[ Pobierz całość w formacie PDF ]ale zanim ją podniósł, Grady doskoczył i chwycił go za ramię. Brad strzepnął z ramienia rękę
Grady’ego.
— Powiedziałem, żebyś brudnymi łapami nie tykał mojej żony! — krzyknął rozwścieczony
Grady. — Cóż ty sobie myślisz? Żeśmy razem świnie paśli? Rozwalę ci łeb i ani zipniesz!
Lucjana spróbowała ich rozdzielić. Grady odepchnął ją na bok.
— Gadaj sobie, co chcesz, panie Dunbar — spokojnie powiedział Brad. — Ale przy mnie nie
będziesz jej maltretował. Jeżeli jeszcze raz ją uderzysz, wezmę się do ciebie. Nic więcej nie mam
do powiedzenia, panie Dunbar.
Grady, zdumiony, cofnął się o krok. Pogardliwy uśmiech skrzywił mu usta.
— Zwariował!
— To nie żarty, panie Dunbar.
— Za kogo ty się masz, do cholery?!
— Dobrze pan wie, kim jestem.
— Co prawda, psiakrew, to prawda! Dobrze się znam na takich jak ty!
Twarz mu nabiegła krwią, usta drżały z gniewu. Plunął Bradowi pod nogi.
— Od kiedy oglądasz się za moją żoną? Jak długo to trwa?
— To moja sprawa.
— Aleś bezczelny!
Grady zrobił krok w jego stronę. Brad ani drgnął. Widząc, że Brad się go nie boi, Grady
roześmiał się nerwowo i znów sięgnął ręką do kieszeni na biodrze.
— No toś się nareszcie odezwał — powiedział Grady swobodnym tonem. — Dziwiło mnie,
dlaczegoś cały czas zawzięcie milczał, jakbyś się bał otworzyć usta. Nie chciałeś, bym się
domyślił, że coś tam było między wami, tak?
Brad nic nie odpowiedział, tylko patrzył Grady’emu prosto w oczy.
— A teraz chcesz się przed nią popisać, by się na własne oczy przekonała, jaki to z ciebie
cholerny bohater, co?
— Możesz myśleć o tym, co tylko chcesz.
— A jeżeli mnie się to nie podoba?
— Sam się na coś zdecydujesz.
— Już się zdecydowałem, możesz mi wierzyć!
— A to świetnie — spokojnie odparł Brad.
Grady zrobił ruch, jakby chciał sięgnąć po pistolet. Will zbiegł po schodkach i stanął między
nimi. Brad odepchnął ojca na bok.
— Sam to załatwię — oświadczył stanowczo. — Wiem, co robię. Niech się ojciec nie miesza do
tego.
— Jedno tylko możesz zrobić. Zamknąć japę — powiedział Grady.
— Jak zostawisz ją w spokoju, to słowa nie powiem.
— No to zamknij gębę i nie otwieraj jej więcej, żebraku! Nie masz nic do gadania. To ja będę
mówił. — Roześmiał się szyderczo. — Jesteś pierwszym białym biedakiem w moim życiu, który
nie miał tyle oleju w głowie, żeby siedzieć cicho, jak mu się kazało milczeć. Ty ciężki idioto,
uważasz się za równego mnie!
Grady zrobił parę kroków w stronę konia, ale coś mu przyszło do głowy i nagle się odwrócił.
— Co was dwoje łączyło? — zapytał.
Brad popatrzył na niego, ale się nie odezwał.
— Dlaczego nie odpowiadasz na moje pytanie? Co starasz się ukryć?
— O co ci chodzi?
— O to mi chodzi, o co pytam. Nie jesteś taki tępy, jak na to wyglądasz. I dobrze wiesz, co
miałem na myśli.
— Nie muszę odpowiedzieć. — A ja ci mówię, że musisz.
— Spróbuj mnie zmusić.
Grady głęboko westchnął.
— Gdybym wiedział na pewno, już byś nie żył i nie mógł odpowiedzieć.
Zabrzmiało to groźnie.
— Gdybym wiedział, że coś było między wami — dodał Grady — tobym… tobym…
Will Harrison znów ich rozdzielił. Tym razem stanął twarzą w twarz z Gradym i nie zwracał
uwagi na to, że Brad chce go odepchnąć na bok.
— Słuchaj, Grady — powiedział z wielką powagą. — Wiesz, że nie jestem z tych, co by się
tobie w czymkolwiek chcieli sprzeciwić. Zawsze ściśle wykonywałem twoje polecenia i nigdy się
nie zapomniałem, w żadnym wypadku. Gdybym uważał, że mój chłopak zrobił ci jakąś krzywdę,
sam bym się wziął do niego. Jakby zrobił coś nie po twej myśli, sam bym bez wahania wyrzucił go
z domu. Nie pozwoliłbym mu zostać tutaj i doprowadzić do nieporozumienia między tobą a mną.
Znasz mnie dobrze i wiesz, jaki jestem. Otóż, w moich oczach, nie było najmniejszego powodu do
tej całej sprzeczki…
— Ty się nie mieszaj — odparł Grady. — Jak będę potrzebował twej rady, sam o nią poproszę,
a teraz przestań pyskować, bo przepędzę wszystkich przeklętych Harrisonów stąd, gdzie ja jestem
panem. Nikt mi nie będzie dyktował, co mam robić.
— Tak, Grady — powiedział Will spuszczając pokornie głowę. — Przyznaję, że się
zapomniałem i powiedziałem za wiele. Już tego żałuję. Na pewno nie chciałem ci się narazić.
— Wy obaj pilnujcie się, dobrze radzę — odparł Grady. Wskazał głową na Brada. — Mam
powody do podejrzeń, a jeśli się upewnię, że moje podejrzenia były słuszne, już ja wam pokażę!
Żadnemu białemu Murzynowi nie ujdzie na sucho robienie ze mnie durnia. To już teraz mogę wam
obiecać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl