[ Pobierz całość w formacie PDF ]drzwi tak, jakby to nie było nic trudnego ani bardzo niebezpiecznego.
A co, nie mówiłem? zaśmiał się Gandalf. Pan Baggins potrafi więcej,
niż nam się wydaje.
Mówiąc to, rzucił hobbitowi spod krzaczastych brwi dziwne spojrzenie; Bilbo
71
zastanawiał się, czy aby czarodziej nie odgadł tej części jego historii, którą on wo-
lał przemilczeć.
Z kolei Bilbo zaczął wypytywać, bo wprawdzie Gandalf wytłumaczył już wszyst-
ko krasnoludom, lecz hobbit nic z tego nie słyszał. Chciał wiedzieć, jak się stało,
że czarodziej znalazł się w pieczarze goblinów między nimi, i dokąd teraz wszy-
scy razem pójdą.
Czarodziej, prawdę rzekłszy, nie miał wcale ochoty tłumaczyć po raz drugi swo-
ich sztuczek, powiedział więc hobbitowi tylko tyle, że zarówno on, jak i Elrond do-
brze wiedzieli o obecności złych goblinów w tej okolicy gór, lecz główna brama
goblinowych lochów wychodziła dawniej na inną ścieżkę, łatwiejszą do przebycie,
i tam często gobliny chwytały nocą pod swoimi wrotami zapóznionych podróż-
nych. Widocznie wszyscy zaczęli unikać tamtej drogi, gobliny więc przebiły sobie
wyjście na ścieżkę, którą obrały krasnoludy, a musiało to się stać dopiero w ostat-
nich czasach, skoro dotychczas ten szlak uchodził za najbezpieczniejszy.
Muszę się rozejrzeć wśród olbrzymów rzekł Gandalf może znajdzie się
któryś na tyle przyzwoity, żeby zablokować z powrotem to wyjście. Jeśli tego się
nie zrobi, nie będzie wkrótce w ogóle mowy o przeprawie przez góry.
Na krzyk Bilba czarodziej natychmiast zrozumiał, co się dzieje. Korzysta-
jąc z rozbłysku ognia, który zabił napastujące go gobliny, Gandalf skoczył przez
szczelinę w ostatnim momencie, zanim się zatrzasnęła. W ślad za poganiaczami
więzniów doszedł do wielkiej pieczary i ukryty w ciemnościach u jej progu, zrobił
najlepszy, jaki się dało, użytek ze swojej magii.
Trudna to była rozgrywka powiedział. Wszystko stawiałem na jedną
kartę.
Oczywiście Gandalf od lat ćwiczył się w sztuce czarowania ogniem i światłem
(przypominacie sobie chyba, że nawet hobbitowi utkwiły w pamięci magiczne fa-
jerwerki, które czarodziej urządzał u Starego Tuka na zabawach w noc sobótki.
Resztę historii już znamy, warto może tylko wyjaśnić, że Gandalf wiedział o dru-
gim wyjściu, zwanym przez gobliny dolną bramą, w którym Bilbo zostawił swoje
guziki. W gruncie rzeczy o tym wyjściu wiedział każdy, kto był trochę obznajomio-
ny z tą częścią gór, ale jedynie czarodziej mógł nie stracić głowy w lochach i po-
prowadzić całą kompanię we właściwym kierunku.
Zbudowali tę bramę przed wiekami rzekł Gandalf częściowo po to,by
mieć drogę ucieczki w razie potrzeby, a częściowo dla wypadów w krainę za góra-
mi, gdzie po dziś dzień gobliny grasują po nocach, czyniąc wielkie szkody. Strze-
gą wyjścia nieustannie, dlatego nie udało się dotąd nikomu zatarasować go gła-
zami. Po ostatniej przygodzie będą strzegły swoich wrót jeszcze czujniej za-
kończył ze śmiechem.
72
Wszyscy roześmieli się z nim razem. Koniec końców stracili wprawdzie dużo,
ale zabili Wielkiego Goblina oraz mnóstwo jego poddanych i uratowali się wszy-
scy, mieli więc prawo uważać, że jak dotąd zwyciężyli.
Czarodziej przywołał ich jednak do rozsądku.
Trzeba zaraz ruszyć dalej, skoro trochę już odpoczęliśmy rzekł. Setki
goblinów puszczą się za nami w pogoń, gdy noc zapadnie; patrzcie, już się cie-
nie wydłużyły. Gobliny potrafią wywęszyć ślad nawet w kilka godzin po naszym
przejściu. Przed zmierzchem musimy znalezć się o wiele mil stąd. Jeśli pogoda się
utrzyma, będzie świecił księżyc, a to dla nas bardzo pożądane. Co prawda gobli-
nom księżyc nie przeszkodzi, ale nam pomoże, rozjaśniając drogę.
Tak, tak odpowiedział na pytania, którymi zasypał go hobbit. W lo-
chach gubi się rachunek czasu. Dziś mamy czwartek, a schwytani zostaliśmy do
niewoli w noc poniedziałkową czy raczej przed świtem we wtorek. Przeszliśmy
wiele mil i dotarli do samego serca góry, teraz zaś stoimy po drugiej stronie gór-
skiego łańcucha. Udało nam się wspaniale skrócić drogę! Ale znalezliśmy się w in-
nym miejscu, niżby nas wyprowadziła ścieżka, o wiele dalej na północ; mamy
przed sobą kraj trudny i niebezpieczny. Przy tym wciąż jeszcze jesteśmy dość wy-
soko. A teraz w drogę!
Jestem okropnie głodny jęknął Bilbo uprzytamniając sobie nagle, że nic
w ustach nie miał od przedprzedwczorajszego wieczora. Nie macie pojęcia, co to
znaczy dla hobbita! %7łołądek miał pusty i zapadnięty, a nogi się pod nim uginały;
poczuł to dopiero teraz, gdy minęło napięcie.
Na to nie ma rady odparł Gandalf chyba że chciałbyś wrócić i grzecz-
nie poprosić gobliny, może ci oddadzą kucyka i bagaże.
Pięknie dziękuję, nie! rzekł Bilbo.
W takim razie musimy zacisnąć pasy i brnąć dalej; lepiej, bądz co bądz,
obejść się bez kolacji niż posłużyć goblinom za wieczerzę.
Bilbo w marszu wciąż rozglądał się pilnie, czy nie znajdzie się coś do zjedze-
nia, ale czarne jagody dopiero kwitły, orzechów tym bardziej jeszcze nie było ani
bodaj owoców na głogu. Skubnął tylko zdzbło szczawiu i popił wody z górskiego
potoczka, który przeciął im ścieżkę; niezbyt się tym pożywił.
Szli i szli wciąż naprzód. Górska ścieżka skończyła się wkrótce. Znikły zarośla,
wysokie trawy wśród głazów, kopce ziemi nad króliczymi norami, tymianek, szał-
wia, macierzanka i żółte skalne różyczki; wędrowcy znalezli się na szczycie roz-
ległego rumowiska, pozostałego widocznie po kamiennej lawinie. Kiedy zaczęli
schodzić w dół, spod stóp osuwały im się zrazu drobne kamyki i gruz, pózniej po-
toczyły się z łoskotem większe odłamki skalne, które spadając pchnęły inne, tak
że sunęły w dół w chmurze pyłu i z okropnym hukiem. Po chwili, jakby cały stok
73
nad nimi i pod nimi ruszył z miejsca, nasi wędrowcy, zbici w gromadę, zjeżdża-
li w dół w straszliwym zamęcie sypiących się, grzechoczących, huczących odłam-
ków skalnych i kamieni.
Uratowały ich drzewa rosnące u stóp rumowiska. Osunęli się na skraj sosno-
wego lasu wspinającego się po stoku; była to niejako przednia straż ciemnych,
gęstszych borów zalegających niżej położoną dolinę. Niektórzy objąwszy pnie
powyłazili na najniższe gałęzie, inni a między nimi mały hobbit znalezli za
drzewami schronienie przed kamiennymi pociskami. Wreszcie niebezpieczeństwo
minęło, lawina uspokoiła się, ostatnie już trzaski rozlegały się z rzadka, gdy naj-
większe z potrąconych głazów, podskakując i tocząc się, spadały między papro-
ciami i korzeniami sosen aż na dno doliny.
Zwietnie, to nam znów skróciło drogę rzekł Gandalf a nawet gobliny
tropiąc nasze ślady nie zdołają tędy zejść cichcem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl