[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skoordynować ruchy.
Ellie odprężyła się, często na widok wyczynów Alice wybuchała
śmiechem. Była prawie piękna. Jacka zakłuło coś koło serca, więc szybko
odwrócił wzrok.
Zaraz po lunchu położyli Alice spać, a godzinę pózniej Jack odprowadził
Ellie do samochodu.
- Przepraszam, chyba nie byłem najlepszym towarzyszem zabawy.
- Nie szkodzi. Wiem, że wspominałeś Paulę. Dzisiejszy dzień był dla
ciebie ciężki, prawda?
- Nie tylko o to chodzi. Oczywiście myślałem o niej, ale... Właściwie sam
nie wiem, co mnie napadło. Pewnie człowiek dość powoli przyzwyczaja się do
takiego niecodziennego pomysłu jak nasze małżeństwo.
Spojrzał na Ellie. Nie wyczytał nic z jej oczu, ponieważ miała
przymknięte powieki. Zaskoczyło go odkrycie, że jest w niej coś
nieuchwytnego. To dziwne, ale im dłużej przebywali ze sobą, tym bardziej
wydawała, mu się tajemnicza.
- Cieszę się, że pierwszą przeszkodę już pokonaliśmy. Miałem opory
przed wtajemniczaniem Clare, a tymczasem od razu poparła nasz plan. Teraz
musimy przekonać twoją rodzinę. Powiedziałaś im już o naszych zamiarach?
- Tak.
- Jak zareagowali twoi rodzice?
- Mama wpadła w zachwyt i już snuje plany, jak urządzić wesele, kogo
zaprosić, co podać. Ojciec niewiele mówił, ale chyba jest zadowolony. Kevin i
Sue ucieszyli się... pewno ulżyło im, że wreszcie się ode mnie uwolnią.
- A Lizzy?
- 47 -
S
R
- Z nią poszło najgorzej, bo za dobrze nas zna. Wie, jak bardzo kochałeś
Paulę. Od razu domyśliła się prawdy.
- Jakiej?
- %7łe szukasz matki dla Alice.
- Prawdy o tobie też się domyśla?
- Nie może zrozumieć, dlaczego wolę mieszkać na prowincji, a ja na
pewno nie zdradzę jej prawdziwej przyczyny.
- Co jej powiedziałaś?
- Niewiele, bo nie lubię kłamać. - Wzruszyła ramionami, jakby chciała
zrzucić z nich niemiły ciężar. - Znasz jej romantyczne poglądy na temat
małżeństwa, prawda?
Bardzo długo musiałam ją przekonywać, że pobieramy się z miłości.
Jack oparł się o maskę samochodu i skrzyżował ręce na piersiach.
- Uwierzyła ci?
- Wątpię. - Przygryzła wargę. - Chyba nie. Zapytała, kiedy zdaliśmy sobie
sprawę, że się kochamy. Skłamałam i powiedziałam, że teraz, podczas
wspólnego remontu domu. Nie dała się tym zbyć i zaczęła wypytywać o
szczegóły...
Jackowi wesoło rozbłysły oczy, ponieważ znał wścibstwo Lizzy i bez
trudu wyobraził sobie rozmowę sióstr.
- Jakie?
- No wiesz... - Ellie spąsowiała i odwróciła wzrok. - Jak się
zakochaliśmy... Kiedy pierwszy raz się pocałowaliśmy... Jakie było wrażenie...
- I co jej powiedziałaś?
Gdy na niego przelotnie spojrzała, dostrzegła w jego oczach wesoły błysk.
Uznał całą sytuację za zabawną. To nie on musiał przez godzinę odpowiadać na
bardzo krępujące pytania.
- O czym?
- O pierwszym pocałunku.
- 48 -
S
R
- Powiedziałam, że był cudowny - syknęła ze złością. - A co niby miałam
odpowiedzieć?
- Rzeczywiście. Skoro ma uwierzyć w naszą miłość...
- Zapowiedziała, że za tydzień przyjedzie, żeby przekonać się o tym na
własne oczy. I pytała, kiedy będą zaręczyny. Tłumaczyłam, jak bardzo jesteśmy
teraz zapracowani, ale niepotrzebnie strzępiłam sobie język. Mama postanowiła
urządzić bal i zaprosić wszystkich sąsiadów. Okropność! Dlaczego nie zostawią
nas po prostu w spokoju?
Jej nieszczęśliwa mina rozbawiła Jacka.
- Przecież chcą dobrze i robią to dla ciebie. Zresztą, nie taki diabeł
straszny...
- Oj, straszny, straszny - przerwała zirytowana. - Jak ja to przeżyję?
Wszyscy będą się gapić, a Lizzy będzie mnie pilnować i rzuci się na nas jak sęp,
jeśli zorientuje się, że udajemy.
- Czyli nie ma wyjścia i musimy dobrze wypaść. Mam rację?
- Tak - przyznała, wciąż zajęta myślami o przyjęciu.
- Ale jak to zrobić?
- Zastanówmy się... - Jack udał, że myśli intensywnie.
- Moglibyśmy od czasu do czasu przytulić się do siebie...
- Coo?
- Podczas zaręczyn narzeczeni się całują.
- Wiem, ale...
- To dla ciebie jakiś problem?
- Nie... tak... przynajmniej... Straciła wątek i urwała speszona.
- Warto byłoby zrobić próbę.
- Czego?
- Wypada, żebym cię pocałował na zaręczynach i na ślubie, prawda?
Dlatego uważam, że powinniśmy trochę potrenować. Przy świadkach możemy
zle wypaść.
- 49 -
S
R
Ellie milczała.
- No, co ty na to?
Miał poważną minę, ale w kącikach oczu czaił się śmiech. Ellie natomiast
była coraz bardziej zdenerwowana i zła.
- Sama nie wiem...
- Pomyśl, jak to ułatwi ci sytuację. Gdy ktoś zapyta, jaki był pierwszy
pocałunek, będziesz mogła opisać go bez zmyślania.
Serce biło jej jak oszalałe, w gardle zaschło, oddech stał się urywany.
Oniemiała patrzyła na Jacka i zastanawiała się, czy on z niej drwi. Marzyła o
tym, by go pocałować, a jednocześnie bała się zdradzić swe prawdziwe uczucia.
- Oczywiście, jeśli uznałaś to za głupi pomysł... - rzekł łagodnie i zrobił
ruch, jakby zamierzał odejść.
- Nie.
- Słucham?
Czekała na tę chwilę przez tyle lat, że nie mogła zaprzepaścić okazji.
- To znaczy... masz rację - wykrztusiła przez ściśnięte gardło. - To dobry
pomysł.
Jeśli ma się skompromitować, to rzeczywiście lepiej, by odbyło się to bez
świadków.
- Po co mamy się ośmieszać na przyjęciu? Zgadzasz się ze mną?
- Oczywiście.
Jack spoważniał. Jej zażenowanie było wzruszające i przypomniało mu,
że to jest dobra, od dawna znana Ellie, a nie obca piękność w prowokująco
wydekoltowanej sukni.
Długo patrzyli na siebie bez słowa.
Dziwne, ale Jack był podenerwowany. Całował wiele kobiet, lecz żadna
nie przypominała Ellie. Ellie była wyjątkowa. Ostrożnie objął ją w talii. Poczuł
ciepło jej ciała i chłód śliskiego materiału. Zaschło mu w gardle.
- 50 -
S
R
Ellie zadrżała. W skroniach pulsowała jej krew, nogi miała jak z waty.
Aby się uspokoić, wyobraziła sobie, jak trudno musi być Jackowi. Wyczuła
wahanie, które niewątpliwie oznaczało, że myślał o Pauli.
Odważyła się dotknąć ukochanego. Podziwiała go, wszystko w nim ją
zachwycało. Pragnęła wsunąć mu ręce pod koszulę, położyć na nagim torsie.
Chciała przytulić się, poczuć na ciele jego silne ramiona. Ogarnęło ją długo
tłumione pożądanie, zakręciło się jej w głowie. Rozsądek kazał się odsunąć...
Za pózno. Jack objął ją mocniej i wtedy przestała ze sobą walczyć.
Delikatnie pogładził jej włosy i pieszczotliwie przesunął dłoń po policzku
i szyi.
Ellie patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem. Przeszył ją rozkoszny
dreszcz. Była zgubiona.
- Spójrz na mnie - usłyszała cichą prośbę.
Usłuchała. Jack pochylił się i nareszcie poczuła jego usta na swoich.
Pocałunek był lekki jak muśnięcie skrzydełek motyla, a mimo to wprawił ją w
zachwyt. Gdy Jack podniósł głowę, głucho jęknęła.
Ogarnęło ją rozczarowanie. Tylko tak lekko i krótko? Przełknęła ślinę i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)