[ Pobierz całość w formacie PDF ]Cholera, to nie był żaden nieszczęśliwy wypadek. Ktoś buszował po jej
piwnicy. Ale kiedy? Rozejrzała się po mrocznym pomieszczeniu. Wszystko
wyglądało normalnie. W jednym rogu stała sterta kartonów, w drugim
grzejnik, na wprost pralka i suszarka, na
138
której leżał uprany biały ręcznik. Sasha zbiegła na dół, chwyciła ręcznik - ten
sam, który Doug kazał jej przyłożyć do krwawiącej ręki -po czym ostrożnie,
aby nie nadziać się na kolejny uszkodzony stopień, wróciła na górę.
Wiedziała, że musi wyjść, bo tym razem wyobraznia nie płata jej figla. To jest
prawda, nie fikcja. Zadzwoniła do Maggie, poprosiła o adres Douga, wsiadła
do samochodu i ruszyła w drogę.
Ktoś obcy zakradł się do jej domu. Raz? Więcej razy? Ale przecież pracowała
na miejscu, większość czasu spędzała przy komputerze. Chociaż ostatnio kilka
razy wychodziła z Dougiem. Przypomniała sobie otwartą książkę na półce nad
kominkiem, budzik nastawiony na inną godzinę, szczotkę do włosów leżącą na
łóżku, otwartą buteleczkę perfum...
Ktoś musiał ją obserwować, śledzić jej wyjścia i powroty. To przerażająca
myśl. Usiłując uporządkować bałagan w głowie, skręciła z North Road w
bocznÄ… drogÄ™, a potem przy czerwonej skrzynce na listy w prywatny podjazd
prowadzący do supernowoczesnego domu z ogromnymi oknami i wspaniałym
widokiem na morze.
Doug rozmawiał przez telefon ze swoim dystrybutorem z zachodniego
wybrzeża, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili nie
zamierzał otwierać. Listonosz zostawi listy pod drzwiami. Potem jednak
uznał, że może trzeba będzie podpisać odbiór przesyłki.
- Psiakrew! Przepraszam na moment, Frazier. KtoÅ› dzwoni do drzwi.
139
Wzdychając ze zniecierpliwieniem, rzucił słuchawkę na biurko i skierował się
do holu. Nie kryjąc irytacji, otworzył szeroko drzwi. Na widok wystraszonej
Sashy serce zabiło mu szybciej.
Wyglądała tak jak tamtego pierwszego dnia, kiedy zderzyli się na śliskiej
drodze. Chociaż dziś w jej włosach połyskiwało zaledwie parę kropli deszczu,
była równie blada i równie przerażona.
- Boże, Sasha! Wejdz.
Wciągnął ją do środka, zamknął drzwi i przez chwilę wpatrywał się w nią z
niedowierzaniem. Bezwiednie odgarnął jej z twarzy parę kosmyków i
pogładził po policzku, następnie pochylił głowę i pocałował ją w usta.
Przytuliła się mocno. Drżała na całym ciele.
- O Chryste, jak to dobrze, że jesteś w domu - szepnęła, kiedy oderwał wargi
od jej ust. - Bałam się, że cię nie będzie, a musiałam się z tobą zobaczyć.
- Co się stało?
- Ja... - Zamilkła. Przestraszyła się, że uzna ją za wariatkę. Ale ostatnim razem
tak nie zrobił. Był przejęty. Dziś wyglądał na równie zaniepokojonego.
- Mów - poprosił.
- Ja... - Stchórzyła. Zamiast powiedzieć, czego się wystraszyła, wydobyła z
kieszeni nieduży ręcznik. - Chciałam ci to oddać - rzekła, nie podnosząc
wzroku.
- Nie, moja mała, nie wierzę, że dygoczesz z powodu głupiej szmatki. Co się
stało?
Wreszcie popatrzyła mu w oczy. Nie mogła dłużej udawać. Chciała, żeby ją
przytulił i pocieszył.
140
- BojÄ™ siÄ™, Doug.
- Czego?
- Coś się rano wydarzyło. Pewnie ponosi mnie fantazja, ale...
bojÄ™ siÄ™.
Wziął ją w ramiona i przytulił mocno, po czym, nadal ją obejmując, ruszył w
głąb mieszkania. Wróciwszy do gabinetu, wolną ręką sięgnął po telefon.
- Frazier? Nie mogę teraz rozmawiać. Oddzwonię, dobrze? Będziesz w biurze?
W porządku. - Odłożył słuchawkę.
- Ojej, przepraszam. Nie wiedziałam, że... Tak mi głupio... Przyłożył palec do
jej ust, przerywając potok słów.
- Sasha, ty jesteś najważniejsza. Zresztą kazałem ci zadzwonić, pamiętasz?
- Ale pewnie nie spodziewałeś się ujrzeć mnie u siebie? - Sama jego bliskość
sprawiła, że jej strach zmalał.
- Swoją drogą, jak tu trafiłaś?
- Dzięki Maggie.
Skinąwszy głową, przysiadł na biurku i przyciągnął ją do siebie.
- Powiesz mi, co się stało? Kolejny... incydent? Przełknęła ślinę.
- Nie wiem, czy można to tak nazwać - rzekła cicho. - Chciałam zejść do
piwnicy po drewno na opał i o mało nie zleciałam ze schodów. Jeden stopień
był luzny, usunięto przytrzymujące go gwozdzie. Gdybym nie złapała się
poręczy... - Urwała, oczami wyobrazni widząc, jak spada.
141
Ciskając pod nosem przekleństwo, obiema rękami zaczął gładzić ją po
plecach.
- Cii, już dobrze. Tu jesteś bezpieczna.
Przez kilka minut dygotała jak w febrze, a on powtarzał, żeby się nie bała, bo
wszystko będzie dobrze. Dopiero kiedy przestała drżeć, zauważyła, że Doug
również ma napięte mięśnie.
- Schody do piwnicy? - spytał nagle. - Tak jak w Zemście kruka"?
Speszona wzruszyła ramionami.
- Wiesz, to się często zdarza, że...
- Za dużo tych zbiegów okoliczności. A teraz opowiedz mi, co się stało.
Wszystko po kolei.
142
ROZDZIAA SIÓDMY
Surowej minie towarzyszył surowy głos. Doug zamierzał wydobyć z niej
wszystko. Zresztą Sasha wcale się temu nie sprzeciwiała, bo tym razem chciała
porozmawiać o swoich podejrzeniach. Kiedy wczoraj podczas kolacji
poruszyła temat dziwnych incydentów, uważała je za wytwór swojej fantazji.
Ale teraz zmieniła zdanie.
- Nie jestem pewna, od czego zacząć.
- Od początku - podpowiedział łagodnie. -Kiedy wydarzył się pierwszy
incydent?
Zmarszczyła czoło, próbując sobie przypomnieć.
- Hm, jakieś pięć lub sześć tygodni temu.
Zatrzasnęłam się w szopie. Nie przykładałam do tego większej wagi, bo
każdemu mogłoby się to przytrafić, poza tym dość szybko się wydostałam.
Szopa ma prawie tyle samo lat co dom, ale jest w znacznie gorszym stanie.
Drewno butwieje, zawiasy rdzewiejÄ…...
- Następny?
- Raz czy dwa razy zgasło w domu światło. Ale to się na wyspie zdarza. -
Próbowała zbagatelizować incydent, znalezć dla niego logiczne
wytłumaczenie. - Wieje silny wiatr, czasem zrywa linie wysokiego napięcia...
- Czy w innych domach też nie było prądu?
- Nie mam pojęcia. Nie sprawdzałam. Mniej więcej po pięciu minutach światło
znów rozbłysło.
143
- To się zdarzyło w ciągu dnia? Potrząsnęła przecząco głową.
- Raz w ciÄ…gu dnia, raz wieczorem.
- I siedziałaś po ciemku?
- Och, mam latarki, mnóstwo świeczek. Poza tym nie trwało to długo.
- Zadzwoniłaś do elektrowni?
- Nie. Gdyby awaria trwała dłużej, pewnie bym zadzwoniła. A tak uznałam, że
nie ma potrzeby. Podejrzewam, że i tak mieli pełne ręce roboty przy
odbieraniu telefonów.
- Pełne ręce? - Posłał jej karcące spojrzenie. -No dobra, co było po awarii
światła?
- Wypadek na motocyklu.
- Padał deszcz. Nawierzchnia była mokra. Wpadłaś w poślizg -wyliczał Doug,
grając rolę adwokata diabła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl