[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie punkty w układzie sterowania?
 Uważam to za wysoce prawdopodobne.
 Kto mógł to zrobić, twoim zdaniem?
 Chyba tylko. . . ja!  uśmiechnął się Brian.  Nikt inny nie zna tak dobrze
układów sterowania. Jednakże ja nie mógłbym tego zrobić z dwóch co najmniej
powodów. Po pierwsze  nie musiałbym uciekać się do takich sposobów, mając
w zasięgu ręki awaryjne wyłączniki. Po drugie  bez znajomości wzajemnego
położenia, prędkości i przyspieszeń astrolotu i ścigającego obiektu, bez odpo-
wiednich przeliczeń, wykonanych przy użyciu komputera, nie zdołałbym okre-
ślić chwili, w której należy dokonać manewru, czasu jego trwania i kilku innych
danych, niezbędnych dla osiągnięcia tak znakomitego rezultatu.
Kamil dokładnie obejrzał wszystkie zakamarki wokół miejsca, gdzie stali.
 Dokąd prowadzi to przejście?  spytał wskazując na małe, zamknięte
drzwiczki w ścianie.
 Do sekcji napędu. To jest przejście ewakuacyjne, zwykle nie używane.
Gdy wracali  w kierunku wyjścia z sekcji automatyki, Kamil przez cały
czas milczał, przetrawiając jeszcze raz w myślach te nowe fakty, które niezbicie
potwierdzały jego przypuszczenie, lecz w dalszym ciągu nie przynosiły jasnej
odpowiedzi na pytanie: kto?
 Byłem już prawie pewien, że to Brian. Teraz jednak zaczynam wątpić. Ow-
szem, mógł to zrobić. Ale po co miałby zostawiać ślady w postaci nacięć kabla,
jeśli to samo osiągnąć można przez proste przełączenie na tablicy wyłączników?
Zaraz, zaraz. A jeśli te nacięcia miały być dowodem, że zrobił to ktoś inny?
Jeśli mają odwrócić podejrzenia od osoby Briana? Może dlatego tak skwapliwie
84
objaśnił mi, w jaki sposób ktoś mógł to zrobić bez jego udziału i bez jego wiedzy.
Stanowisko Briana niema bezpośredniego połączenia z komputerem. Jeśli jed-
nak istnieje wykryty przez Krystynę kabel łączący antenę zewnętrzną z wejściem
komputera, to któż może zaręczyć, że nie istnieją inne połączenia, dotychczas nie
ujawnione?
Komputer dysponował pełnym zestawem danych o locie nieznanego obiektu.
Kilka informacji, przekazanych maszynie, wystarczyłoby dla otrzymania precy-
zyjnych wskazówek dotyczących sposobu wykonania manewru.
Jednakże, to przecież nie Brian, lecz Piotr był najbardziej zaniepokojony po-
jawieniem się kosmicznego intruza. Wracając ze sterowni do sekcji napędu mógł
bez trudu, przez nikogo nie zauważony, dotrzeć przez awaryjne przejście do wiąz-
ki kabli, zwykłym scyzorykiem spowodować zwarcie przewodów i odkręcić za-
cisk w szafce obok (Piotr zawsze nosi drobne narzędzia w kieszeniach kombine-
zonu  jakieś klucze i śrubokręty). Ale czy można przypuścić, że zna na tyle
dokładnie całą automatykę?
A poza nimi dwoma, czy nie mógł tego dokonać ktokolwiek inny? W atmosfe-
rze emocji i podniecenia nikt nie patrzył na pozostałych, wszyscy śledzili przebieg
wypadków rozgrywających się w próżni poza statkiem.
Tylko Steve był wtedy przez cały czas w zasięgu mojego wzroku. Jego mogę
zdecydowanie skreślić z mojej listy. Dobre i to.
A jednak wciąż kołacze mi się po głowie historia z frigenitem. Do tego jeszcze
te dziwne zabawy Briana z wyładowaniami elektrycznymi. . . 
11
Kilka dni, następujących po odkryciu przez Krystynę dziwnych zjawisk
w komputerze, Kamil skwitował w dzienniku pokładowym zaledwie paroma zda-
niami. Podróż przebiegała bez zakłóceń, astrolot nabierał prędkości  we właści-
wym już kierunku, nie zdradzając skłonności do samodzielnych, nie kontrolowa-
nych manewrów.
Kamil podsumował sobie wszystkie nie wyjaśnione lub podejrzane zjawiska,
które wydarzyły się od chwili lądowania na planecie Kappa. A więc po pierwsze
 śpiączka, która unieruchomiła  kto wie, czy nie na zawsze  pięć osób,
w tym trzech astronautów z załogi obsługującej statek. Nie było to wprawdzie
tragedią dla wyprawy  ludzi tych można było w razie potrzeby zastąpić inny-
mi, z przetrwalników. Jednak, gdyby śpiączka epidemicznie rozprzestrzeniła się
wśród całej załogi, oznaczałoby to zagładę wyprawy.
 Czy naprawdę należy wiązać śpiączkę z pozostałymi wydarzeniami?  za-
stanawiał się teraz Kamil. Odrzucenie takiego powiązania ułatwiłoby uformowa-
nie pewnych hipotez, które Kamilowi błąkały się po głowie. Przecież gdyby zało-
żyć, że śpiączka wystąpiła jako zupełnie niezależne zjawisko, można by wszystko
inne wytłumaczyć działalnością zwykłego człowieka. Inna sprawa, że motywy
działalności tego człowieka pozostawałyby nadal największą i najistotniejszą nie-
wiadomą. . .
Rozstrojenie układów nawigacyjnych  to oczywisty dowód chęci skierowa-
nia wyprawy w inny rejon Galaktyki. Z punktu widzenia człowieka  posunięcie
najzupełniej bezsensowne. . .
Zniszczenie  przez dziwny  przypadek  antymaterialnego obiektu zagra-
żającego bez wątpienia astrolotowi świadczyć by mogło, że statek kontrolowany
jest przez kogoś, kto Kosmos i czyhające w nim niespodzianki zna o wiele le-
piej niż ludzie. Wreszcie  to zupełnie nie znane nikomu, bezcelowe na pozór,
połączenie komputera z antenami łączności zewnętrznej. Komputer odbiera, oczy-
wiście, a następnie analizuje sygnały docierające do astrolotu z Kosmosu. Są one
jednakże rejestrowane. Tymczasem połączenie wykryte przez Krystynę omijało
wszelkie bloki kontroli i rejestracji i umożliwiało nawet wpływanie przez kogoś
86
na decyzje wydawane przez komputer! Kamil polecił Krystynie, by przerwała to
połączenie w miejscu trudnym do znalezienia i próbowała wyśledzić, czy ktoś nie
będzie usiłował usunąć tego uszkodzenia.
Czego jeszcze należało spodziewać się w najbliższym czasie? Jakie nowe
przedsięwzięcia obmyśla teraz ten, kto realizuje nie odgadnione dla Kamila ce-
le? Kamil wyrobił sobie wewnętrzne przekonanie, że jeżeli cokolwiek jeszcze ma
zdarzyć się na tym statku, zdarzy się w czasie najbliższych tygodni. Przekonanie
to oparł na logicznym założeniu: jeśli ktoś z czuwającej aktualnie załogi rozpo-
czął realizację dywersyjnych planów, to musi się spieszyć. Gdy nastąpi zmiana
załogi, ten  ktoś zmuszony będzie spocząć w przetrwalniku. A gdy znajdzie się
tam, będzie zdany na łaskę dowództwa i  być może  do końca podróży po-
wrotnej nie zostanie zwitalizowany. Ten  ktoś musi zdawać sobie sprawę, że jest
w gronie podejrzanych.
 Wszystko to wygląda logicznie przy założeniu, że mam do czynienia z czło-
wiekiem  pomyślał Kamil, zamykając dziennik. Zbyt wiele mówiono mu kie-
dyś o możliwości spotkania obcych inteligentnych istot, by jego wyobraznia mo-
gła wyzbyć się przypuszczeń, że oto one właśnie objawiły się w astrolocie. Po-
szedł do kabiny wypoczynkowej, gdzie znajdowała się mała biblioteka, złożona
głównie z pozycji rozrywkowych. Przerzucił kilka tomów na półce, ale nie wybrał
niczego, co mogłoby go zainteresować. Odczuwał nieustanny niepokój, który nie
pozwolił mu zająć myśli sprawami obojętnymi.
Siadając w wygodnym fotelu w kącie czytelni, zauważył pozostawioną przez
kogoś cienką książeczkę w kolorowej okładce. Wziął ją do ręki i przekartkował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)