[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Do zobaczenia - odpowiedział Dumbledore i jego głowa znikła z płomieni.
Syriusz usiadł na krześle i po chwili przypomniał sobie, by zdjąć zaklęcie
dzwiękochronne. Siedział przez moment, usiłując usłyszeć Harry'ego - w końcu dobiegły
go odgłosy ruchu z pokoju chłopca i odprężył się.
Czuł się lepiej. Już nie jak niekompetentny głupiec albo paranoiczny idiota. Dumbledore
z pewnością potrafił sprawić, by tak się czuł, gdyby zechciał.
Potrafił też dotrzymywać nieprawdopodobnych obietnic. Jak do diabła zamierzał dokonać
"zabezpieczeń", by chronić Harry'ego w Hogsmeade, nie rujnując mu kompletnie dnia?
* * *
27 lipca
Snape myślał, że kiedy nadejdzie czas - o ile nadejdzie - będzie to przynajmniej trochę
bardziej ekscytujące; że będzie czuł ostry dreszcz wyczekiwania przebiegający jego
kręgosłup albo inne takie banały. Tymczasem był poirytowany i czuł spory ciężar na
żołądku. Zaproszenie Harry'ego - nie, jego wezwanie - nadeszło wczoraj, w szponach
własnej sowy Snape'a, która zdawała się nie tracić czasu i zaraz wróciła do sowiarni na
maksymalnej prędkości.
Spotkamy się w Hogsmeade jutro o trzeciej. Chcę się dowiedzieć o TB.
Na wspomnienie notki Snape cieszył się, że tu jest, choćby po to, by sprać smarkacza,
aż będzie miał dość. Być może Dumbledore pomiatał Snape'em i być może Czarny Pan
kiedyś pomiatał Snape'em, ale niech go diabli, jeśli da się pomiatać własnemu kochankowi,
zwłaszcza Harry'emu Potterowi. Postanowił nie iść, na przekór wściekłym protestom
33
SERIA HERBACIANA - część 6 O p ę t a n i e
własnego członka.
Do czasu gdy Dumbledore wziął go na słowo zaraz po tej kolacji i poinformował go w
przyjemny sposób, że Syriusz Black podrzuci Harry'ego Pottera do Hogsmeade jutro, z
wizytą u młodego George'a Weasleya. Wie, że Severus jest okropnie zajęty, oczywiście,
ale chciał prosić go o poświęcenie kilku godzin, by nadzorować tę wizytę. W końcu
Lestrange'owie byli na wolności, trzeba było chronić chłopca - a nie chcieli, by zgnił gdzieś
na wrzosowisku...
A Snape wiedział, że to prawda i że George Weasley nie zapewni Harry'emu żadnej
ochrony. Więc siedział tutaj, w Zwińskim Abie, niecierpliwie uderzając palcami o kontuar, z
kuflem piwa i pragnieniem, by wszyscy poszli do diabła. Jedyną łaską było, że nie musiał
spotykać tego kundla. Wspomnienie ich ostatniej rozmowy wciąż zapalało synapsy
wściekłością. Black, stojący pomiędzy Snape'em i Harrym jak jakiś przeklęty anioł stróż,
przybyły, by ocalić niewinne jagnię ze szponów mrocznej bestii. Gdyby wiedział choć
połowę. Ach, zobaczyć twarz Blacka, gdy dowiaduje się prawdy... byłoby niemal warto...
Spojrzał na zegar. Pięć po trzeciej. Black i Harry musieli już przybyć do Zonka za
pomocą Fiuu i Black prawdopodobnie wciąż tam jest, wymieniając uprzejmości. Jeśli Black
pójdzie gdzieś pózniej, to do Trzech Mioteł - Snape przypomniał sobie wzdragając, w jak
obrzydliwy sposób Black flirtował z Rosmertą jako uczeń. Ale nie przyjdzie do Zwińskiego
Aba. Zbyt blisko szumowin tej ziemi. Oczywiście.
A wtedy Snape pójdzie do Zonka "nadzorować" - bardziej wyrwać swego błędnego
kochanka ze szponów okropnego, rudowłosego Weasleya, który nie był w stanie zwieść
Snape'a ani na moment. Pamiętał, nawet jeśli Harry nie, scenę w korytarzu Hogwartu,
która była "dobrą zabawą"; pamiętał ten okropny Bal Walentynkowy, na którym Weasley
nie był w stanie trzymać łap przy sobie. Harry najprawdopodobniej tego nie zauważył,
przecież miał "umowę" z blizniakami Weasley. Cokolwiek to było; Snape nigdy nie nakłonił
Harry'ego, by mu powiedział. A Harry był ufnym głupcem. Ronald Weasley był może godny
tego zaufania, bo był zbyt tępy na perfidię. Ale blizniacy... Harry dobrze by zrobił, gdyby
nie ufał warunkom "umowy", jakąkolwiek poczynili.
Znów podniósł wzrok. Dziesięć po trzeciej; już czas. Wstał z krzesła.
- Wierzę, że mój pokój jest gotowy - powiedział staremu barmanowi, który obrzucił go
spojrzeniem spokojnych, ale przenikliwych, niebieskich oczu, po czym skinął powoli.
Zawsze wyglądał Snape'owi znajomo, który rozważał i pozbywał się różnych opcji, po czym
uznał, że to nie ma szczególnego znaczenia. - Wrócę za kilka minut - ciągnął Snape,
niepewny, po co wciąż mówi. - Muszę odebrać coś z miasta. - Barman znów skinął, a
Snape, czując się głupio, odwrócił się i wyszedł. Nikogo w Zwińskim Abie nie obchodziło, co
robią inni. To była część umowy.
Powoli szedł w kierunku głównej drogi. To był przyjemny dzień; niezbyt pochmurny i w
sam raz chłodny. Gdy Snape opuszczał Hogwart, Hagrid był w trakcie naprawiania swojego
dachu, a Sprout paplała przy śniadaniu o roślinach, jakie zamierza zasadzić. Hogwart i
Hogsmeade były tak bliskie, że Snape znał je lepiej, niż mogło się wydawać, ale dziś
wioska zdawała się inna. Być może było tak dlatego, że przez cały ostatni rok pozostawał
więzniem Hogwartu. Ile czasu minęło, odkąd opuścił jego teren? Być może zdawała się
inna, bo opuścił zamek, by popełnić grzech, który - dziś - nie był formalnie grzechem... ale
tylko formalnie. Harry był pełnoletni, a podczas wakacji nie był uczniem Snape'a. Choć
mieli inne plany...
Wchodząc na główną drogę z niepozornej alejki, Snape szybko rozejrzał się. Ani śladu
Syriusza Blacka ani - tak naprawdę - nikogo znajomego. Zupełną ulgą to nie było; wolał
już mieć Blacka w zasięgu wzroku, jeśli Black musiał być w pobliżu. Sklep Zonka znajdował
się na dole ulicy; Snape przeszedł na drugą stronę, nie zobaczył ani śladu Blacka w oknie,
więc zdecydował zaryzykować. Jeśli Black był tam, zawsze może powiedzieć, że został [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)