[ Pobierz całość w formacie PDF ]- Proszę mi pomóc! Hrabia chce... znowu poprosić mnie do tańca... a pańska babcia...
uwa\a... \e powinnam się zgodzić.
- A pani chce odmówić?
Markiz wymówił te słowa tak, jakby uwa\ał, \e to co usłyszał z ust Idony jest zupełnie
niemo\liwe.
- Boję się go! - odparła Idona. - Uwa\am... \e jest niemiły, po prostu... odra\ający...
Nawet gdyby chciał mnie poślubić... chocia\ jestem pewna, \e tak nie jest... nigdy nie
zgodziłabym się... zostać jego \oną.
Markiz uniósł brwi, a potem stwierdził:
- Trudno uwierzyć, \e mówi pani prawdę!
Teraz z kolei Idona okazała zdziwienie.
- Czy rzeczywiście wydaje się panu... \e poślubiłabym mę\czyznę... nie kochając go...
tylko dlatego... \e jest kimś bardzo wa\nym? Wolałabym raczej czyścić podłogi... albo zostać
starą panną przez resztę mojego \ycia.
Mówiła to z pełnym zaanga\owaniem, jednak markiz spoglądał na nią spod opuszczonych
powiek, a jego wzrok mówił Idonie, \e nie wierzy ani jednemu jej słowu.
Ona mówiła jednak dalej, za wszelką cenę starając się go przekonać. Oświadczył więc po
chwili:
- Poniewa\ wydaje mi się, panno Overton, \e ta cała scena musi być straszliwie
wyczerpująca, niech pani pozwoli, \e zaprowadzę ją na kolację. Bez wątpienia powinna pani
coś przekąsić.
W oczach Idony pojawiły się iskierki.
- Byłabym bardzo szczęśliwa! - rzekła, lecz po chwili spytała: - Czy na pewno nie
powinien pan towarzyszyć przy stole jakiejś znaczniejszej ni\ ja osobie?
- Będę towarzyszył pani! - odparł markiz i podał jej ramię.
Na dole, w ogromnej jadalni, Idona poprosiła, by sam wybrał coś dla niej, poniewa\
większości potraw nigdy wcześniej nie widziała na oczy.
Nie chciała spróbować ortolanów, uwa\ając, \e tak maleńkich ptaszków nie nale\y zabijać.
Zgodziła się zjeść niewielką ostrygę i chłodny mus. Cały czas starała się odgadywać składniki
potraw, by pózniej wytłumaczyć to niani.
Zaczęli rozmawiać o jedzeniu, a Idona opowiedziała markizowi o posiłkach, jakie razem z
nianią przygotowywały dla ojca, gdy nie stać ich było na kucharza.
- Widzę, \e byłaby pani odpowiednią \oną dla biedaka - stwierdził markiz tonem, który
nasuwał podejrzenie, i\ znowu z niej szydzi.
- Gdyby był zbyt biedny - odrzekła - nie moglibyśmy pozwolić sobie na drogie składniki
i przyprawy! Jednak mama była zdania, \e bez względu na to, jak bardzo jest nam trudno, papa
powinien zawsze być właściwie nakarmiony i zadowolony z posiłków.
- Dlaczego tak uwa\ała? - zagadnął markiz.
- Myślę, \e odpowiedz jest bardzo prosta - odparła Idona. - Kochała go! śałowała, \e jest
biedna właściwie tylko z jednego powodu. Nie dlatego, \e nie mogła mieć pięknych sukien i
wspaniałych koni, lecz z powodu ojca. Chciała, aby miał wszystko, czego pragnie.
- Poniewa\ jednak nie jest pani mę\atką, czego \yczyłaby sobie pani dla siebie?
Idona uśmiechnęła się do niego.
- Wydaje mi się, \e mam wszystko, czego mogłabym pragnąć - odrzekła. - Zanim pan
przybył, martwiłam się bardzo o Adamów, nianię, Neda, który opiekuje się końmi, i o
wszystkich ludzi z majątku. Bałam się, \e mo\e pan nas wszystkich wyrzucić na ulicę i nie
będziemy mieli dokąd pójść.
- A teraz?
- Jest pan taki dobry. Nie ośmieliłabym się nawet marzyć, \e oka\e się pan tak
wielkodusznym człowiekiem. Jednak nie chciałabym narzucać się, szczególnie teraz, gdy ma
się pan \enić.
Nastąpiła cisza, a po chwili markiz zapytał szorstkim głosem:
- Kto powiedział, \e mam się \enić?
- Lady Rosebel mówiła, \e jesteście ze sobą zaręczeni. Mam nadzieję, \e obydwoje
będziecie bardzo, bardzo szczęśliwi!
Markiz nie wyrzekł ani słowa, a Idona zaczęła się zastanawiać, czy aby nie popełniła
niedyskrecji. Myślała, \e być mo\e ich narzeczeństwo to sekret, o którym nie nale\y mówić a\
do chwili, gdy skończy się \ałoba po matce Rosebel.
Ju\ chciała przepraszać, gdy nagle ktoś podszedł porozmawiać z markizem. Tak więc
odpowiednia chwila minęła.
W drodze powrotnej, gdy były same w powozie, markiza oświadczyła:
- Odniosłaś ogromny sukces, moja droga. Byłam z ciebie bardzo dumna. Wszyscy
głowili się nad tym, skąd wzięła się nowa podopieczna Sholto, o której nikt wcześniej nie
słyszał! Tak czy inaczej, nie powinnaś wyjaśniać nikomu, w jaki sposób znalazłaś się w
naszym domu, ani te\ mówić ludziom, \e twój ojciec zginął w pojedynku.
- Nikomu nawet o tym nie wspomniałam - zapewniła ją Idona.
- To bardzo rozsądnie z twojej strony.
Ju\ wcześniej rozmawiały o tym, czy powinna nosić \ałobę, jednak markiza oświadczyła
stanowczo, i\ nie chce, aby jej podopieczna wyglądała jak czarna wrona.
Idona odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, co lady Dowager sądzi na ten temat. Ojciec nie
cierpiał kobiet w \ałobie i zabronił jej ubierać się w czerń po śmierci matki.
Poniewa\ nie było wówczas pieniędzy na kupno czarnych strojów, ta decyzja ojca
wydawała się bardzo rozsądna.
Idona uwa\ała, \e noszenie \ałoby to zwykła farsa. Wierzyła przecie\, \e matka patrzy na
nią z nieba i któregoś dnia znowu będą razem.
Gdy doje\d\ały do Berkeley Square, markiza odezwała się:
- Och, przy okazji, posłuchaj, Idono, hrabia Buckcliff pytał, czy mo\e wstąpić do nas
jutro po południu i zabrać cię na przeja\d\kę do parku. Wyraziłam zgodę, gdy\ będziecie
jechać otwartym powozem i nie zatrzymacie się nigdzie po drodze.
Idona wydała z siebie okrzyk.
- Och, proszę, madam... Nie chcę nigdzie jechać z hrabią. To bardzo uprzejme z jego
strony... ale błagam... proszę, by pani odmówiła... w moim imieniu!
Markiza popatrzyła na nią zdziwionym wzrokiem, a potem rzekła:
- Mam nadzieję, \e nie będziesz miała takich uprzedzeń w stosunku do ka\dego
d\entelmena, który zwraca na ciebie uwagę! A jeśli chcesz złapać w sidła mojego wnuka, to
muszę ci wyznać w sekrecie, \e on i lady Rosebel są ze sobą zaręczeni.
- Tak, wiem - odparła pospiesznie Idona. - Lady Rosebel powiedziała mi o tym, a ja
nigdy nie ośmieliłabym się myśleć w ten sposób o jego lordowskiej mości.
- W takim razie mogę cię zapewnić, \e w hierarchii wa\ności następny po nim jest hrabia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl