|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszystko zależaÅ‚o od niego. ROZDZIAA SZÓSTY - Co siÄ™ z tobÄ… dzieje? - syknÄ…Å‚. Frannie spojrzaÅ‚a na niego z ukosa. - Ze mnÄ…? ChciaÅ‚am siÄ™ tylko dowiedzieć paru rzeczy. Przestaniesz mnie ciÄ…gnąć jak jaskiniowiec taszczÄ…cy Å‚upy do swojej jaskini? - JeÅ›li ty przestaniesz siÄ™ zachowywać jak kobieta z epoki kamienia Å‚upanego. Na litość boskÄ…, Frannie, nie możesz udawać przed każdym facetem zagubionego szczeniaka szukajÄ…cego domu. KtoÅ› może to potraktować serio. - Co takiego? - ChwyciÅ‚a siÄ™ jakiejÅ› wystajÄ…cej rury. Niewiele to pomogÅ‚o, ale przynajmniej musiaÅ‚ trochÄ™ zwolnić. - SÅ‚ucham? Można wiedzieć, o co ci chodzi? - Puść, nim rozwalisz caÅ‚Ä… szklarniÄ™. - Najpierw siÄ™ wytÅ‚umacz, co miaÅ‚eÅ› na myÅ›li - zażądaÅ‚a, trzymajÄ…c siÄ™ mocno, jakby od tego zależaÅ‚o jej życie. - Na litość boskÄ…, Frannie, nie masz do czynienia z bandÄ… drugoklasistów. - Nawet nie przyszÅ‚o mi to do gÅ‚owy - odparÅ‚a urażona nie na żarty. - To doroÅ›li mężczyzni, a nie oÅ›miolatki. PociÄ…gnęła nosem, doprowadzajÄ…c go tym do szaÅ‚u. - DorastajÄ…c z braćmi, nauczyÅ‚am siÄ™ jednego, Drew. Mężczyzni nigdy nie dorastajÄ…. To mali chÅ‚opcy ukrywajÄ…cy siÄ™ w ciele mężczyzny. GapiÅ‚ siÄ™ na niÄ…, zastanawiajÄ…c siÄ™, ile czasu minie, nim jÄ… udusi. Gdyby nagraÅ‚ tÄ™ kretyÅ„skÄ… rozmowÄ™, pewnie każdy sÄ…d by go uniewinniÅ‚. WziÄ…Å‚ gÅ‚Ä™boki oddech, starajÄ…c siÄ™ uspokoić. - Frannie, posÅ‚uchaj uważnie. Nie możesz tak rozdawać uÅ›miechów, jakby to byÅ‚y cukierki. Nie spodziewaÅ‚a siÄ™, że bÄ™dzie siÄ™ martwić akurat o to. - Czyli nie mogÄ™ siÄ™ uÅ›miechać do nikogo, Drew? Dobrze zrozumiaÅ‚am? JesteÅ› wÅ›ciekÅ‚y, bo siÄ™ uÅ›miechaÅ‚am, kiedy nas sobie przedstawiaÅ‚eÅ›? - Nie patrz na mnie, jakbym to ja zwariowaÅ‚ - zaczÄ…Å‚. WzruszyÅ‚a ramionami. - To co mam robić? Marszczyć brwi? Nie sÄ…dzisz, że to bÄ™dzie raczej dziwne? Dlaczego kobieta zawsze umie odwrócić kota ogonem, a ty wychodzisz na skoÅ„czonego gÅ‚upca? Ale nie tym razem. - MówiÄ™ tylko, że taki twój uÅ›miech mógÅ‚by zostać zle zrozumiany. - Jakim cudem? To byÅ‚ zwykÅ‚y uÅ›miech przy powitaniu. - Otóż nie, byÅ‚ zachÄ™cajÄ…cy. OtworzyÅ‚a szeroko oczy. - Wcale nie - zaprzeczyÅ‚a gwaÅ‚townie. - Wcale tak - potwierdziÅ‚ stanowczo. - Mam wrócić i zapytać chÅ‚opaków? - To byÅ‚ zwykÅ‚y uÅ›miech. A jeÅ›li Paul i Brian zle go zrozumieli, trudno. To jest gra, prawda? Trzeba dać do zrozumienia, że siÄ™ jest zainteresowanym. Umówić siÄ™ parÄ™ razy. Albo coÅ› z tego wyjdzie, albo nie, tak? Drew cisnÄ…Å‚ czapkÄ… o ziemiÄ™. - Nie powiesz mi chyba, że jesteÅ› zainteresowana Brianem. Może Paul jest caÅ‚kiem niebrzydki, ale Brian? Nie próbuj mnie przekonać, że zrobiÅ‚ na tobie wrażenie. To miÅ‚y facet, ale żadna kobieta nie przyjmie go z caÅ‚ym dobrodziejstwem inwentarza. OdkÄ…d go znam, miaÅ‚ problemy z kobietami. Teraz nawet wiem dlaczego. - Czyżby, panie doktorze? Nie mogÄ™ siÄ™ doczekać, żeby to usÅ‚yszeć. - Przy doborze partnera nadal nieÅ›wiadomie kierujemy siÄ™ prymitywnymi instynktami. - Czy to ma coÅ› wspólnego ze stosunkiem obwodu talii do bioder? - WÅ‚aÅ›nie. Mężczyzna szuka partnerki, która ma wiÄ™kszÄ… szansÄ™ urodzenia potomka. Chodzi o przetrwanie gatunku. Ale nie mam czasu wchodzić w szczegóły. MuszÄ™ w koÅ„cu kierować firmÄ…. Ty mnie prosiÅ‚aÅ›, bym to sprawdziÅ‚. Wierz mi, nie zmyÅ›lam. PodniósÅ‚ czapkÄ™ z ziemi i zaÅ‚ożyÅ‚ z powrotem na gÅ‚owÄ™. - WiÄ™c twierdzisz, że u Briana stosunek obwodu talii do bioder jest beznadziejny? - Nie. To dotyczy wyÅ‚Ä…cznie dziewczÄ…t. WysÅ‚uchasz mnie, nie przerywajÄ…c? PrzestÄ…piÅ‚a niecierpliwie z nogi na nogÄ™. PoÅ‚ożyÅ‚ palec na jej wargach. - Cii... tylko posÅ‚uchaj. PoczuÅ‚a przemożnÄ… ochotÄ™ polizania jego palca. Nie, przecież nie jesteÅ› już nim zainteresowana... Ale to przystojniak... Wcale go nie potrzebujesz... Brzydal... Uroczy... Gotów postawić ciÄ™ na piedestale... Omal nie parsknęła. Gdyby Drew kiedykolwiek postawiÅ‚ jÄ… na piedestale, by móc jÄ… adorować, pewnie zemdlaÅ‚aby z wrażenia, spadÅ‚a i poÅ‚amaÅ‚a rÄ™ce i nogi. On jakoÅ› nie miaÅ‚ ochoty oderwać swego palca od jej miÄ™kkich warg. DaÅ‚by chyba wszystko, by je uchyliÅ‚a, by mógÅ‚ poczuć ciepÅ‚o jej ust i... Omal nie jÄ™knÄ…Å‚. Musi coÅ› z tym zrobić. - Chodzi o to, Frannie - powiedziaÅ‚ z trudem, bo nagle zaschÅ‚o mu w ustach - że w czasach jaskiniowców przeżycie kobiety i jej potomstwa zależaÅ‚o od fizycznej siÅ‚y jej męża. MusiaÅ‚ zatÅ‚uc jakiegoÅ› mastodonta i przytaszczyć go do domu, prawda? - Mmm. UznaÅ‚ to za przytakniÄ™cie. - WaÅ›nie. WiÄ™c jeÅ›li byÅ‚ to wielki facet o szerokich barach, bez trudu zataszczyÅ‚ zdobycz do domu. Dlatego do dziÅ› tacy wÅ‚aÅ›nie podobajÄ… siÄ™ kobietom. To kwestia przetrwania gatunku. Instynkt. - Mmm... - WÅ‚aÅ›nie. I pamiÄ™tasz, jak sprawdzaliÅ›my symetriÄ™
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl
|