[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kate rozplotła dłonie i odgarnęła z czoła zabłąkany kosmyk wło-
sów.
Gary odszedł od drzwi i usiadł na najbli\ej stojącym fotelu.
 Zawsze myślałem, \e praca policji opiera się w tym kraju na
niezbitych dowodach. Tymczasem oni uznali mnie za winnego,
poniewa\ powodowana chęcią zemsty matka Stephanie powiedziała
im, \e to właśnie ja zamordowałem jej córkę.
 Takie stwierdzenie stanowi dostatecznie silny argument.
 Wobec tego uwa\asz, \e oni mają rację?
 Chciałam tylko powiedzieć, \e je\eli matka \ony oskar\a
zięcia o zamordowanie jej córki, zmusza w ten sposób policję do
podejrzeń. A niezale\nie od wszystkiego muszą istnieć jakieś nad-
zwyczajne okoliczności, \eby matka tak się zachowywała.
 Owszem były nadzwyczajne okoliczności, cholernie nad-
zwyczajne, ale dotyczyły teściowej i teścia, a nie Stephanie i mnie.
Usiłowałem wytłumaczyć to policji, lecz mnie nie słuchali, ponie-
wa\ nie pasowało to do ich teorii. Jak, na Boga, mam ich przekonać,
\e jej nie zabiłem. śe nie ka\dy mą\ pała \ądzą zagarnięcia majątku
\ony. śe mo\na rozmawiać dwukrotnie z kobietą i niekoniecznie z
nią sypiać... Przepraszam. Przyjechałem tutaj prosić o wybaczenie, a
skończyło się na histerii.
 Trudno to tak nazwać.
 Prawdą jest, \e...  zawiesił głos.
 śe się boisz  powiedziała Kate, przyjrzawszy mu się.
 Wiem, \e jestem niewinny. A jednocześnie widzę, jak oni
nabierają coraz większej pewności, \e wina cią\y na mnie.
 Zastanawiałeś się, kto mo\e być mordercą?
 Policja wyklucza przypadkowego sprawcę, zaskoczonego
obecnością Stephanie w domu. Nikt spośród znanych jej ludzi nie
byłby zdolny do czegoś takiego. A co do podejrzeń, \e ja mógł-
bym...
 Poniewa\ tego nie zrobiłeś, nikt nie jest w stanie ci udo-
wodnić, \e było inaczej.
135
 Miesiąc temu uwa\ałbym podobnie. Niewinność stanowi
doskonałą tarczę. Coraz bardziej się jednak przekonuję, \e ta tarcza
jest cholernie iluzoryczna.
 Mam nadzieję, \e popełniasz straszliwy błąd.
 A ja wiem, \e mam rację.
Przez chwilę oboje milczeli.
 Napijesz się czegoś?  spytała Kate.
Ju\ prawie zapadał zmierzch. Lekki wietrzyk ścichł, a powietrze
znieruchomiało. Z łatwością docierał teraz ka\dy najdrobniejszy
dzwięk. Kiedy stanęli przed wejściem do domu, słychać było odle-
gły, głuchy, rytmiczny stuk maszyny prasującej siano, ryk krowy,
pianie koguta, który stracił chyba poczucie czasu, szczekanie psa i
odgłos nadje\d\ającego samochodu. Weston przyglądał się rosnącej
na środku trawnika jabłoni.
 Opowiadałam ci o Jasonie i o tym drzewie?
 Nie.
 On bardzo za nim tęsknił. Dziwiło mnie to, poniewa\ by-
najmniej nie nale\ał do ludzi, którzy popadają w nostalgię. Prawdo-
podobnie jabłoń przedstawiała dla niego wartość symbolu.
 Co te\ mogła przywodzić mu na myśl?
 Mo\e wyra\ała nadzieję powrotu do \ycia pełnego pra-
wdziwych wartości i dawała szansę ponownego znalezienia się tu-
taj, je\eli tylko by tego zapragnął.
Kate patrzyła na drzewo z rękami skrzy\owanymi na piersiach.
W gasnącym świetle wieczoru z jej twarzy znikły zmarszczki. Wy-
glądała młodo i atrakcyjnie.
 Czy w ogóle potrafiłby osiedlić się gdzieś na stałe?  za-
stanawiała się.  Sprawiał wra\enie człowieka, którego świat musi
obfitować w ró\nego rodzaju zdarzenia. Kiedy byłam dzieckiem,
uwa\ałam go za kogoś wspaniałego, pełnego wigoru. Gdy wydoro-
ślałam, zaczęłam dostrzegać w jego \yciu element wyzwania, które
popychało go do przodu, przepowiadając zarazem prawdopodobień-
stwo zagłady... Mo\e nale\y być wdzięcznym losowi, \e umarł za-
nim zdą\ył odkryć, \e i tak stałby się w końcu człowiekiem prze-
granym. Zwiat nie jest łaskawy dla straceńców.
A mo\e wszyscy troje są na straconych pozycjach? Pomyślał
Weston z goryczą.
136
 Lepiej będzie, jak ju\ sobie pojadę  powiedział.
Zaczęli iść w kierunku sierry. Nagle Kate spojrzała mu w twarz.
 Chcę, \ebyś wiedział, \e bardzo się cieszę z dzisiejszego
wieczornego spotkania.
 Mam nadzieję, \e nie zachowywałem się jak złowró\bna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)