[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jakby na potwierdzenie tych słów, niezwykły blask, który opromienił jej
twarz, uczynił ją tak niezwykle piękną, że wszyscy czterej mężczyzni
patrzyli na nią jak na cudowne zjawisko, oślepieni wprost jej urodą.
- Ośmielę się twierdzić, że wpadnę w niezłe tarapaty, jeśli zezwolę na tak
pośpieszny ślub - powiedział z uśmiechem kapitan Burton. - Ale myślę, że
jeszcze jeden niezbyt rozważny krok dodany do poprzednich nie uczyni
chyba zbyt wielkiej różnicy.
Szejk skłonił głowę.
- Dziękuję Waszej Ekscelencji!
Był pózny wieczór. Vita stała przy oknie i patrzyła na plac zalany
srebrnym światłem księżyca, który nadawał miastu dziwny, prawie
nieziemski wygląd, jakby z jakiegoś snu. Z trudem mogła uwierzyć, że to
wszystko, co się jej przydarzyło, to jednak nie sen, i że po obudzeniu nie
stwierdzi, że wraca sama do Neapolu, gdzie oczekuje na nią przerażona lady
Crowen. Myślała o swoim ukochanym, którego tak niedawno poślubiła.
Dzięki niemu wszystko przebiegło pomyślnie, bez żadnych przeszkód;
gotowa była uwierzyć, iż pomogło im przeznaczenie, w które zawsze tak
bardzo wierzył.
Od samego początku szejk bardzo nalegał, aby Vita odpoczęła, więc
kapitan Burton zaofiarował im apartament w konsulacie, przeznaczony dla
przybywających do Damaszku ważnych osobistości. Vita z ulgą przyjęła fakt,
iż nie musi przenosić się do domu Burtonów, gdzie trzeba byłoby
wysłuchiwać niezliczonych pytań, zadawanych przez panią Burton, i
zastanawiać się, jak na nie odpowiedzieć.
Zaprowadzono ją do chłodnej i przestronnej sypialni. Z radością
zauważyła tam stojącą na podłodze walizę, którą szejk znalazł w oazie, gdzie
trafił na swych ludzi, pobitych w czasie napadu Mazjadów. Ponieważ
ukochany kazał Vicie odpocząć, a ona nie chciała mu się sprzeciwiać, zdjęła
wspaniałą, bogato haftowaną suknię ślubną, w którą ubrały ją kobiety z
plemienia szejka.
Farasa, włożyła cienką koszulkę nocną i położyła się na ogromnym,
niskim jak otomana łożu, z licznymi draperiami z białego muślinu i obiciem
ozdobionym motywami arabskimi.
Natychmiast zasnęła, a kiedy się zbudziła, słońce już zachodziło i chłód
powietrza zwiastował nadchodzący wieczór. Okazało się, że gdy
wypoczywała, wszystko zostało już zapięte na ostatni guzik. Kiedy ubierała
się po kąpieli, pomyślała ze smutkiem, że nie ma niestety żadnej toalety,
którą mogłaby włożyć na dzisiejszą uroczystość. Wyjeżdżając do Damaszku,
zabrała ze sobą tylko jedną suknię wieczorową. Ponieważ występowała w
towarzystwie jako débutante, suknia byÅ‚a biaÅ‚a i niezbyt strojna. BaÅ‚a siÄ™
więc, że nie spodoba się w niej szejkowi.
Wkrótce zjawiła się Isobel Burton, ogromnie podniecona czekającą ich
uroczystością. Przywiozła Vicie piękny welon z brukselskiej koronki, w
którym kiedyś sama brała ślub.
O tej porze roku za pózno już było na kwiaty pomarańczy, ale zręczne
palce arabskich kobiet splotły wianek z maleńkich różyczek i innych białych
kwiatów tak, aby pasował do bukietu, który Vita miała trzymać w ręku.
Kiedy zstępowała po schodach, kierując się do miejsca, gdzie stał konsul
brytyjski oraz szejk i jego hiszpańscy przyjaciele, mężczyzni na jej widok
zaniemówili z wrażenia. Wyglądała niby cudowna, tajemnicza istota z
innego zupełnie świata. Wyraz uwielbienia malujący się na twarzy szejka
spowodował, że serce Vity zaczęło bić jak szalone, a kiedy spotkały się ich
oczy, przyciągnięte jakąś tajemną siłą, czuła się tak jak wtedy, gdy ją
całował.
Wszyscy ruszyli do kościoła, gdzie miała się odbyć uroczystość zaślubin.
Isobel Burton, sama będąc katoliczką, ogromnie się ucieszyła, że Vita
wezmie ślub katolicki. Msza nie trwała zbyt długo, ale była bardzo piękna.
Mały kościółek wprost tonął w kwiatach i Vita doskonale wiedziała, że to
był również pomysł szejka.
W pierwszej chwili prawie go nie poznała, ponieważ nie miał na sobie
stroju Beduina, w którym dotychczas zawsze go widziała. Teraz ubrany był
jak hiszpański dżentelmen. Przypuszczała, że pożyczy! ubranie od swego
kuzyna dona Jaime. Musiała przyznać, że prezentuje się jeszcze wspanialej
niż wtedy, gdy występował w tradycyjnych szatach arabskich.
Vita poczuła nagle dziwne onieśmielenie. Wiedziała, że to dlatego, iż
ukochany stał się teraz częścią tego świata, który zostawiła za sobą, kiedy
zdecydowała się tu przyjechać.
Na pustyni ona była częścią jego świata. Teraz, zupełnie nieoczekiwanie,
stali się sobie równi: kobieta i mężczyzna, oboje Europejczycy i oboje
mający za sobą podobną przeszłość.
Kiedy wygłaszali uroczyste słowa przysięgi po łacinie, niezmienne od tylu
wieków, Vita modliła się z całego serca, aby ukochany mężczyzna
zapomniał przy niej o goryczy i nienawiści, które zżerały go od tylu lat.
Pomyślała, że być może trudno mu będzie wrócić do dawnego życia.
Miała jednak nadzieję, że będzie mu w stanie pomóc. Wiedziała, że na swej
drodze mogą spotkać wiele przeszkód, ale wierzyła, iż gorąca miłość, jaką
żywili do siebie, wszystko pokona. Ich miłość nie miała w sobie nic
przyziemnego, a takie uczucie może pochodzić tylko od Boga.
Nasze religie mogą być różne - powiedziała sobie w duchu Vita. - Ale Bóg,
w którego wierzymy, jest ten sam, i jeśli mogę w ten sposób uszczęśliwić
ukochanego mężczyznę, zostanę katoliczką.
Kiedy o tym myślała, była pewna, że wszyscy bogowie są tacy sami i że
każdy człowiek wierzy w jakiegoś boga, a to, czy po śmierci idzie do nieba
chrześcijan, do mahometańskiego raju czy nevady buddystów nie ma w
końcu żadnego znaczenia. Ważne jest tylko to, że wszystkich łączy
poszukiwanie miłości, która rodzaj ludzki zbliża do Boga.
 Kocham cię! Kocham cię!" - chciała krzyczeć, gdy don Manuel wkładał
jej na palec obrÄ…czkÄ™.
Boże, spraw, aby nasza miłość była doskonała! - modliła się żarliwie,
kiedy ksiądz ich błogosławił.
Po ceremonii ślubnej wszyscy wrócili do konsulatu, gdzie wydano
wspaniałe przyjęcie. Vita jednak przez cały czas myślała tylko o mężczyznie,
który był u jej boku i do którego teraz należała.
Nie miała najmniejszego pojęcia, co jadła i piła. Miała wrażenie, że
wszystko dookoła otacza jakaś złocista, cudowna mgiełka, a kiedy przyjęcie
się skończyło i kapitan Burton odjechał wraz z żoną do swego domu pod
Damaszkiem, Vita udała się na górę, do sypialni, czując, że nadeszła chwila,
na którą od dawna czekała.
Nic więcej nie miało dla niej znaczenia.
Pozwoliła pokojówce, aby pomogła jej się rozebrać, po czym narzuciła na
koszulę nocną biały negliż i stanęła przy oknie. Pokój pogrążony był w [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtÄ…d nie uciekÅ‚)