[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ku. Na stoliku przy telefonie leżał fałszywy skarabeusz. Wzięła go do ręki i ścisnęła
mocno, jakby chciała sprawdzić jego realność. Po nocnym wypoczynku wydarzenia
poprzedniego dnia zdawały się jedynie snem.
Zamówiła śniadanie do pokoju i zaczęła planować swój dzień. Postanowiła
zwiedzić Muzeum Egipskie i przyjrzeć się eksponatom z epoki Starego Państwa, a
następnie wyruszyć do Sakkary, nekropolii stolicy Starego Państwa, Mennofer. Nie
miała zamiaru, w przeciwieństwie do pozostałych turystów, pędzić od razu do piramid
w Gizie.
Zniadanie nie było zbyt wyszukane: sok, kawałek arbuza, świeże bułeczki z
miodem i słodka arabska kawa. Podano je bardzo elegancko na balkonie. Podziwiając
odległe piramidy błyszczące w słońcu i płynący cicho Nil, Eryka poczuła przypływ eu-
forii. Dolała sobie kolejną porcję kawy i wyciągnęła przewodnik Nagela, otwierając go
na rozdziale poświęconym Sakkarze. Jeden dzień to stanowczo za mało na jej zwie-
dzanie, cały program wymagał więc kilku poprawek. Nagle przypomniała sobie o
przewodniku Abdula Hamdiego, który wciąż spoczywał na dnie jej płóciennej torby.
Ostrożnie otworzyła go i wbiła wzrok w imię i adres wypisane na okładce: Nasef
Malmud, 180 Shari el Tahrir, Kair. Pomyślała, jak okrutną ironią były ostatnie słowa
Abdula Hamdiego:  Sporo podróżuję i możesz mnie nie zastać w Kairze . Potrząsnęła
głową, zdając sobie sprawę, że staruszek miał rację. Czytając rozdział o Sakkarze,
zaczęła porównywać stary bedeker z nowym wydaniem Nagela.
Tuż nad jej głową czarny sokół zatoczył koło i rzucił się na szczura przemyka-
jącego po alejce.
Dziewięć pięter niżej Khalifa Khalil wsunął dłoń do wynajętego egipskiego Fia-
ta i wcisnął guzik zapalniczki. Cierpliwie zaczekał, aż wyskoczy ponownie. Wyprosto-
wał się, zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko. Był kościstym, dobrze zbudowanym
mężczyzną z ogromnym, orlim nosem, który nadawał jego ustom wyraz nieustannej
pogardy. Poruszał się z gracją dzikiego kota. Wpatrując się w balkon pokoju 932,
dostrzegł swą zwierzynę. Przez lornetkę widział Erykę dokładnie, a widok jej nóg
sprawiał mu wyrazną przyjemność. Zwietnie, pomyślał, zadowolony, że otrzymał tak
miłe zadanie. Dziewczyna przesunęła nogi w jego kierunku, więc wyszczerzył w
uśmiechu zęby; wyglądał teraz wyjątkowo przerażająco, gdyż jeden z jego przednich
siekaczy był złamany i przypominał ostry szpikulec. Khalifa w czarnym garniturze z
czarnym krawatem wielu osobom przywoływał na myśl wampira.
Khalil był niezwykłym szczęściarzem, a na niespokojnym Zrodkowym Wscho-
dzie nie groziło mu widmo bezrobocia. Urodził się w Damaszku, dzieciństwo spędził w
sierocińcu. W Iraku przeszedł szkolenie dla komandosów, ale zwolniono go, gdyż nie
potrafił współpracować z kolegami. Był pozbawiony wszelkich skrupułów. Był psy-
chopatą, mordercą, a liczył się jedynie z pieniędzmi. Khalifa zaśmiał się szczerze, kie-
dy pomyślał, że za  opiekę nad piękną, amerykańską turystką otrzyma tyle samo co
za przemyt karabinów AK przeznaczonych dla tureckich Kurdów.
Khalifa przyglądał się badawczo sąsiednim balkonom, lecz nie dostrzegł nicze-
go podejrzanego. Polecenie Francuza było proste. Miał chronić Erykę przed ewentu-
alną próbą zabójstwa i złapać napastników. Obrócił lornetkę i powoli lustrował ludzi
spacerujących brzegiem Nilu. Dobrze wiedział, że niełatwo jest chronić kogoś przed
strzałem z dużej odległości wymierzonym z dobrej broni. Nikt nie zwrócił jego uwagi.
Odruchowo przeciągnął dłonią po Steczkinie, półautomatycznym pistolecie ukrytym w
kaburze pod lewym ramieniem. Był jego cenną zdobyczą. Wcześniej należał do agen-
ta KGB, którego Khalil zamordował w Syrii na rozkaz Mosadu.
Khalifa patrzył na Erykę i nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek miałby ochotę po-
zbawić życia tak uroczą istotę. Przypominała dojrzałą brzoskwinię i przez chwilę za-
stanawiał się, czy Yvon miał na uwadze wyłącznie interes.
Nieoczekiwanie dziewczyna podniosła się, zebrała ze stolika książki i zniknęła
za drzwiami balkonu. Khalifa opuścił lornetkę i spojrzał na wejście do Hiltona. Za-
uważył jedynie długi szereg taksówek i zwykły ruch.
Gamal Ibrahim zmagał się z gazetą  El Ahram , próbując złożyć ją na pół. Sie-
dział na tylnym siedzeniu taksówki, która została wynajęta na cały dzień. Auto stało
na podjezdzie do Hiltona, tuż przed wejściem. Zamiar zaparkowania taksówki w tym
miejscu spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem portiera, który ucichł na widok
legitymacji Gamala wydanej przez Departament Zabytków. Na siedzeniu obok leżało
powiększone zdjęcie Eryki Baron. Gamal porównywał je z twarzą każdej kobiety wy-
chodzącej z hotelu.
Ibrahim miał dwadzieścia osiem lat. Mierzył niewiele ponad pięć stóp i nie na-
leżał do najszczuplejszych. %7łonaty, dwoje dzieci w wieku jednego roku i trzech lat.
Tuż przed uzyskaniem doktoratu w dziedzinie administracji publicznej na Uniwersyte-
cie Kairskim znalazł posadę w Departamencie Zabytków. Rozpoczął pracę w połowie
lipca, ale sprawy nie potoczyły się po jego myśli. Personel departamentu był tak licz-
ny, że on sam otrzymywał dziwaczne zadania takie jak na przykład to - śledzenie
Eryki Baron i relacjonowanie wszystkich jej posunięć. Gamal zauważył dwie kobiety
wsiadające do taksówki i szybkim ruchem podniósł zdjęcie. Nigdy wcześniej nikogo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)