[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Krew!?  wyszeptał z osłupieniem.  Niemożliwe!
 Czy przypadkiem pan się nie skaleczył?
 Nie, oczywiście, że nie.
Czekali chwilę.
Nevile Strange, marszcząc czoło, zastanawiał się. Kiedy podniósł na nich wzrok, w jego oczach było
przerażenie.
 To coś niepojętego. Kompletnie niepojętego. W tym nie ma ani krzty prawdy.
 Fakty nie podlegają dyskusji  rzekł nadkomisarz Battle.
 Ale po co miałbym to zrobić? To nie do pomyślenia, nie do wiary. Znałem Camillę od urodzenia.
Leach kaszlnął.
 Wydaje mi się, że mówił nam pan, panie Strange, że po jej śmierci dziedziczy pan sporo
pieniędzy?
 Myślicie, że dlatego... Ale ja nie chcę pieniędzy. Ja ich nie potrzebuję.
 Tak pan twierdzi  odparł Leach, pokasłując.
Nevile poderwał się.
 Niech pan posłucha. Mogę udowodnić, że nie trzeba mi pieniędzy. Pozwólcie mi 102
103
zadzwonić do dyrektora mojego banku, porozmawiajcie z nim sami.
Połączenie z Londynem udało się uzyskać szybko. Słychać było wyraznie i czysto.
 Halo, czy to pan Ronaldson? Mówi Nevile Strange. Zna pan mój głos. Proszę po-słuchać, oddaję
słuchawkę policjantowi, tak, jest tutaj, proszę udzielić mu wszelkich informacji o moim stanie
majątkowym, tak, tak, wszelkich. Proszę.
Leach wziął słuchawkę. Mówił spokojnie. Zadawał kolejne pytania, wysłuchiwał odpowiedzi.
Wreszcie zakończył rozmowę. Powiedział rzeczowo:
 Ma pan poważną sumę na koncie i bank zajmuje się wszystkimi pańskimi inwe-stycjami.
Twierdzą, że stoją dobrze i przynoszą regularne dochody.
 Widzicie, że mówiłem prawdę.
 Na to wygląda. Ale, panie Strange, może ma pan jakieś zobowiązania, długi, może jest pan
szantażowany. Może być jeszcze wiele nie znanych nam przyczyn, dla których potrzebuje pan
pieniędzy.
 Ale ja nie potrzebuję. Zapewniam panów. Nic takiego nie znajdziecie.
Nadkomisarz Battle uniósł swoje ciężkie ramiona. Przemówił miłym ojcowskim tonem.
 Mamy dość dowodów, sam pan musi przyznać, żeby wystąpić o nakaz aresztowania pana. Jeszcze
tego nie zrobiliśmy. Zgodnie z zasadą, że wątpliwości przemawiają na korzyść oskarżonego.
 Jesteście pewni, że ja to zrobiłem, prawda? I szukacie tylko niewątpliwego motywu, żeby mnie
zamknąć?  powiedział Nevile z goryczą.
Battle milczał. Leach popatrzył w sufit.
W głosie Nevile a pobrzmiewała nuta rozpaczy:
 To jest jak jakiś koszmarny sen. Nic nie mogę zrobić ani powiedzieć. Jakbym... jakbym był w
pułapce, z której nie można się wydostać.
Nadkomisarz Battle poruszył się. W oczach pod półprzymkniętymi powiekami pojawił się błysk
inteligencji.
Jak on to ładnie ujął  pomyślał.  Naprawdę, bardzo ładnie. To mi nasuwa pewien pomysł...
6
Sierżant Jones sprytnie wyprowadził Nevile a przez hol, a Kay wprowadził przez drzwi tarasowe,
tak że nie mogli się porozumieć.
 Porozmawia z innymi  zauważył Leach.
 Tym lepiej  powiedział Battle.  Tylko tę małą chcę wziąć na spytki, zanim 104
105
dowie się czegokolwiek.
Dzień był pochmurny i wietrzny. Kay ubrana była w tweedową spódnicę i fioletowy sweter, przy
którym jej włosy wyglądały jak wypolerowana miedz. Sprawiała wrażenie trochę przestraszonej i
odrobinę podekscytowanej. Jej uroda i żywotność rozkwitały na tle wiktoriańskich mebli i książek.
Leach bez trudności uzyskał jej wersję wydarzeń poprzedniego wieczoru: bolała ją głowa i wcześnie
położyła się spać, około piętnaście po dziewiątej. Spała mocno do rana i nic nie słyszała.
Do przesłuchania włączył się Battle.
 Czy małżonek zajrzał do pani, zanim wyszedł wieczorem?
 Nie.
 Nie widziała go pani od momentu, kiedy opuściła pani salon, aż do rana. Czy tak?
Kay przytaknęła. Battle potarł szczękę.
 Pani Strange, drzwi między waszymi pokojami były zamknięte na klucz. Kto je zamknął?
 Ja.
Battle nic nie rzekł. Czekał. Czekał jak stary kocur na mysz, która prędzej czy póz-
niej wychyli się ze swej dziury.
Jego milczenie przyniosło efekt, którego nie uzyskałby pytaniami. Kay wybuchnęła gwałtownie:
 Ech tam, i tak w końcu się wszystkiego dowiecie! Ten stary trzęsący się Hurstall musiał nas
słyszeć wczoraj po południu i wszystko wygada, jeśli ja tego nie zrobię. Może już wam powiedział.
Pożarliśmy się z Nevile em nie na żarty. Cholera mnie na niego wzięła. Poszłam do łóżka i
zamknęłam drzwi na klucz, bo wciąż mnie trzęsło ze złości.
 Rozumiem, rozumiem  powiedział Battle z największym współczuciem w głosie, na jakie go
było stać.  A o co poszło?
 Czy to ważne? Zresztą powiem panom, nic mnie to nie obchodzi. Nevile zachowuje się jak
kompletny idiota. Ale to wszystko jej wina.
 Czyja?
 Jego byłej żony. Po pierwsze, zwabiła nas tutaj.
 Myśli pani, że po to, żeby panią poznać?
 Tak. Nevile owi zdaje się, że to jego własny pomysł, naiwniaczek. Ale to jej robota. Nigdy mu
nic takiego nie przyszłoby do głowy, gdyby nie spotkał jej któregoś dnia w parku i gdyby mu tego
sprytnie nie podsunęła. On w to wierzy, to znaczy w to, że to jego pomysł, ale ja od początku czułam
w tym rękę Audrey.
 Po co miałaby to robić?  spytał Battle.
 Bo chce go odzyskać  wyrzuciła Kay. Mówiła szybko, ciężko dysząc.  Nigdy 104
105
mu nie wybaczyła, że ją porzucił dla mnie. To jej zemsta. Zaaranżowała ten wspólny pobyt i od razu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)