godzinę, nic mu nie dały, cisnął je w kąt. Wyciągnął z kabury zdobyczną" parabelkę,
zaczął się nią bawić, podrzucać w dłoni...
Najgorsza jest bezsilność - pomyślał - cholerna bezsilność.
Szarpnął drzwiami do sąsiedniego pokoju.
- Mięta!
Coś się zakotłowało w ciemnym wnętrzu i po chwili w rozjaśnionym lampą prostokącie
drzwi stanął młody, wysoki chłopak w mundurze. Czarną czuprynę miał lśniącą,
wypomadowaną brylantyną. W Jazgarza uderzył jej zapach.
- A niech cię!... - skrzywił się. - Zmierdzisz na kilometr! Po diabla się tak pastujesz?
Mięta uśmiechnął się, przeciągnął dłonią po ulizanej brylantyną czuprynie.
- Kiedy chce... - powiedział.
- Niby kto?
- Niby... - uśmiech Mięty stał się szeroki, jakby ten ktoś, o kim mówił, stał przed jego
oczami. - Niby ona.
- Ona, tak?
- Ja tam nie wiem, czy chce, ale jej miło...
- Miło?
- No, elegancja zawsze tam jakaś...
Jazgarz przeciągnął dłonią po od trzech dni niegolonych policzkach.
- Daleko zajedziesz, bracie - uśmiechnął się. - Wiesz, komu co potrzeba.
- Gdyby pan kapitan się nie obraził, to tu jedna taka wdówka... Ona za obywatelem
kapitanem niemal oczu nie wypatrzy...
Jazgarz zaśmiał się.
- Co z połączeniem?
- Melduję, że chyba przerwali!
- Wyobraz sobie, że to samo pomyślałem - zadrwił Jazgarz.
- Prawidłowo, obywatelu kapitanie!
- Sprawdzić!...
- Ta... jest! - Mięta stuknął obcasami i odwrócił się na pięcie.
Jazgarz sięgnął mechanicznie w to miejsce, gdzie stała przedtem szklanka herbaty.
Spostrzegł rozbite szkło na podłodze.
- Mięta!
Plecy Mięty znowu wykonały pełen obrót.
Jazgarz, jakby nie był do końca na coś zdecydowany, popatrzył na niego spode łba. Potarł
dłonią zarośnięte policzki.
- Słuchaj, Olek... no... tego - zaczął. - Masz gdzieś w pobliżu tę swoja apteczkę?
Na twarzy Mięty pojawił się pełen szczęścia uśmiech.
- Rozkaz, obywatelu kapitanie!
Sięgnął do kieszeni spodni, które wypychał obły, podłużny kształt. Wyjął z otworu
butelki papierowy korek. Jak puchar napełniony najlepszym winem wyciągnął ją do Jazgarza.
Jazgarz zakręcił butelką, aż płyn się z wierzchu zapienił.
- Wiesz, stary... klops jest! - powiedział. - Co się zaceruje - znów się drze! I tak w kółko.
Nie wiem już, czy ja taki krawiec, czy materiał taki...
Chciał przytknąć butelkę do ust, kiedy na schodach zadudniły kroki.
Po chwili w drzwiach stał Józek.
- Obywatelu kapitanie... - meldował, ciężko oddychając po biegu. - Grom, obywatelu...
Ci, co z nim razem w celi... odkryli... Odkryli Groma!
Jazgarz odstawił butelkę na biurko, naciągnął szybko na ramiona płaszcz.
- Groma mają, mówisz? - zapytał.
W jego głosie pojawiło się jakby niedowierzanie połączone z ironią. Przez chwilę patrzył
na twarz Józka i Mięty i chociaż wiedział, że ich tym badawczym spojrzeniem krzywdzi, nie
mógł go w swoich oczach zgasić. Wmawiał w siebie, że przesadza we wszystkim albo że się
boi... Nie bał się nigdy. Parabelkę", którą miał przy sobie, zdobył na gestapowcu, chwilę
przed rozstrzelaniem... Było ich kilku, złapanych wśród gruzów. Już w ostatniej chwili
odwrócił się od muru i powiedział po niemiecku kilka wierszy Geothego. Niemiec i
koszmarny, naprędce uszykowany w ruinach pluton egzekucyjny, znieruchomieli... A on
szedł, mówił Geothego, szedł na nich. w każdej chwili oczekując salwy... Chciał zginąć z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl