[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kod - poprawił kapitan. - Na końcu de, jak dywersja.
- Lolita dywersantka?
- Nie. Po prostu tą piosenką dała dyrektorowi do zrozumienia, \e telefon jest od kogoś z jego
przeło\onych,
spisanych na liście A.
- To mo\e być ktoś jeszcze nad dyrektorem? - spytał naiwnie Eryk wychowany w lesie.
- Ho, ho, ho! - rzekł Jonatan i nie wdając się w dalsze szczegóły, wyjaśnił. - Ona brała A w
tonacji C trzy razy
kreślne i długo ciągnęła. Czyli na pewno
wiceminister, a mo\e nawet...
Kowalik z otwartym dziobem czekał dłu\szą chwilę i nie doczekawszy się, podpowiedział.
- Mo\e nawet...
- Nie, nie posuwajmy się w domysłach zbyt daleko.
Zostańmy przy wiceministrze. Co te\ on Sprytkowi powiedział?
Czego od niego chciał?
Kapitan Koot zszedł na sam brzeg, spojrzał na rzekę, czy czasem Biki nie wraca, a potem
zerknął na szczyt
topoli, z której dziś rano obserwował był fabrykę
przed rozpoczęciem akcji.
- Chcesz wylezć i popatrzyć? - domyślił się Eryk.
- Zbyt ryzykowne. Ludzie inspektora Nowaka obserwują niewątpliwie całą okolicę i ja na
czubku drzewa
wydałbym się im podejrzany.
- Boisz się?
- Boję się zdradzić naszą kryjówkę, tym bardziej \e nie mamy zapasowej.
- Znam takie jedno miejsce w lesie, gdzie nikt nas nie znajdzie.
- l tak nie mo\emy stąd ruszyć, póki szeregowiec Biki nie wróci z rozpoznania.
- To mo\e ja...
- Zgoda, szeregowy Kowal ik. Skoro zgłaszacie się na ochotnika, to rozkazuję wam przelecieć
nad zakładem,
sprawdzić, ile ju\ rozplątali, i wracać natychmiast.
Podczas wykonywania zadania nie dać się wciągnąć do walki i nie zwracać na siebie uwagi.
Najlepiej to
udawajcie cywilnego wróbla.
Skrzydlaty wystartował, zniknął za drzewami, a gdy ucichł poświst jego piór, Jonatan legł i
objął łapami
znaczony szramą łeb. Teraz, gdy został sam, nie
musiał udawać niczego - był starym, siwiejącym kotem o trudnym dzieciństwie, niełatwej
młodości, któremu Ios
uśmiechnął się na starość dając dwu przyjaciół,
lecz zaraz potem podstawił nogę, przynosząc klęskę w pierwszej wspólnej akcji.
Komandosowi nikt nie wypisuje usprawiedliwień w dzienniczku, a przegrywający dowódca
traci sympatię i
wierność podwładnych.
Czy warto podnosić się, stawać na baczność i stroszyć wąsy teraz, gdy zbli\a się świst
skrzydeł wracającego
zwiadowcy, który za parę sekund zamelduje o
rozwiązaniu węzła zaplątanego z takim trudem?
Raz jeszcze jednak zwycię\ył wieloletni nawyk. Kapitan wstał, strzepnął futro i uniósł ogon.
- Dowódco! Nie rozsupłali ani metra! - zastępca do spraw lotniczych wołał jeszcze z
powietrza. - Dyrektor stoi
na rurach, na samej górze, ciut ni\ej pani
Kasia, potem wędkarze ze spiningami, dzieci z kwiatami, a w dole cała załoga - wyjaśniał
siedząc ju\ na
gałązce. - Dyrektor coś woła bardzo głośno, a cała
reszta co chwila tak robi rękami, jakby miała ochotę polecieć, ale zostają na ziemi i tylko
hałas z tego wielki.
- Co woła?
- Kto?
- Sprytek.
- Nie było rozkazu, \eby słuchać.
- Lecz skoro woła głośno, to mo\e jakieś zdanie, jakieś słowo... Mówcie natychmiast!
- Nie było rozkazu pamiętać.
Kapitan pojął, \e wojskowymi metodami nic nie wskóra, więc wspiąwszy się na tylne łapy,
sięgnął gałęzi i
prawą przednią, tą obanda\owaną, objął Kowalika.
- Drogi Eryku I Zadanie bojowe wykonałeś wspaniale.
Ja pamiętam, \e nie było rozkazu pamiętać, lecz proszę cię jak przyjaciela. przypomnij sobie,
o czym on mówił?
- O tym, co zatkało - rzekł po chwili milczenia SkrzydIaty.
- O parowozie? O kotle? O parze?
- Nie. O tym twardym...
- Mo\e: czym zatkało?
- Tak. Wcią\ powtarzał: jaja koko, jaja koko...
- O skottterier kundelburryl . - zaklął ze szkocka Jonatan i błyskawicznie podjął decyzję. - Ty
zostaniesz, a ja
pobiegnę...
- Ja lecę nad tobą i osłaniam z powietrza - upomniał się Eryk.
- Wy zostajecie, szeregowy Kowalik, i wyglądacie powrotu rzecznego patrolu
rozpoznawczego, a ja ruszam w
celu wyjaśnienia zamiarów wroga.
Po mgle ju\ nawet wilgoć przeschła, powietrze było przejrzyste, inspektor Nowak na tropie,
więc tym razem
kapitan nie pobiegł na skróty, lecz wzdłu\ rzecznego
brzegu przez wikliny a\ do miejsca, w którym ogrodzenie fabryczne schodziło do wody.
Le\ało tam jedno koło
oraz urwany komin parowozu, świadcząc o sile
eksplozji. Koot miał ochotę obejrzeć te szczątki, Iecz postanowił to uczynić w drodze
powrotnej, a teraz ruszył
wzdłu\ parkanu, przez wertepy porośnięte
pokrzywą \egawką oraz pospolitą, ufortyfikowane rzepieniem kolczastym i pełznął wytrwale
a\ do dziury w
betonie.
Póki był za płotem, słyszał tylko triumfujący głos dyrektorski przerywany oklaskami, a raz
czy nawet dwa
burzliwymi i długotrwałymi. Dopiero gdy ostro\nie
łeb w otwór wsunął i oba ucha niczym radary dokładnie na kierunek ustawił, począł
rozró\niać słowa :
- ...jajakokonstru ktor , jajakokongen ial ny , jajakokoordynator, jajakokooperator i
towarzyszka jako
konkretyzatorka zało\enia ideowego, dajemy memu wynalazkowi
nazwę węzeł Spryt-ka. "Spryt" od Sprytek, "ka" od Katarzyna.
Nasz minister...
Brawa przerwały na chwilę przemówienie.
- Nasz kochany minister - powtórzył dyrektor - zło\ył mi dla nas gratulacje i zawiadomił, i\
węzeł SPRYT-KA,
dzięki któremu zakład musi, powtarzam m u s
i...
Znowu brawa.
- ...musi bez chwili przerwy mieć włączone filtry, pochłaniacze, oczyszczacze, utleniacze,
odkurzacze i
odrdzewiacze, a dlaczego? A dlatego, towarzysze,
\e rura ssąca jest poni\ej zrzutowej, czyli bierze taką wodę, jaką daje....
Brawa.
- Jaki pan, taki kram I Oklaski.
- Nie rób sobie w rurę, co ci niemiło!
ś . miechy. Burzliwe oklaski.
- Nasz drogi minister...
Długotrwałe i burzliwe.
- ...zawiadomił, \e jajakokonstruktor, jajakokoryfeusz, jajakokolektywu przedstawiciei,
jajakokombinatu
dyrektor mam przekazać wam jego serdeczne gratulacje
i odebrać Wielką Nagrodę za zasupłanie węzła SPRYT-KA.
W owej chwili rozpoczęły się oklaski nieustające oraz okrzyki- i śpiewy. Entuzjazm rozlewał
się coraz szerzej,
sięgnął ogrbdzenia i Jonatan sam poczuł ochotę
rzucenia jakiegoś wrzasła, czyli głośnego hasła, gdy tu\ obok, Iecz na szczęście po drugiej
stronie betonowego
muru, rozległ się głos, który zmroził mu
krew w \yłach :
- No to co, obywatelko Leokadio? W tej sytuacji umarzamy całe śledztwo - mówił inspektor
Nowak, siedzący
zapewne na stercie pokładów kolejowych obok miejsca,
z którego wczesnym rankiem kapitan Koot na pokładzie parowozu ruszał do akcji. - Nikogo
obcego tu nie było,
nic złego się nie zdarzyło, a dy\urny in\ynier
sam sobie ucho zadrapał podczas golenia.
- Mo\na by, \eby nie ten radiotelefon - westchnęła panna Leokadia zwana równie\ Lolitą. -
Stary się wściekł i
ka\e szukać sprawcy a\ do skutku.
- Mo\na by mo\e mu przetłumaczyć albo oddziałać psychologicznie?
- Przetłumaczyć to jeszcze mu nikt niczego nie przetłumaczył, a oprócz ministra to on się boi
tylko córki.
- Mamy do niej dojście?
- Mo\e by się znalazło, ale lwonka z zespołem bitowym pojechała na wycieczkę i wróci
dopiero w sobotę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)