[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Miklos! Miklos! - chciała krzyczeć, wierząc, że gdziekolwiek on jest, usłyszy ją i
zrozumie, jak bardzo go potrzebuje.
Potem wyobrażała go sobie, jak wraca do pałacu, do swojej rodziny i wielkiego
majątku, zarządzanie którym wypełnia mu czas. Może o niej myśli tylko w nocy? Był
mężczyzną i prędzej czy pózniej kobiety, jakie spotykał i w przeszłości, pomogą mu
zapomnieć. Ona pozostanie dla niego tylko nikłym wspomnieniem, duchem przywoływanym
melodią walca. Wystarczyło jej o tym pomyśleć, a łzy same napływały do oczu. W bezsilnej
złości mówiła sobie, że powinna zdobyć się na więcej godności i dumy.
Nagle zdała sobie sprawę, że niezbyt entuzjastycznie przyjęła propozycję ojca i
powiedziała prędko:
- Włożę najpiękniejszą suknię, papo. Nie będziemy musieli wracać do hotelu. Prosto z
teatru zabierzesz mnie tam, dokąd zechcesz.
- To ma być niespodzianka - odrzekł z uśmiechem. - Ale powiem ci coś, co cię
zadziwi. Johann Strauss zaproponował mi współpracę przy jednym ze swoich najnowszych
pomysłów.
- Johann Strauss! - wykrzyknęła. - To fantastyczne, aż trudno uwierzyć!
- Wiedziałem, że to cię zaskoczy, ale on jest przekonany, że jestem mu potrzebny.
- Co będziesz robił?
- Chce skomponować muzykę do jakiegoś libretta - odpowiedział. - I w przyszłym
roku wystawi operetkę  Zemsta nietoperza , w której mam wziąć udział, ale przedtem
zamierza kontynuować praktykę ojca, rozszerzając programy swoich koncertów.
- To dla ciebie nowy i dziwny rodzaj kariery, papo - zauważyła.
- Muszę to przemyśleć, aby nie podejmować pochopnych decyzji. Strauss będzie płacił
mi dwa lub trzy razy więcej, niż mi płacono dotychczas, a jak sama wiesz, pieniądze są nam
bardzo potrzebne.
- Z pewnością warto się tego podjąć, papo.
- Też tak sądzę - ciągnął. - I teraz, Gizelo, nie tylko sobie, ale również tobie zapewnię
przyszłość.
Zdawała się nie rozumieć, więc wyjaśnił:
- Myślałaś, że pieniądze nigdy mnie nie obchodziły, zorientowałem się jednak po
przyjezdzie, iż zostały nam zaledwie grosze. Nie można lak dalej! Musimy odkładać
przynajmniej połowę tego, co tygodniowo zarabiam. Jeśli coś mi się stanie, nie zostaniesz bez
środków do życia.
Krzyknęła przerażona:
- Papo! Jak możesz tak mówić? Masz przed sobą wiele lat pracy... i nie chcę cię
utracić!
Ostatnie słowa wypowiedziała z lękiem.
Odszedł Miklos. Pomyślała, że gdyby brakło także ojca, jej życie straciłoby sens.
Czując nagłą potrzebę czułości, podeszła i objęła go ramionami.
- Zrobię wszystko, co zechcesz, papo, ale musisz na siebie uważać, ponieważ cię
kocham i mam... tylko... ciebie.
Pocałował ją w czoło.
- Kocham cię, moja najdroższa. Muszę myśleć o twojej przyszłości, chociaż jestem
przekonany, że dzięki swojej urodzie prędzej czy pózniej wyjdziesz za mąż.
Potrząsnęła głową.
- Nie, papo - odrzekła stanowczo. - Nie zamierzam wychodzić za mąż. Chcę być z
tobą i opiekować się tobą tak, jak robiła to mama.
Oczy ojca posmutniały.
- Byłaby dumna z mojego sukcesu. I nie miałoby to żadnego wpływu na nasze
wzajemne uczucia. Byliśmy razem na dobre i na złe... a kiedy dwoje ludzi się kocha, liczy się
tylko ich miłość.
- Tak, papo, liczy się... tylko... ich miłość - szepnęła, a głos załamał jej się jak w
szlochu.
Siedząc samotnie w loży, Gizela wzruszyła się nie tylko grą ojca. Rozrzewniła się
wspomnieniem chwili, gdy Miklos planował tu ich spotkania.
W teatrze była również lady Milford z kilkoma przyjaciółmi, z którymi wybierała się
potem na kolację, Wyglądała bardzo ładnie w atłasowej sukni i z diamentami wpiętymi we
włosy. Była starsza od dwóch towarzyszących jej w loży kobiet, ale wyglądała
dystyngowanie i jak prawdziwa Angielka, chociaż urodą nie dorównywała wielu wiedeńskim
damom.
Muszę z nią porozmawiać o Anglii - pomyślała Gizela. - Być może pewnego dnia
nakłonię papę. by wystąpił w Londynie.
Występ ojca znowu został nagrodzony burzliwymi brawami. Wiedeńska prasa ogłosiła
go jednym z największych skrzypków wszechczasów, a sporo osób przyszło na
przedstawienie głównie dla niego. Na scenę rzucano kwiaty, a Gizela wiedziała, że ojciec
otrzyma tuziny zaproszeń na kolacje.
W końcu przyszedł po nią do loży, a kiedy razem wychodzili, myślała, że nie licząc
Miklosa, nie mogłaby mieć bardziej przystojnego i eleganckiego partnera.
W wieczorowym stroju, pelerynie podbitej czerwonym atłasem, błyszczącym
cylindrze i z laseczką zakończoną złotą rączką zwracał na siebie uwagę mijających ich kobiet,
wpatrzonych weń rozmarzonymi oczami.
Ale on widział tylko córkę.
- Przepraszam cię za spóznienie, ale wiesz... bisowałem cztery razy - powiedział.
- Myślałam, że publiczność zażąda piątego - odparła.
- Tego chciał asystent reżysera, ale ja zawsze wolę pozostawić w ludziach niedosyt, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)