[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podtrzymywać. Dobrze, że się na-
- Widzę twoje wargi, poruszają się, i widzę twoje oczy, które
już się skrywają pod powiekami.
- Nie, jeszcze na ciebie patrzę. Nie mogę sobie pozwolić,
żeby na ciebie nie patrzyć.
gle wyprostowała i patrzy na niego nieprzytomnym
wzrokiem. Ale kogo widzi? Dora zaczyna się nagle bać.
- Ty nigdy nie wrócisz, zostawisz mnie teraz i nigdy więcej
się nie zobaczymy...
- Doro, jesteśmy tylko ty i ja, dwoje dorosłych ludzi, nikt i
nic nas nie rozdzieli i nic nam nie przeszkodzi, żebyśmy
wspólnie spędzili życie. Tak właśnie jest i tak będzie zawsze.
Luka wie, że nie ma już zbyt wiele czasu, bo brakuje mu
powietrza, brakuje mu wszystkich niezbędnych składników
życiowych, czuje, jak zamykają mu się powieki, więc od razu
zaczyna liczyć: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć... i znowu
pocałunek Dory wyrywa go z mroku. Wszystko dzieje się tak
szybko. Bez pomostów, które ułatwiają zrozumienie.
Na domiar złego na peron wjeżdża pociąg. Punktualnie. Jak
często się to zdarza?! Tu, we Francji?! Gdzie te czasy, gdy na
pociąg trzeba było czekać pół godziny albo nawet godzinę?!
Pociąg już wjechał. Ma dwie minuty postoju. To tak, jakby
wcale się nie zatrzymywał. Luka wchodzi na stopień wagonu.
-1 miłość się wtedy dowiedziała, że się nazywa miłością. / A
kiedym podniósł oczy na twe imię, /serce twoje naraz wytyczyło
mi drogę. Sonet LXXIII. Koniecznie do niego zajrzyj. To
odpowiedź na wszystko. Pomyśl o tym! Koniecznie o tym
pomyśl!
Pociąg odjeżdża.
Pociąg odjechał i już go nie widać. Nie przypomina nawet
niegroźnego, małego, umykającego węża. Znikł, jakby go nigdy
nie było.
Dora nadal stoi nieruchomo.
Luka.
Boi się.
XV
To długa podróż. Z wieloma stacjami pośrednimi. Luka wie,
że Dorze bardzo by się to podobało. Powoli się od niej oddala.
Bez względu na to, gdzie jest - w pociągu, na dworcu czy w
autobusie - ściska w dłoni tomik Nerudy. To jakby pępowina,
która gwarantuje życie. Eliksir życia. Koło ratunkowe.
Wszystko w jednym. Poezja jako gwarancja, że wszystko, co
zostało powiedziane, co się czuło i przeżyło, jest prawdą, a nie
tylko snem. I że kiedyś nie zniknie.
Autobus wchodzi w zakręt i Luka widzi przed sobą miasto.
Jeszcze kwadrans i będzie w Makarskiej. Od dnia, kiedy był tu
ostatnio, minęły miesiące. Morze. Tęskni za nim. Ból. Łatwiej
jest oddychać, gdy morze jest w pobliżu. Brakuje mu Dory.
Może oddychać tylko wtedy, gdy ona jest przy nim. Zamyka
oczy i liczy: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... zaczyna
odczuwać przyjemną lekkość wynikającą ze stanu braku
świadomości... Nie, nie wolno mu, przecież jej obiecał. Tylko to
się liczy. A ona liczy na
niego. Sprawy muszą się teraz potoczyć szybciej. Ledwie cię
zostawiłem... To coś w rodzaju postanowienia. I nieważne, czy
jest albo czy kiedykolwiek był w tym dobry. Ale właśnie to jest
takim postanowieniem. Z drugiej strony to właściwie żadne
postanowienie, tylko raczej konieczność. Brak alternatywy.
Przypomina to sytuację, gdy nie ma żadnego wyboru. I właśnie
to mu się podoba. Chce, żeby tak właśnie było. Odnalazł swoje
życie. Niespodziewanie. Jego domem jest Dora. Zawsze nim
była. Miejscem, gdzie wszystko się splata. Ma sens. Znaczenie.
No i jest tu morze. To jasne. Wszystko stało się od razu takie
jasne. A może to tylko zmęczenie? Dwa dni w drodze, prawie
bez snu. Nie. To niemożliwe. Bo wszystko stało się jasne już
przed kilkoma miesiącami, od pierwszego spojrzenia. Od
pierwszego słowa. Jeszcze zanim to pierwsze słowo zostało w
ogóle wypowiedziane. Nagle i zaskakująco, a przecież w sposób
całkiem naturalny, przypieczętowany pierwszym pocałunkiem.
Luka opiera się o siedzenie i zamyka oczy. Nie opłaca się już
zasypiać,
zaraz
będzie
na
miejscu.
Doro,gdzie
jesteś?
Zauważyłem niżej, /między krawatem a sercem,powyżej, /jakąś
tęsknotę międzyżebrową: /a to dlatego, że nagle cię zabrakło.
Dora.
Decyzja zapadła. Obiecał jej, że wróci szybciej, niż się
obejrzy. Wszystko zaczyna się układać jak należy. Jest bardzo
zmęczony.
Autobus wjeżdża do miasta. Gdyby Luka otworzył oczy,
zobaczyłby dworzec. I Klarę.
- Klara?!
Klara kiwa głową i uśmiecha się słabo, jakby się cieszyła, że
Luka ją poznał. Włosy ma dłuższe i ciało jej się zaokrągliło.
Wygląda na więcej niż dwadzieścia dziewięć lat, jakby miała za
sobą trudny okres. Jakby chorowała. Przez dłuższy czas. Jakby
była chora, nieszczęśliwa, opuszczona albo zapomniana.
Jednak Luka wszędzie by ją rozpoznał. Wprawdzie kilka
miesięcy jej nie widział, nie rozmawiał ani nie kontaktował się z
nią w żaden inny sposób, ale przecież wcale za nią nie tęsknił,
nie myślał o niej. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Klara ani
przez chwilę nie była częścią jego życia. Teraz stoją
naprzeciwko siebie, jakby tych miesięcy milczenia zupełnie nie
było. Co ona tu w ogóle robi na dworcu, skąd wiedziała, że
przyjedzie i kiedy...?
- To Ana mi zdradziła, że dziś wracasz - mówi z uśmiechem
Klara. - To drugi autobus. Chciałam poczekać na jeszcze jeden.
W tym momencie Luka czuje się tak niesamowicie
zmęczony, że też musi się uśmiechnąć. Wprawdzie jest to krótki
i słaby uśmiech, zupełnie niezobowiązujący, taki sam, jaki
kierujemy do kogoś nieznajomego, gdy nie wiadomo, co
powiedzieć, ale jednak... Luka tęskni za łóżkiem, za głębokim
snem. Chce zostać sam. Chce zadzwonić do Dory. Musi
natychmiast usłyszeć jej głos. Wyjmuje swoje bagaże ze
śmierdzącego luku w autobusie i rusza w drogę. Klara idzie
obok niego. Jej prawa ręka, ukryta w rękawie grubego płaszcza -
jest przecież luty - co chwilę ociera się o ramię
Luki, który też jest grubo ubrany. Idą tak obok siebie,jakby
stanowili parę, chociaż nie widzieli się od miesięcy. Czas, który [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)