[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i położyła dzieci.
Oczy przyzwyczaiły się już do mroku, widziała więc teraz, że dzieci leżały na
bezpiecznym posłaniu na dnie wąskich sań. Zaczęła zdrętwiałymi palcami manipulować przy
haftkach, ale dłonie wciąż odmawiały jej posłuszeństwa. W końcu szarpnęła tkaninę, haftki i
guziki oderwaÅ‚y siÄ™ i rozsypaÅ‚y po podÅ‚odze. Nagle Åshild przypomniaÅ‚a sobie o Bergljot.
Wielkie nieba! Jak mogła o niej zapomnieć? Deszcz wciąż padał, lecz grzmoty się
oddalaÅ‚y. Åshild ruszyÅ‚a ku wyjÅ›ciu i od razu natknęła siÄ™ na Bergljot. ChwyciÅ‚a jÄ… pod rÄ™ce,
wciągnęła do stodoły i opadła na podłogę tuż koło niej. Potem zamknęła oczy i oparła głowę o
zimną podłogę. Z rozkoszą wciągnęła w płuca swojski zapach koni, krów, zleżałego siana i świat
znów wydał się jej bezpieczny. Tutaj mogła odpocząć. Zdawało się jej, że podłoga kołysze się i
obraca, ale wcale się tym nie przejmowała, póki mogła leżeć w spokoju.
Pragnęła snu, ale usłyszała cichutkie popłakiwanie. Bliznięta. Czekają na jedzenie,
pomyślała, uśmiechając się nieznacznie. Ale chyba mogą trochę poczekać? Pośpi chwilkę.
Åshild nie otwieraÅ‚a oczu, lecz dudnienie deszczu o dach i chłód bijÄ…cy od podÅ‚ogi nie daÅ‚y jej
zasnąć.
- Muszę wstać. Dzieci! - Z najwyższym trudem podniosła się, trącając przy tym Bergljot,
która poruszała niespokojnie głową. - Wiem, wiem. Zimno. Ale zaczekaj trochę - szepnęła
Åshild bezbarwnym tonem.
Ból rozsadzał jej głowę, ale wstała i sięgnęła po końską derkę. Derka była ciężka, lecz
ciepła, więc przykryła nią Bergljot i ruszyła w stronę sań.
- Teraz się najecie - szepnęła prawie bezgłośnie. - Moje maleństwa.
- Åshild! - gÅ‚os Olego zabrzmiaÅ‚ jak salwa armatnia. Zmiertelnie przerażony Ole staÅ‚
przed zniszczonym przez płomienie domem i rozglądał się rozpaczliwie dookoła. Dom Kari,
choć ucierpiał znacznie podczas pożaru, to jednak nie spłonął doszczętnie. Najprawdopodobniej
deszcz ugasił ogień w porę i choć ściany były osmolone i wypalone, to jednak stały na swoim
miejscu. Ale gdzie jest Åshild, gdzie dzieci? Ole pobiegÅ‚ w kierunku spiżarni, lecz zawróciÅ‚ go
głos Pettera.
- Tutaj! W stodole!
Ole wpadł jak burza do stodoły i już w drzwiach stanął jak wryty. Na podłodze przy
saniach siedziaÅ‚a Åshild. Piersi miaÅ‚a obnażone, bluzka, caÅ‚a w strzÄ™pach, wisiaÅ‚a na niej
żałośnie. Głowę miała opartą o rzezbione brzegi sań, rozrzucone w nieładzie rude włosy przesła-
niały część twarzy. W ramionach trzymała dwa zawiniątka, Hannah-Kari i Knuta.
- Åshild? - Ole zbliżyÅ‚ siÄ™ ostrożnie do żony.
Oczy miała zamknięte, lecz na szczęście jej białe piersi unosiły się miarowo. Ole
przyklęknął i dotknął twarzy Knuta. Chłopiec miał ciepłą buzię i smacznie sobie spał. Podobnie
jak jego siostra. Ole przełknął ślinę i przetarł oczy dłonią. Ostatnio jakoś często zbierało mu się
na płacz. Nic jednak nie mógł na to poradzić.
- Åshild, wezmÄ™ teraz dzieci - powiedziaÅ‚ cicho, siÄ™gajÄ…c po maluchy.
Petter przejął od niego dwa zawiniątka i kołysał je niezgrabnie w swoich mocnych
ramionach. To wystarczyło, by spały dalej spokojnie. Ole tymczasem okrył piersi żony strzępami
bluzki. Gdy dotknął jej skóry, zorientował się, jak bardzo jest zmarznięta i zaczął ją masować
silnymi dłońmi. Petter podszedł do Bergljot.
- Åshild, sÅ‚yszysz mnie? - Ole odgarnÄ…Å‚ mokre wÅ‚osy z twarzy żony i wziÄ…Å‚ jÄ… na rÄ™ce. -
Burza się już skończyła. Zaraz napalimy w piecu, rozgrzejemy się.
Åshild ocknęła siÄ™ i zaczęła bardzo mocno drżeć.
- Zimno ci?
- Tak - szepnęła.
Ole rozejrzał się, szukając jakiegoś suchego miejsca, w którym mógłby ją położyć. Po
prawej stronie w stodole było pięterko, wypełnione suchym, świeżym sianem. Stała tam
drabinka z czterema szczeblami. Ole postanowił położyć żonę na wysuszonej trawie.
- Jesteśmy małżeństwem już od pięciu lat i jeszcze nie spaliśmy razem na sianie. Trzeba
to naprawić - zażartowaÅ‚, ukÅ‚adajÄ…c jÄ… ostrożnie. WiedziaÅ‚, że Åshild lubi jego poczucie humoru
w trudnych sytuacjach. - No i trzeba zdjąć z ciebie to mokre ubranie - dodał.
Przyklęknął koło niej i wsunął obie dłonie pod podartą bluzkę żony, żeby rozmasować jej
piersi. Potem przesunął ręce w górę i w dół. Nie spuszczał oczu z jej bladej twarzy i wydawało
mu się, że dojrzał błąkający się na niej uśmiech. Gdy rozcierał jej stopy, wyrwało mu się
dziękczynne westchnienie. Poczuł, że ogarnia go pożądanie, lecz wiedział, że nie pora na to.
Åshild i dzieci trzeba czym prÄ™dzej zanieść do domu. Ole przykryÅ‚ żonÄ™ swojÄ… kurtkÄ….
- Biegnę do domu, żeby rozpalić ogień w alkowie. Potem po ciebie wrócę. Dzieciaczkom
nic złego się nie stało. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtÄ…d nie uciekÅ‚)