[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zanim zdążyła się poruszyć, położył jej ręce na
ramionach i obrócił twarzą do siebie. Przyglądał się
jej bardzo uważnie.
- Jak się ma twój ząb? Lepiej?
- Tak. - Ostrożnie pomacaÅ‚a jÄ™zykiem to niebez­
pieczne miejsce. - Od wczoraj już mnie nie boli.
- To bardzo dobrze. - KiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… z zadowole­
niem. - Zdumiewające, co potrafią zdziałać antybiotyki.
I cóż, widzisz sama, że miałem rację w sprawie tej
sukienki. Przyznasz chyba, że mam doskonały gust,
co? - Uśmiechnął się kątem ust. - Wyglądasz w niej
jak syrena wynurzajÄ…ca siÄ™ z fal.
wykonanie - Irena
scandalous
Czując narastające napięcie, Jade umknęła wzrokiem
przed jego wymownym spojrzeniem.
- Włożę kapelusz i już jestem gotowa. - Mówiąc
to, podeszła do łóżka, na którym leżało okrągłe
pudełko w srebrne pasy.
To był znowu ten sam dawny Leon, czarujący,
spokojny i bardzo niebezpieczny. Przez parÄ™ ostatnich
dni, które spędzili w willi, a potem tu, na zamku,
zachowywał się zupełnie inaczej - był chłodny,
uprzedzająco grzeczny, jakby obcy. Cały czas spędzał
w biurze, pojawiając się tylko na posiłki. Wreszcie
zrozumiała, że unikał jej celowo.
Być może, kiedy zastanowiÅ‚ siÄ™ spokojnie, po­
stanowił, że mimo wszystko nie warto podejmować
z nią romansu. Zaczęła nawet podejrzewać, że marzy
o tym, aby skończyła robotę i wyjechała.
Skończyła i wyjechała... Te słowa ugodziły ją
boleÅ›nie, ale zabraÅ‚a siÄ™ za rozpakowywanie ka­
pelusza.
To było jeszcze jedno jego zwycięstwo. Ona wybrała
mały, zgrabny kapelusik z wąskim rondkiem, on
jednak zdecydował się na duży, słomkowy kapelusz,
który kierowniczka sklepu na poczekaniu owinęła
długą, tiulową szarfą w morskim kolorze, a potem
zręcznie zawiązała z tyłu wielką kokardę, pozostawiając
wolne końce.
Czując na sobie jego spojrzenie, wcisnęła kapelusz
na głowę i chwyciła białą skórzaną torebkę.
- W porzÄ…dku, jestem gotowa.
- Chwileczkę. - Zatrzymał ją, a potem poprawił
kapelusz tak, żeby ocieniał oczy. Znalezli się tak
blisko siebie, że owionÄ…Å‚ jÄ… aromat drzewa san­
dałowego.
wykonanie - Irena
scandalous
- Możemy już iść? - spytała.
- Jeszcze tylko jeden drobiazg. - WyjÄ…Å‚ z kieszeni
marynarki mały pakuneczek. - Otwórz to.
Wewnątrz znajdowała się buteleczka perfum le Dix.
- Och - otworzyła usta ze zdumienia - a ja używam
tylko...
- Wody kolońskiej - wpadł jej w słowo. - Wiem,
ale dziś spróbujesz tego zapachu.
Nie było czasu na dyskusję, wzięła więc posłusznie
flakonik i poperfumowała się odrobinę za uszami.
Kiedy zamierzała odstawić buteleczkę na toaletkę,
Leon wydał okrzyk niesmaku.
- Dlaczego te Angielki w ogóle nie wiedzą, jak
używać perfum?
- Oczywiście wiemy... - zaczęła z oburzeniem.
Zdjął zakrętkę i poperfumował jej szyję oraz
odsłonięty dekolt.
- Ostatecznie - powiedział cicho, zbliżając twarz
- dla kogo kobieta się perfumuje, jeśli nie dla swego
ukochanego?
Natychmiast wyczuła, że powróciła znana atmosfera
niepokoju i napięcia, tym razem jednak wydawała się
obejmować ich oboje.
Leon poperfumował jej nadgarstki i ramiona, potem
zaś podciągnął nogawki i przysiadł u jej stóp, aby
skropić łydki. Pokój wypełnił się ciężkim, zmysłowym
zapachem.
Spojrzała na niego z góry. Wciąż siedział na
podÅ‚odze, marszczÄ…c brwi z namysÅ‚em. Niespodzie­
wanie dla samej siebie wyciągnęła rękę i dotknęła na
moment gęstych, sprężystych włosów.
Podniósł gwałtownie głowę i spojrzeli sobie prosto
w oczy, pierwszy raz od owej nocy w San Sebastian.
wykonanie - Irena
scandalous
%7Å‚ar, który tliÅ‚ siÄ™ przez ostatnie dni, wybuchÅ‚ pÅ‚omie­
niem. Odczytała to wyraznie z jego twarzy.
Bardzo wolno podniósł się, zakręcił flakon i ostrożnie
odstawił na toaletkę. Cały czas nie spuszczał z niej
wzroku.
Spodziewała się, że chwyci ją w ramiona, on jednak
tylko ujÄ…Å‚ w obie dÅ‚onie jej rÄ™kÄ™, tÄ™, którÄ… go pogÅ‚a­
dziła, obrócił i musnął wargami przegub. Ta delikatna
pieszczota sprawiła, że przez jej ciało przebiegł dreszcz
rozkoszy. OddychaÅ‚a z trudem, serce biÅ‚o nieprzyto­
mnie.
Całując jej dłoń mruczał ćoś do siebie.
- Czy to następna lekcja baskijskiego? - Słyszała
swój głos jakby z oddali.
Uśmiechnął się, zanim powtórzył głośniej:
- Aski dakik bizitzen badakik.
- Co to znaczy? - zapytała niemal z lękiem.
- To znaczy, moja najsłodsza... -wypuścił jej rękę,
która opadła bezwładnie i podniósł na nią oczy
- liczy się tylko to, że dziś jest nasz dzień... i nasza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtÄ…d nie uciekÅ‚)