[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tysiącem nowo odkrytych barw.
Ciałem Mac raz po raz wstrząsały dreszcze. Pot zalewał jej oczy. Umierała z
rozkoszy i ze zmęczenia. Chciała odpocząć i chciała też, by ta rozkoszna męka nie
miała końca. Dygotała w gorączce pod dotykiem rąk Cade'a. Płonęła w miłosnej
agonii.
Wpiła mu się palcami w ramiona i przyciągnęła go ku sobie, unosząc biodra w
niemym błaganiu o to, czego nie potrafili już sobie nawzajem odmówić.
Kiedy w nią wszedł, z ich ust jednocześnie wyrwał się jęk - wyraz ich
obopólnego pragnienia. Złączeni spletli palce. Cade unieruchomił ręce Mac ponad jej
głową i rozpoczął powolny taniec, przeznaczony tylko dla nich dwojga.
Nie mogła złapać tchu. Czuła zawrót głowy. Potęga przeżytej rozkoszy
pozbawiła ją sił i resztek świadomości. Leżała osłabła i oszołomiona.
Była zakochana!
Cade opadł na nią, całym swoim ciężarem wciskając ją w mięsisty dywan. Mac
nie czuła niewygody i nie chciała, żeby zmieniał pozycję. Gdyby na zawsze mogło
zostać tak, jak jest, czułaby się najszczęśliwsza.
W sennym oszołomieniu zarzuciła mu ręce na szyję i przymknęła oczy. Gdyby
mogli trwać tak bez końca albo jeszcze dłużej...
Wreszcie, w jakimś mrocznym zakątku jej mózgu, zakiełkowało ziarenko
energii. Poruszyła się i nabrała tchu.
- 145 -
S
R
- Pierwszą godzinę mamy już z głowy - powiedziała. - A co będziemy robić
przez pozostałe jedenaście?
Cade pomyślał, że najchętniej powtórzyłby raz jeszcze ten sam program. Ze
zdumieniem skonstatował, że czuł się jak widz na spektaklu, którego tematem było
jego własne życie.
Uniósł się na łokciach i z uśmiechem w oczach spojrzał na Mac - pasemka
mokrych włosów przykleiły jej się do czoła. Jego ciało znów upomniało się o miłość.
Czy to normalne? A może McKayla była czarownicą i rzuciła na niego urok?
Dotknął ustami jej skroni.
- Z czym ci się kojarzy słowo  bis"?
Gdyby ktoś ją o to spytał, gotowa była przysiąc, że jest do cna wyzuta z energii.
Jednak dotyk jego ust rozbudził drzemiącą w niej resztkę sił, napełniając jej ciało
niewymowną słodyczą.
- W tym przypadku ze słowem  brawo". Ale to już zależy od ciebie, bo to twoja
rola.
- Nasza - poprawił ją głębokim głosem, który wywołał w niej dreszcz. - Nasza.
Cade zaciągnął hamulec ręczny, ale wciąż siedział za kierownicą.
Zaparkowali przy krawężniku na jednej ze spokojnych uliczek, położonej
nieopodal dzielnicy willowej. Po obu jej stronach rosły okazałe, egzotyczne drzewa.
Wokół panowała cisza, przerywana jedynie śpiewem ptaków. Nie tak wyobrażali sobie
miejsce, w którym handluje się dziećmi.
Taylor zadzwonił do nich przed godziną i podał im adres, pod którym mieli się
spotkać z wybranym przez siebie dzieckiem, czyli Heather, a także matką
dziewczynki, z którą należało uregulować sprawy finansowe. Mac wzięła ze sobą
fałszywy czek, opiewający na sumę dwudziestu pięciu tysięcy dolarów. Zgodnie z
życzeniem Taylora, wystawiony był na jego kancelarię adwokacką.
Natychmiast po telefonie adwokata Mac i Cade wsiedli do samochodu i szybko
udali się pod wskazany adres, gnani panicznym lękiem, że jakaś nagła zmiana może
pokrzyżować im szyki i przynieść kolejne rozczarowanie.
- 146 -
S
R
Od chwili gdy odebrali telefon, Mac wypowiedziała może pięć słów. Siedziała
w samochodzie sztywna i wyprostowana jak żołnierz. Cade położył jej rękę na
ramieniu.
- Denerwujesz się?
- Jestem zbyt wściekła, żeby się denerwować - powiedziała, otwierając drzwi
wozu. Spojrzała na Cade'a. - Chcę działać, działać i jeszcze raz działać.
Co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Nie wątpił też, że jej gniew, raz
rozbudzony, mógł stanowić potężną siłę napędową. Na myśl o tym, że mógłby stać się
obiektem jej gniewu, uśmiechnął się sam do siebie i zatrzasnął drzwi.
- Muszę pamiętać, żeby ci się przypadkiem nie narazić. Przypomnij mi o tym,
dobrze?
- Dobrze. Możesz na mnie liczyć.
Mac nie spuszczała wzroku z małego, jednopiętrowego domku, do którego
skierował ich Taylor. Powiedział im, że należy on do pośredniczki. Przyjmowała pod
swój dach dziewczęta, którym powinęła się noga. Usypiała ich czujność na tyle, że
godziły się jej zaufać, a potem nakłaniała do podpisania aktów zrzeczenia się dziecka.
W przypadkach podobnych do tego, który przywiódł tu Mac i Cade'a, przechowywała
za słoną opłatą porwane dzieci do momentu adopcji.
Mac pomyślała, ze najchętniej własnymi rękami wyprułaby flaki tej kreaturze.
Wiele nowych rzeczy wydarzyło się w krótkim czasie, odkąd zaangażowała się
w poszukiwania Heather. Nigdy by nie przypuszczała, że może być zdolna do tak
intensywnych i różnorodnych uczuć, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych.
Podchodząc do drzwi frontowych, zadała sobie pytanie, kto będzie udawał
matkę Heather. Czy będzie to Shirley Lambert, czy ktoś inny z tej organizacji? Ile
aktorów i aktorek brało udział w tym przestępczym dramacie? Czy policja aresztuje
wszystkich? A może niektórym uda się wymknąć i znowu zaczną się mnożyć w
jakimś innym miejscu, jak wirus, którego nie zdołano zwalczyć do końca? Mac mogła
tylko mieć nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Kątem oka spostrzegła, że Cade rozgląda się wokoło. Był mocno
zaniepokojony.
- Co się stało?
- 147 -
S
R
Może nic, ale Cade miał złe przeczucia.
- Nigdzie nie widzę samochodu Taylora. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)