[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zajmę się tym - odparłem. - Może pan spać spokojnie...
***
Pod wieczór zadzwoniłem do doktora Hreczkowskiego. Czuł się już niezle. Na wieść,
że Kawka dobrze sobie radzi, tylko zgrzytnął zębami.
- Nic to - westchnął. - Policzę się z nim pózniej...
Zadzwoniłem też do pana Tomasza. Na szczęście tym razem miał włączony telefon
komórkowy.
- No i jak leci? - zapytał.
Zreferowałem mu wyniki badań.
- Aha - mruknął. - A ja sprawdziłem sprawę zamiany czaszek w pudłach -
opowiedział, czego dowiedział się w Instytucie Osteologii.
- To może być przypadek - zastanawiałem się - ale po zniszczeniu niwelatora mamy w
zasadzie dowód... Komuś bardzo zależy na tym, żebyśmy zaprzestali badań.
- I właśnie dlatego trzeba je prowadzić dalej. Ile kosztuje niwelator?
- Jakieś sześć tysięcy złotych - westchnąłem. - Kawka twierdzi, że nie zdoła zdobyć
teraz nowego, wszystkie będące na wyposażeniu instytutu znajdują się w użyciu.
- Fatalnie. Nie da się go czymś zastąpić?
- Od biedy chyba teodolitem, jeśli ustawi się lunetkę poziomo, ale teodolit też odpada.
Jest jeszcze droższy.
Zakończyliśmy rozmowę.
Sobotni wieczór nadszedł niespodziewanie. Nagle cienie wydłużyły się, a powietrze
pomiędzy drzewami jakby zgęstniało. Siedziałem w laboratorium. Na stole płonęły dwie
mocne turystyczne lampy. Magda po swojej stronie nadal męczyła się z czaszką, sklejając i
dopasowując drobne ułamki kości. Ja na swojej połowie rozkręciłem niwelator i teraz,
usunąwszy zniszczone soczewki, wmontowałem w ich miejsce szkła z małej kieszonkowej
lornetki. Miały odrobinę mniejszą średnicę, ale używając silikonu budowlanego zdołałem je
osadzić. Był tylko jeden problem. Nie potrafiłem ustawić odległości między szkiełkami tak,
aby uzyskać odpowiednią ostrość... Wreszcie udało się z grubsza... Na jednej soczewce
nakleiłem poziomo nitkę, co miało zastąpić kreskę pierwotnie wyrytą na szkle.
- Czy to będzie wystarczająco stabilne? - zapytała dziewczyna. -Nie wiem -
powiedziałem. - Układ utrzymujący lunetę w poziomie jest nietknięty... Powinno działać.
Spojrzałem przez urządzenie. Ostrość nie była zachwycająca, w dodatku miałem
problemy z jej wyregulowaniem.
- Dobre i to - mruknęła.
***
Niels wrócił dopiero póznym wieczorem. Wyglądał na zmęczonego.
- I jak poszło? - zagadnąłem.
- Tylko szumy - odparł. - Dużo szumów... To nie działa automatycznie. Częściej się
nie udaje... - machnął ręką.
Tego wieczora znowu było w planach ognisko. Wszyscy rozeszli się po lesie i
niebawem zaczęli znosić chrust. Ja rozszczepiłem kilka konarów siekierą. Chmurzyło się.
- Chyba w nocy lunie - mruknął Kawka patrząc na niebo. - Taka pogoda może
sprzyjać naszym przeciwnikom.
Kiwnąłem bez przekonania głową. Ogień nie zdążył się rozpalić, gdy nieoczekiwanie
niebo rozdarła błyskawica. Piorun uderzył gdzieś daleko. Chwilę pózniej koronami drzew
wstrząsnęło uderzenie wiatru. Pierwsze grube krople zabębniły na ortalionie namiotów...
Schowałem się do swojego. Wiatr dmuchnął raz jeszcze i przecięty materiał uderzył mnie w
twarz. Ktoś nie tylko splądrował magazyn, ale także dobrał się do mojego namiotu! Zapaliłem
latarkę i pospiesznie sprawdziłem, co zginęło. Plecak leżał na swoim miejscu, discman także
spoczywał pod poduszką. Zniknął natomiast noktowizor...
Kląłem przez chwilę w bezsilnej złości. Właśnie teraz, gdy jest najbardziej
potrzebny... Mimo to zdecydowałem się iść koło północy na kurhan. Nastawiłem budzik i
prowizorycznie zabezpieczywszy rozcięcie, poszedłem spać.
Obudził mnie mój czujnik. Piszczał w kieszeni. Oprzytomniałem momentalnie. Ktoś
pojawił się w zasięgu urządzenia, łaził po pierwszym kurhanie... Narzuciłem na siebie pałatkę
i uzbrojony w solidny kij ruszyłem w las. Deszcz przestał padać, ale ciężkie krople wody
obrywały się nadal z drzew. Szybko przemoczyłem nogawki spodni.
Noc była księżycowa. Blask przesączając się przez chmury nadawał okolicy wygląd [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)