[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przycisnął księgę do piersi.
- To jedyne zródło informacji o Bosque'u, który, jak mi to przed chwilą
wyjaśniłaś, nie może być
moim wujem. Tu może być wszystko, co muszę wiedzieć o tobie i twoim
gatunku. Chcę poznać twój
świat. Teraz jestem jego częścią.
- Nie. - Rozluzniłam uścisk na kierownicy. - Nie możesz być jego
częścią. Jesteś tylko
człowiekiem. Nie chcę, żeby stała ci się krzywda.
Ponieważ milczał, spojrzałam na niego. Przyglądał mi się, ale strach w
jego oczach zniknął.
- Tu nie chodzi tylko o mnie - powiedział. - Wygląda na to, że ty też nie
wiesz tyle, ile powinnaś
o tych swoich panach. O czarownikach, którzy rządzą światem.
Teraz ja zapatrzyłam się za okno.
- Dlatego tak bardzo chciałem ci pokazać tę książkę -ciągnął. -
Ciekawe, dlaczego użyli cytatu z
Hobbesa.
Spojrzałam na niego, śmiejąc się zimno.
- Nie użyli. To Hobbes ukradł tytuł czarownikom.
- Co? - Widziałam, że mi nie wierzy. Wzruszyłam ramionami.
- O ile mi wiadomo, w dawnych wiekach Opiekunowie czasami
zapraszali do siebie filozofów,
dla rozrywki. Trochę tak, jak królowie mieli na swoich dworach najby-
strzejsze umysły. Hobbes był
ich ulubieńcem.
Shay pochylił się, zaciekawiony.
- Aha.
- Opiekunowie lubili go tak bardzo, że powiedzieli mu o swoim świecie.
Zaproponowali, że go
nobilitują.
159
- Nobilitują?
- Uczynią jednym z nich. Tak jak przemienia się ludzi w Strażników.
Shay przekartkowat kciukiem książkę.
- To niesamowite.
- Ale wyznania Opiekunów go przeraziły. Był zbyt oddany idei ludzkiej
autonomii. Odrzucił ich
propozycję i zaczął pisać przeciwko nim.
- Chcesz powiedzieć, że Hobbes napisał Lewiatana, bo dostał psychozy,
jak się dowiedział o
czarownikach? -Ta rozmowa chyba nie szła mi najlepiej.
- Nie dostał żadnej psychozy. Raczej chciał się odegrać. A może to była
ekstremalna forma
wyparcia. Potępił w swoich książkach czary, bo nie potrafił się pogodzić
z rzeczywistością wojny
czarowników. I z tym, jaką władzę mają Starożytni na Ziemi.
Shay się skrzywił.
- I co mu zrobili Opiekunowie?
- Nic. Hobbes był jak ich ulubiony piesek, który nieładnie się zachował.
Tak traktują wszystkich
ludzi - wyjaśniłam. - Zresztą, może i coś mu zrobili. Zalazł im za skórę.
Postarali się, żeby jego
nazwisko było dla naszych plemion jak brzydkie słowo. Jego książki są
ocenzurowane, jak
widziałeś. Opiekunowie potrafią długo żywić urazę.
- Więc wojna każdego z każdym to wcale nie jest teoria społeczna?
Spróbowałam uśmiechnąć się ze współczuciem. Jego świat rozsypał się
na kawałki. Wiedziałam,
jakie to uczucie. Mój świat też już nie miał dla mnie sensu.
- Hobbes ukradł to zdanie, żeby prowokować Opiekunów w swoich
diatrybach o naturalnym
porządku społecznym. O ile wiem, ta księga, którą masz, to historia
świata. Naszego świata, nie
waszego. Wojna każdego z każdym to historia Starożytnych, wojny
czarowników.
- Jeśli to tylko historia, to dlaczego nie wolno wam jej czytać? - Kiedy
się odezwał, jego oddech
zmaterializował się w zimnym wieczornym powietrzu.
160
Zapaliłam silnik i ustawiłam ogrzewanie.
- Nigdy nie pytałam.
- I nie jesteś ciekawa?
Wpatrywałam się w deskę rozdzielczą, emitującą słaby blask. Kiedy
wreszcie spojrzałam na
Shaya, zaczął komicznie podrzucać książkę na kolanach, jak
zniecierpliwiony dzieciak.
- No chodz, przeczytajmy ją razem.
- To zakazane. Shay się nie wycofał.
- Właśnie dlatego jest interesująca. A poza tym jestem po uszy
zaplątany w wasz świat i nie
wiem dlaczego. Ty też nie wiesz. Może ta książka nam to wyjaśni.
Położyłam dłoń na jego piersi i pchnęłam go na drzwiczki.
- Posłuchaj mnie, Shay. Prawa w moim świecie są ostateczne, kary
surowe. Chyba już ci
mówiłam. Zakazane znaczy zakazane. Jeśli jakiś Opiekun się dowie, że
czytałam tę książkę, zabiją
mnie.
- Tak jak by cię zabili, gdyby wiedzieli, że uratowałaś mnie przed
niedzwiedziem?
- Właśnie tak. To równie poważna sprawa.
- Ci Opiekunowie to jacyś wzorowi obywatele. - Podstawił mi książkę
pod nos, sprawiając, że się
skuliłam i cofnęłam.
- Nie rób tak! - Oparłam zaciśnięte pięści na udach. Byłam zła, że czuję
się tak niepewnie.
Chciałam wiedzieć więcej o swoich panach, ale bałam się, że będzie
mnie to drogo kosztować.
Shay nakrył dłonią moją pięść i rozprostował zaciśnięte palce.
Zadrżałam, kiedy jego nadgarstek
musnął nagą skórę mojej nogi.
- Calla, w tej książce jest mapa jaskini i informacje, które mogą nam
pomóc.
Patrzyłam, jak jego palce głaszczą wnętrze mojej dłoni.
161
- Nikt nie może się dowiedzieć, że ją czytamy. Jego ręka
znieruchomiała.
- Czy ktoś ze szkoły chodzi do biblioteki publicznej?
- Nie. Wszyscy korzystamy ze szkolnej.
- Mnie się podoba biblioteka w Vail. Jest o wiele lepsza niż szkolna. W
szkole jest za dużo
tipsiar, które tylko plotkują i puszczają balony.
- Nie gardz plotkami. - Uszczypnęłam go w rękę. -Dzięki nim kręci się
świat.
- To fakt, niestety. - Roześmiał się cicho. - Możemy się dowiedzieć, co
jest w tej książce. Może
trochę to potrwa, ale razem damy radę ją przetłumaczyć.
- Ja nie mogę jej czytać - oznajmiłam, mocno splatając palce z jego
palcami. - Za bardzo się boję.
I jestem noga z łaciny.
- To ja mam odwalić całą robotę i po prostu ci powiedzieć, co tam jest?
Niezły plan, obiboku.
- Mimo wszystko mogę pomóc. Kiedy ty będziesz tłumaczył, ja
pozbieram materiały.
Poszukam informacji, które będą ci potrzebne, żeby zrozumieć treść.
Mogę też odpowiadać na
twoje pytania na temat naszego świata, wyjaśniać ci rzeczy, które będą
dla ciebie niezrozumiałe.
Pokiwał głową, chowając księgę Opiekunów do plecaka.
- To mi pomoże. Ale jak to zrobisz w tajemnicy? Myślałem, że nie wolno
wam się zadawać z
ludzmi.
Oparłam się o zagłówek.
- Właśnie otrzymałam nowe rozkazy, między innymi każą mi spędzać z
tobą więcej czasu.
Dokładniej, mam być twoim ochroniarzem.
Oczy zabłysły mu radośnie.
- To brzmi całkiem niezle. - Zatrzymałam jego dłoń, kiedy zaczęła
wędrować w górę po moim
udzie.
- I nadal muszę przestrzegać zasad.
162
- To twoje zasady, nie moje - zażartował, kiedy odepchnęłam jego palce
na siedzenie. - Biblioteka
jest otwarta do ósmej. Od poniedziałku do czwartku. Co prawda, mam
wielką ochotę urywać się ze
szkoły codziennie, ale pewnie będę nad tym siedział od czwartej do
ósmej, jak będzie otwarte.
Możesz się tam ze mną spotykać?
- Tak. Patrole mam tylko w niedziele. - Przygryzłam wargę, myśląc, że
właśnie zgodziłam się
zdradzić swoich panów.
- Zwietnie. Więc to jest nasz plan. - Na jego twarzy pojawił się
przebiegły uśmieszek. - Zacznę
jeszcze dzisiaj i może jutro będę miał dla ciebie jakieś pytania.
- Dzięki, Shay.
- Cała przyjemność po mojej stronie, wilczyco. - Wysiadł z dżipa, zanim
zdążyłam go walnąć.
15
Na naszym podjezdzie stal czarny grand cherokee. Zmarszczyłam brwi,
zastanawiając się, co SUV
Rena robi jeszcze pod naszym domem. Weszłam do środka i usłyszałam
minorowe akordy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)