[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chała tu dla pieniędzy. Ale nie mógł się oprzeć wrażeniu, że Evie czegoś jednak od niego
chce. I to teraz. Poza tym skoro wynajmowała taki apartament w Bellagio, to już samo to
świadczyło, że nie potrzebuje pieniędzy. Gdy pierwszy raz ją zobaczył, uderzyło go, że
Evie wygląda na dziewczynę z  górnej półki" i najwyrazniej się nie mylił. Pytanie tylko,
z jak górnej. Nie powinien jej osądzać na podstawie czynów swojej matki, ale piękne bo-
gate kobiety...
- Chętnie się z tobą dogadam w sprawie widywania się z dzieckiem, ewentualnych
wizyt, jeśli wyrazisz taką chęć. Wszystko, rzecz jasna, zależy od ciebie i od tego, w ja-
kim stopniu, i czy w ogóle będziesz chciał być zaangażowany w wychowanie tego dziec-
ka.
Zaangażowanie? Wizyty? Cholera, przez chwilę zapomniał, że Evie mieszka w
Dallas. Jego dziecko będzie tysiące kilometrów od niego. Zupełnie tego nie chciał. W
jego głowie jedna chaotyczna myśl goniła drugą, zastanawiał się, jakie ma opcje, możli-
wości i...
- Ale jest coś, na czym mi zależy.
R
L
T
W końcu przechodziła do sedna. Do tego, o co naprawdę jej chodziło. Jej spojrze-
nie było poważne. Wyglądała, jakby się od dawna przygotowywała do tego, co chciała
powiedzieć. Jeśli nie potrzebowała pieniędzy, to w takim razie o co mogło chodzić?
- I chodzi o...? - zapytał ostrożnie.
Wzięła kolejny głęboki oddech.
- Chcę, żebyś się ze mną ożenił.
Słowa zawisły w powietrzu, jednak ich sens był tak absurdalny, że miał ochotę
uszczypnąć się w ramię.
- Słucham?
Evie wstała gwałtownie i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
- Wiem, że to brzmi staromodnie w dzisiejszych czasach, w dwudziestym pierw-
szym wieku, ale musisz się ze mną ożenić.
- Powiedziałaś, że nie potrzebujesz wsparcia finansowego.
- Bo tak jest. Naprawdę. Mam więcej pieniędzy, niż byłabym w stanie wydać. -
Evie wywróciła oczami, jakby to było coś złego. - Czego mi brakuje, to m... męża. - Za-
jąknęła się na tym słowie, jakby było jej kompletnie obce. - A dla mnie to ogromny pro-
blem. - Gestykulowała nerwowo, kiedy to mówiła, aż w końcu złączyła z sobą dłonie.
Może zle odczytał tę sytuację. Evie była wzburzona; może się martwiła, bała się... -
Wiem, że to brzmi naprawdę dziwnie, ale muszę wziąć ślub. Nie mogę być matką, jeśli
wciąż jestem panną.
Ach, tak. Więc nie chodziło o samotne wychowywanie dziecka. Chodziło tylko o
nią.
- Wstydzisz się, że wpadłaś, tak?
- Nie chodzi o wstyd, a przynajmniej nie mój. Cała ta sprawa znajdzie się w gaze-
tach. Po prostu chodzi mi o moją rodzinę.
Jej ciąża była czymś, o czym warto było pisać? Ten dziwny niepokój znowu ści-
snął jego żołądek. Czuł, że mu się to nie spodoba.
- Czy mogłabyś mi to szerzej wytłumaczyć?
- Moja rodzina jest... Oni są... cóż, do diabła. - Spojrzała mu w oczy spokojnie. -
Należymy do tak zwanej  wyższej sfery" Dallas, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Mój brat
R
L
T
kieruje rodzinną firmą, a moja szwagierka to Gwen Sawyer-Harrison. Nazywają ją  Pa-
nią Od Dobrego Wychowania". To ona jest autorką wszystkich tych książek o etykiecie.
Niezależnie od tego, co robimy, o naszym życiu trąbią plotkarskie gazety w Dallas. Jak
nic się u nas nie dzieje, to wymyślają pikantne historyjki. A ja jestem aktualnie obiektem
największego zainteresowania jako panna na wydaniu, spadkobierczyni fortuny Harriso-
nów i tak dalej. - W oczach Nicka odbiło się zdumienie i jakby niedowierzanie. - Nie
wierzysz mi? To poszukaj w Google: Evangeline Harrison. Wystarczy, że publicznie
kichnę, a już o tym piszą. Jeśli się okaże, że jestem w ciąży... Nawet nie potrafię sobie
wyobrazić tej nagonki, jaką media na mnie napuszczą. - Potrząsnęła głową. - Właściwie
potrafię. To będzie koszmar.
W końcu do niego dotarło. Evie była celebrytką, spadkobierczynią fortuny. Szuka-
jącą poklasku, obrzydliwie bogatą panienką, znaną z tego, że jest dziedziczką. I zapewne
z imprezowego trybu życia.
Zcisnął mu się żołądek. Ze wszystkich kobiet, które odwiedzają Vegas, żeby się
zabawić, natrafił właśnie na taką, która uosabiała wszystko to, czym pogardzał.
A teraz nosiła jego dziecko.
Dobry Boże. To musiała być klątwa rodu Rocco - zrobić dziecko bogatej panience,
która idzie w tany. Jednak poszedł w ślady swojego ojca. A jego dziecko będzie miało
ogromny problem, jeśli Evie stwierdzi, że bycie matką nie wpasowuje się w styl życia
wyższych sfer. Nie, on mógł uchronić od tego swoje dziecko. On miał to, czego nie po-
siadał jego ojciec: pieniądze. Jego dziecko nigdy nie będzie dorastało w biedzie, nawet
jeśli jego matce znudzi się kiedyś odgrywanie roli mamusi i zechce odzyskać swoje po-
przednie życie.
Evie wpatrywała się w niego ogromnymi oczami. Zamarła w oczekiwaniu na jego
decyzję. W tym spojrzeniu był ogromny niepokój. Trzy tygodnie temu nigdy by nie po-
myślał, że Evie jest ktoś z wyższych sfer. Nie zachowywała się wtedy jak celebrytka. A
on nie miał powodów, żeby się dopatrywać czegoś, co ukrywała.
Cóż, chyba niewielka strata. Ostatecznie, nie jawiła się jako zbyt głęboka osoba.
Sama jej obecność tutaj, spowodowana wyłącznie troską o siebie i swoją reputację, tego
dowodziła.
R
L
T
- A więc nie chcesz utracić twarzy jako panna na wydaniu z dobrego domu? Boisz
się przyznać, że zaliczyłaś wpadkę na swojej małej wyciecze do Las Vegas?
Spojrzała na niego ostro.
- Z łaski swojej, nie odnoś się do mnie protekcjonalnie. Nie masz bladego pojęcia o
mnie i o moim życiu. Gdyby chodziło wyłącznie o mnie, nawet by mi powieka nie drgnę-
ła, cokolwiek by napisały gazety albo cokolwiek by kto pomyślał. Ale Gwen i Will po-
czują się oszukani, będą rozczarowani, a wstyd zje ich żywcem. Konsekwencje moich
działań spadną na ludzi, którym wiele zawdzięczam. Którzy we mnie wierzyli. Moja ro-
dzina... - Głos jej się załamał i chrząknęła. - Staram się po prostu oszczędzić im tego
wszystkiego. Nie chcę, żeby moje błędy odbijały się na ludziach, których kocham. - Błę- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)