[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Niespodziewanie siwek ukazał się w całej krasie na niewielkiej polance, dość jasnej,
gdyż sączyło się na nią blade światło gwiazd. Pochylił łeb, żeby skubnąć mchu, ale kiedy
Cadfael się zbliżył, koń potrząsnął grzywą, uderzył kopytami i zniknął w lesie. Tym razem
mnich zrezygnował z pościgu.
W małym trawiastym kole spoczywał na wznak człowiek.
Kędzierzawa broda wskazywała w niebo, długie, czarne włosy rozsypały się wokół
głowy. Ręce miał rozpostarte i wygięte jak szpony - jedna wczepiła się w trawę, druga sięgała
ku górze. Obok głowy leżał w trawie zdobiony biret; w ciemności majaczyło zatknięte weń
białe pióro. A o kilka jardów od bezwładnej prawicy połyskiwał metalicznie długi cienki
przedmiot. Cadfael sięgnął po niego, zaciekawiony. Natrafił na rękojeść, a potem smukłe
74
ostrze, dłuższe od męskiej dłoni. Przeciągnął po nim palcem. Nie było zakrwawione, więc
zostawił je tam, gdzie leżało. W dziennym świetle więcej mogło wyjaśnić. Teraz, po ciemku,
Cadfael niewiele mógł zdziałać. Próbował wyczuć puls lub bicie serca, lecz na próżno. Ukląkł
przy leżącym i nachylił się nad jego twarzą, starając się nie zasłaniać i tak skąpego światła.
Nawet w mroku widział ściągnięte rysy, oczy wysadzone z orbit i otwarte usta, z których
wystawał pogryziony język. Podobnie jak Huon de Domvilee, Godfryd Picard został
zaskoczony w drodze powrotnej do domu - i nie przeżył tego spotkania.
Cadfael zostawił wszystko tak, jak znalazł, siwego półkrwi araba porzucił na pastwę
losu i ruszył w stronę opactwa najszybszym kłusem, do jakiego mógł zmusić zgorszonego
muła.
ROZDZIAA DZIESITY
Iveta miała cały dzień na uspokojenie nerwów i przy- wdzianie fałszywej maski.
Konieczność jest najlepszym nauczycielem, a do wieczora musiała wydać się wszystkim
osobą, której nie warto pilnować, skoro i tak straż nie przepuści jej przez bramę. Dokąd
zresztą miałaby pójść? Jej ukochany ukrywał się w obawie o własne życie, jedyny przyjaciel
stracił łaski opiekunów, nawet zakonnika, który był dla niej miły, nie widziano w opactwie od
samego rana. Dokąd miała się udać, do kogo się uciec? Wszyscy ją opuścili.
Grała więc tę rolę przez cały dzień, tym staranniej i bardziej przekonywająco, im
tęskniej jej zbuntowane serce wyczekiwało wieczoru. Po południu zaczęła się skarżyć na ból
głowy i głośno medytować na temat zbawiennego wpływu świeżego powietrza w ogrodzie.
Madlen potrzebna była przy naprawie ciotczynej sukni, w której pruł się srebrny haft, więc
Agnes, skrzywiwszy pogardliwie usta, pozwoliła jej wyjść samej. Jakichże kłopotów miałoby
przysporzyć to bezwolne stworzenie?
Iveta wyszła powoli i apatycznie, a na wypadek, gdyby ją ktoś obserwował,
posiedziała trochę na kamiennej ławce w ogrodzie kwiatowym. Kiedy była już pewna, że nie
jest śledzona, wyśliznęła się zręcznie za pleciony żywopłot i po wąskiej kładce przeszła do
ogrodu zielarza. Drzwi do szopy były otwarte i ktoś krzątał się w środku. Dziewczyna zaczęła
wierzyć w powodzenie swojego planu. Brat Cadfael na pewno miał pomocnika. Leki mogły
być przecież potrzebne i pod jego nieobecność. Ktoś musiał wiedzieć, gdzie je znalezć i jak
dawkować, nawet jeśli nie dorównywał Cadfaelowi doświadczeniem i wiedzą.
Brat Oswin zbierał właśnie pozostałości trzech glinianych miseczek używanych do
sortowania nasion i na odgłos kroków na progu wzdrygnął się przerażony. Miseczki były
pierwszą rzeczą, jaką stłukł od trzech dni, a ponieważ było ich dużo i wszystkie do siebie
podobne, miał nadzieję cichaczem pozbyć się skorup i zataić cały wypadek. Odwrócił się
nerwowo i zamarł na widok nieoczekiwanego zjawiska, które stanęło w drzwiach. Otwarł
szeroko oczy i usta, czerwieniąc się po same uszy. Sporną kwestią pozostawało jedynie, kto
spłonął głębszym rumieńcem: Oswin czy dziewczyna.
- Przepraszam, jeśli przeszkadzam - powiedziała Iveta nieśmiało. - Chciałam tylko
zapytać... dwa dni temu, kiedy zle się czułam, brat Cadfael dał mi wywar na sen. Mówił, że
zrobiony jest z maku. Czy wiesz może, który to?
Oswin przełknął ślinę, z zapałem pokiwał głową i odzyskał głos.
- Tak, to ten wywar, o tu, w tej butelce. Brata Cadfaela dziś nie ma, ale z pewnością...
jeżeli mógłbym być ci pomocny.. . Cadfael z pewnością życzyłby sobie, żebym dał ci, pani,
czego tylko zapragniesz.
- Więc mogę dostać jeszcze porcję tego wywaru? Chyba wieczorem będzie mi
potrzebny...
Nie było to kłamstwo, ale było to celowe przemilczenie i Iveta rumieniła się coraz
bardziej, gdy słomianowłosy młodzik, okrągły i niewinny jak świeżo wyklute kurczę, z taką
ufnością ofiarowywał jej swe usługi.
- Może wzięłabym podwójną dawkę? Na dwie noce? Pamiętam, ile kazał mi zażyć.
Braciszek Oswin był tak oszołomiony, że z radością podarowałby jej nawet wszystkie
zgromadzone zapasy. Dłonie drżały mu nieco, kiedy napełniał flaszeczkę i zatykał ją korkiem,
a kiedy dziewczyna równie nieśmiało wyciągnęła rękę po lek, przypomniał sobie o nakazach
reguły i spuścił wzrok - niestety, o wiele za pózno, by ocalić spokój ducha.
75
Rozstali się nader pospiesznie. Dziewczyna wyszeptała podziękowanie, oglądając się
niespokojnie za siebie, jak gdyby ktoś ją śledził, i ukryła flaszeczkę w rękawie dużo zręczniej,
niż obchodził się z nią Oswin. Ręce i nogi chłopca odmłodniały o parę lat, wykazując
wszelkie objawy dziecięcej nieporadności, lecz mimo to spojrzenie, jakim obdarzyła go na
pożegnanie, sprawiło, iż poczuł się nagle wysoki, silny i zwycięski. Stał zamyślony w
drzwiach i patrzył, jak biegła przez kładkę, zastanawiając się równocześnie, czy nie nazbyt
pochopnie odkrył u siebie zakonne powołanie. Przed złożeniem ostatnich ślubów mógłby się
jeszcze wycofać...
Tym razem nie spuszczał z niej oczu, póki nie znikła między rzędami strzyżonych
krzewów. Tkwił tak jeszcze przez parę minut, pogrążony w zadumie. Każdy stan ma swoje
wady, skonstatował ze smutkiem. Czy w klasztorze, czy poza nim, nie można mieć
wszystkiego.
Iveta pędem dopadła kamiennej ławeczki i siedziała na niej, osłonięta przed wiatrem, z
apatyczną miną i złożonymi na kolanach rękoma. Kiedy Madlen przyszła po nią, podniosła
się potulnie i podreptała za służką do gospody, gdzie bez entuzjazmu zaczęła haftować
kawałek płótna. Służył jej za tarczę od wielu tygodni, choć igłą nie władała tak zręcznie, by
musiała w nocy pruć to, co w dzień zrobiła, jak pewna dama Penelopa, o której słyszała od
wędrownego żonglera w ojcowskim domu - dawno, dawno temu.
Czekała prawie do nieszporów, aż zaczęło się ściemniać. Agnes włożyła świeżo
naprawioną suknię, a Madlen upięła jej włosy na wieczór. W czasie gdy sir Godfryd z ponurą
determinacją ścigał zbiegłego mordercę, jego żonie wypadało demonstrować religijną
żarliwość, uczęszczać na większość nabożeństw i utrzymywać dobrą opinię w oczach opata,
przeora i braci.
- Czas, żebyś zaczęła się ubierać, moja panno - warknęła ciotka, oglądając się przez
obciągnięte srebrnolitą materią ramię.
Iveta opuściła ręce na kolana - z pozoru bezsilnie, choć w rzeczywistości z całej siły
przyciskała dłoń do ukrytej w rękawie flaszeczki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)