[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Aadnie. Jak na spokojną dziewczynę to miałaś niezle pokomplikowane życie
przez te ostatnie parę miesięcy.
- Wiem.
- I co myślisz teraz zrobić z tym wszystkim?
- Nie dbam o pracę, ale zależy mi na George'u. I tak jeślibyśmy zaplanowali
małżeństwo, to wcześniej czy pózniej musiałabym się zwolnić.
- Zatem wszystko, czego potrzebujesz, to upewnić się, że twój związek z
George'em wyszedł z tej całej sprawy bez szwanku. Ale jeśli Volney to zaplanowała, to
właśnie po to, żeby on ci przestał ufać.
- Wiem.
- I chociaż sama osobiście chętnie bym wydrapała oczy tej wiedzmie, to nie
miałoby najmniejszego znaczenia, bo dopóki George nie odzyska zaufania do ciebie, nie
stanie w twojej obronie.
Zabolały ją te słowa, ale to była prawda. Kluczem do całej sprawy był George.
- Cynthia, co ja mam teraz zrobić?
- Po pierwsze: przestań płakać - to i tak nic nie pomoże, po drugie: jutro będę na
śniadaniu u Maxa i postaram się z nim porozmawiać.
- A jak nie będzie chciał się ze mną zobaczyć?
- Jeżeli tak ma być, to lepiej się o tym przekonać od razu, prawda?
- Chyba masz rację.
86
S
R
- A poza tym, myślę, że możesz się porozglądać za nową pracą. Wprawdzie to nie
jest najlepsza pora, bo nikt się nie zwalnia przed Nowym Rokiem, ale zawsze...
Spojrzała na Cynthię. Przyjaciółka dała jej najlepszą radę z możliwych, a jednak
trudno było ją zaakceptować. Jeszcze w zeszłym tygodniu była w siódmym niebie, a teraz
zdyskredytowana w oczach ludzi, musiała się rozglądać za nową pracą.
- Ona nigdy mi nie da dobrych referencji.
- Lepiej, żeby to zrobiła, bo przecież możesz ją podać do sądu pracy o zwolnienie
bez powodu.
- Jak to bez powodu? Volney twierdzi, że ja posłałam ten rejestr.
- Ale nie ma dowodu. To tylko ona tak twierdzi. Gdyby nie to, że ta cała sprawa
jest powiązana z tobą i George'em, zdecydowanie radziłabym ci to zrobić. Chodzi przecież
o twoją reputację.
- Nie mogłabym mu tego zrobić - Mary Beth pokiwała głową.
- No tak, nie mogłabyś. Ale możesz mu pozwolić, żeby cię tak zostawił bez słowa.
- Prawdopodobnie jest w szoku - próbowała go bronić.
- A ty nie?
- Kocham go, Cynthia - powiedziała po cichu jako ostateczny argument.
- Okay. To chyba tyle. Teraz wracamy do siebie, bo musisz się porządnie przespać.
Następnego ranka postanowiła odłożyć spotkanie z George'em, ale Cynthia nie dała
jej spokoju. Kiedy jeszcze leżała w łóżku, usłyszała pukanie do drzwi.
- Mary Beth, idziemy zaraz na śniadanie.
- Idz beze mnie.
- Nie ma mowy. Leżenie w łóżku niczego nie rozwiąże.
- Okay. Spotkamy się u Maxa - zgodziła się niechętnie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Kiedy weszła do baru, zastała ją siedzącą z Billem. Starając się zachować pozory
normalności, zapytała:
- Nie spóznisz się?
- Nic się nie bój - będę na czas: moja kareta czeka.
- Mary Beth, co zjesz?
87
S
R
- Jajecznica z szynką i grzanki.
- Już podaję.
Od razu zauważyła, że George'a nie było w barze. A pora była taka, że powinien
być. Wyszła z hotelu tak, żeby dojść na miejsce wtedy, kiedy zwykle kończył śniadanie.
- Co nowego, Mary Beth?
- Nic. A u ciebie?
- To samo. Sieję postrach wśród wszystkich kierowców w San Francisco.
- Zobaczysz, że zrobisz sobie coś kiedyś.
Machając ręką, Bill odpowiedział: Che sara sara, a potem zaczął nucić tę melodię.
Jego zachowanie przywróciło Mary Beth lepszy humor. Cynthia również się uśmiechnęła,
ale nie spuszczała oczu z Mary Beth, która co jakiś czas spoglądała w kierunku drzwi.
George nie przychodził.
- Muszę już iść - głos Cynthii zdawał się przepraszać, jak gdyby nie po myśli jej
było zostawiać przyjaciółkę samą.
Bill momentalnie skoczył na równe nogi.
- Do usług, madame. Mary Beth, przejedziesz się też?
- Nie. Dziękuję Bill. Skończę śniadanie.
Cynthia pochyliła się nad stołem i ucałowała ją w policzek.
- Nie martw się o nic. Wszystko się jakoś ułoży.
Mary Beth zmusiła się do uśmiechu. Wolałaby raczej, żeby jej przyjaciele nie byli
tak dobrzy dla niej. Zaniedbywała ich, kiedy spotykała się z George'em, a teraz - w
potrzebie - oni byli na miejscu.
- Jeszcze kawy? - zapytał Max.
- Nie. Dziękuję, Max. Będę musiała iść.
Wstała i zapłaciła rachunek. Wyszła na grudniowe, chłodne powietrze. Po raz
pierwszy zauważyła, że Max udekorował świątecznie wystawę. Nie bardzo miała ochotę
wracać do hotelu. Gdyby pani Cranford zobaczyła ją tam o tej porze, z pewnością by się
domyśliła, że coś nie gra, a nie chciała jej mówić, że ją zwolniono. Niemniej jednak nie
miała wyboru, jeżeli nie chciała spędzić całego dnia spacerując po chłodnych ulicach San
Francisco.
88
S
R
Weszła do holu i z radością spostrzegła pana Bently'ego w recepcji. Pozdrowił ją
uprzejmie i zapytał:
- Wolny dzień, pani Anderson? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)