[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Och, pani jest byłą Jacka.
Brenna spodziewała się, że taki moment kiedyś nadejdzie.
R
L
T
- Tak.
- Czy Jack jest na przyjęciu?
- Nie, ale planuje wpaść.
- To dobrze. Nie widziałam go od lat.
- A pani jak się nazywa?
- Jestem Libby Winston. Spotkałyśmy się dawno temu na jakiejś imprezie. To było
chyba krótko po pani ślubie z Jackiem.
Brenna nadal nie potrafiła umiejscowić tej kobiety i jej zakłopotanie stało się
widoczne.
- Pewnie poznała pani tylu przyjaciół Jacka, że trudno ich było wszystkich
zapamiętać... Proszę się tym nie przejmować. Była pani taka nieśmiała i cicha. My
oczywiście świetnie panią pamiętamy. Jack bardzo nas zaskoczył tym nagłym ożenkiem.
No i oczywiście spodziewaliśmy się, że zwiąże się z zupełnie inną kobietą.
A co to niby miało znaczyć?
- Tak to jest z tymi romansami szybkimi jak wiatr. Zadziwiają każdego -
zażartowała Brenna.
- Całe szczęście, że jednak odzyskała pani rozum. Zupełnie nie potrafię pojąć, co
was mogło połączyć.
Brenna uznała, że nie lubi Libby Winston, która w tej chwili zmrużyła oczy i
zapytała:
- Ale chyba nie jesteście znowu razem?
Brenna niemalże udławiła się śliną. Coś jej mówiło, że Libby jest żywotnie
zainteresowana odpowiedzią, dlatego kusiło ją, by odpowiedzieć twierdząco. Chociaż
właściwie tak naprawdę nie znała odpowiedzi na to pytanie.
- Jack i ja jesteśmy partnerami w interesach.
To nie było do końca kłamstwo. Formalnie nadal byli partnerami, bo Brenna
jeszcze nie podpisała umowy o sprzedaży udziałów w winnicy.
- To musi być ciekawe, biorąc pod uwagę waszą wspólną przeszłość.
- Bardzo dobrze nam się współpracuje.
R
L
T
Na szczęście telefon Brenny piknął kilka razy, informując o nadejściu wiadomości
tekstowej. Od Jacka. W samą porę.
- Przepraszam. Muszę odebrać.
Brenna wyszła z toalety, zanim Libby zdążyła poruszyć kolejny niewygodny temat
rozmowy, i odczytała wiadomość:  Jestem przy barze. A ty?".
Rzuciła okiem na bar i od razu rozpoznała Jacka po czarnej czuprynie. Gdy ją
zobaczył, pomachał do niej.
- Bren, wyglądasz cudownie - powiedział na powitanie.
Pochylił się i pocałował ją delikatnie w policzek. Wyszeptała przez zaciśnięte
zęby:
- Spózniłeś się.
- Nie mogłem inaczej - odszepnął.
- Zrobię z ciebie kotlety.
- Wynagrodzę ci to. - Zrobił krok do tyłu, uśmiechając się szeroko. Z
zadowoleniem przesunął wzrokiem po jej sylwetce. - Wyglądasz nawet lepiej niż
cudownie.
- Pochlebstwami donikąd nie zajedziesz.
- To pozwól mi wynagrodzić to spóznienie od razu.
- Co? W jaki sposób? - Jack już ciągnął ją za rękę między tłumem gości do
bocznych drzwi koło kuchni i dalej korytarzem. - Dokąd mnie prowadzisz?
W odpowiedzi otworzył drzwi oznaczone tabliczką z napisem:  Sala prób. Osobom
postronnym wstęp wzbroniony". Weszli do środka.
- Przepraszam za spóznienie. Miałem problem z pewną nieruchomością w Nowym
Jorku, to nie mogło czekać.
- I musiałeś przyprowadzić mnie tutaj, żeby mnie przeprosić?
W sali stał fortepian i podest dla orkiestry.
- Nie. Przyprowadziłem cię tutaj, bo za tobą tęskniłem. - Jack usiadł na stołku do
fortepianu i usadowił sobie Brennę na kolanach. - A ta sala jest dzwiękoszczelna.
To było jedyne ostrzeżenie, jakie otrzymała, zanim zaczął ją całować.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
- Brenno, chciałbym ci przedstawić burmistrza San Francisco. - Jack wskazał na
mężczyznę po swojej prawej stronie.
Brenna nadal słabo trzymała się na nogach po ich zwariowanym wyjściu do sali
prób. Czuła też, że ma zaróżowione policzki. Poznanie burmistrza, dyrektora
artystycznego filharmonii i pierwszego skrzypka zaledwie dziesięć minut po roz-
szarpującym ciało orgazmie było... surrealistyczne. Może nie wybaczyła jeszcze zupełnie
Jackowi, że spóznił się ponad godzinę, ale przynajmniej była na niego mniej zła.
Minęły już dwie i pół godziny przyjęcia, cierpliwość Brenny powoli się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)