[ Pobierz całość w formacie PDF ]Swoista przyjazń pomiędzy psem a listonoszem, o jakiej czasem się słyszy, tutaj rzeczywiście
miała miejsce. Dlaczego tak było, można łatwo wytłumaczyć: otóż listonosza tego gospodarze bardzo
lubili, a więc tym samym lubił go także Mukiel. Pies był przecież pełnoprawnym członkiem rodziny i
poczuwał się do tego.
Mukiel nigdy nie chciał stać z boku, w każdym razie nie wylegiwał się znudzony pod stołem, ale
zawsze uczestniczył we wszystkim i nic zwykle nie uchodziło jego uwagi. On pierwszy musiał
wiedzieć, co się dzieje, by zaspokoić swą ciekawość. Potwierdziło się to zwłaszcza kilka lat pózniej
podczas pewnego przyjęcia sylwestrowego w małym gronie, w pewnym hotelu w Lugano.
Siedział wówczas - gdy tylko ta wesoła noc nabrała rumieńców - w czerwonym aksamitnym
fotelu, pomiędzy panią i panem. Jego czarna kręcona sierść efektownie kontrastowała z czerwienią
fotela, a uważne, błyszczące oczy dopełniały tego pięknego widoku.
Lubił mieć ludzi wokół siebie, choć obaj - pies i pan, chętnie pozostawali w cieniu. Najlepiej
czuli się w roli obserwatorów i tym razem było podobnie.
- Ten pies - powiedziała w pewnej chwili żona do męża - staje się coraz bardziej podobny do
ciebie! - Oczywiście mąż słuchał tego chętnie, choć nieco go to też zaniepokoiło. Lubił zajmować się
psem, przebywać z nim, ale żeby ten się do niego upodobnił?
Z początku odnosił się przecież do niego z rezerwą, choć nie pozbawioną życzliwej
pobłażliwości. Nie zawsze to jednak okazywał. Ale z czasem ta pozorna obojętność przerodziła się
w coś głębszego; również pies darzył go teraz podobnym przywiązaniem.
Tak więc teraz siedzieli obaj na schodach za drzwiami. W domu trwała huczna zabawa
karnawałowa. I raczej wszystko, co się tutaj teraz działo, przeszkadzało im.
Ci swobodnie zachowujący się po alkoholu ludzie, których obserwowali, budzili ich niepokój,
żeby nie powiedzieć zgorszenie. Mukiel i jego pan nie czuli się dobrze w tym otoczeniu. Od czasu do
czasu spoglądali na siebie znacząco, popijając wodę mineralną.
Nagle ktoś otworzył gwałtownie szklane drzwi, za którymi się znajdowali. Była to przyjaciółka
żony, niezwykłej urody kobieta. Nawet Mukiel przyglądał się jej z zainteresowaniem, nie mogąc
przez kilka sekund oderwać od niej oczu. Po chwili jednak odwrócił głowę, potrząsając nią
energicznie.
Przyjaciółka ta była jedną z tych kobiet, które nie tylko czarowały swoją urodą, lecz także
potrafiły zachowywać się prowokująco. Zobaczywszy mężczyznę, objęła go zaborczo. Mukiel
zawarczał groznie.
- Zabieram cię - zawołała - wszyscy cię szukają. Chodz wreszcie i zabaw się z nami. Pierwszy
taniec dla mnie.
Cóż, nie było wyjścia. Mężczyzna nie mógł się już dłużej ukrywać przed gośćmi. - Zostań i
czekaj na mnie! - powiedział, żegnając się z psem. - Postaram się jak najszybciej wrócić! - Po czym
został uprowadzony. Tak przynajmniej mogło się wydawać Muklowi.
Tymczasem przypadkiem nie domknięto drzwi. Mukiel jakby tylko czekał na ten moment.
Natychmiast się wymknął.
Odkrył przy tym, że dom wygląda jak gołębnik. Wszystkie drzwi i bramy były szeroko otwarte!
Ludzie wchodzili i wychodzili, kręcąc się nieustannie. Mukiel, nie zauważony przez nikogo,
przemknął między ich nogami i pobiegł naprzeciw upragnionej wolności.
Tymczasem piękna przyjaciółka żony próbowała rozweselić będącego w nie najlepszym
humorze mężczyznę. Jej zamiar z góry jednak był skazany na niepowodzenie, gdyż mężczyzna
zauważył nagle brak psa. Zaczął go więc w popłochu szukać i nawoływać. Zajrzał na schody
prowadzące na piętro, potem pobiegł do siebie na górę. Po chwili wrócił do salonu. Szukał psa w
kuchni, na tarasie. Nadaremnie.
Zbiegł też po schodach do piwnicy, gdzie w dość przestronnym, kolorowo przystrojonym
pomieszczeniu znajdował się barek i gdzie bawiło się kilkadziesiąt osób. Tutaj jego żona pełniła
honory pani domu. Napełniała gościom kieliszki, opróżniała popielniczki, otwierała nowe butelki.
- Czy jest tutaj u ciebie Mukiel? - spytał ją wyraznie zdenerwowany. -Zauważyłaś go może
gdzieś?
- Obiecałeś go przecież pilnować - odpowiedziała mu, nie przerywając nawet na moment
swoich czynności. - Czy nie tak ustaliliśmy?
Mężczyzna nie pytając o nic więcej wybiegł pospiesznie z piwnicy, opuszczając na dłużej gości,
którzy nawet nie zauważyli jego odejścia. Ogarniał go coraz większy niepokój o psa. %7łona
jednoznacznie obarczyła go winą za jego zniknięcie! Gdy już był na schodach, doleciał go jeszcze jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl