[ Pobierz całość w formacie PDF ]a nie miał mu już co rozpowiadać, począł o Baniucie.
Tak samo wprzódy jeszcze o Kunigasie swym mówił óiewczynie, która z niezmierną
ciekawością ciągle go potem dopytywała o niego.
Kobieta, Wierzenia
Jerzy, od óieciństwa chowany w surowej regule zakonnej, o kobietach mało co sły-
szał, a mniej ich widywał jeszcze. Wygnana z murów klasztornych niewiasta była wszakże
jednym z najulubieńszych przedmiotów dla kaznoóiejów, którzy piorunowali przeciw
niej, aby ustrzec od sideł i zrazić od wszelkiego z nią stosunku.
Mnisi Krzyżaccy mówili o niej często, gdyż rycerze w swych wyprawach na wszelkie
pokusy narażeni bywali, należało więc ich przeciw nim uzbroić. W kościele nasłuchał się
najwięcej Jerzy o kobietach, i to, co o nich wieóiał, najwięcej z tego zródła płynęło.
Niewiastę więc wyobrażał sobie jako istotę chytrą, przewrotną, wspólniczkę i po-
mocnicę szatana, czyhającą na człowieka i zbawienie jego, uposażoną czarownymi dary,
mającą siłę demoniczną i wóięk węża usypiającego wejrzeniem ofiarę. %7ływych niewiast
wióiał mało, bo go trzymano od óieciństwa wśród tych murów, do których przystęp im
był wzbroniony. Na obrazach w kościele święte i męczennice, naówczas najwięcej czczo-
ne: Barbara, Katarzyna, pokrewna Mistrza Ludera Zwięta Elżbieta, były dosyć wóięczne,
choć je ręka niewprawnych mistrzów kreśliła. Bogaroóica występowała surowa i smutna.
Z tych wszystkich pobieżnych wrażeń i wskazówek wyobraznia młodego chłopca stwo-
rzyła sobie coś óiwnego, óieląc całą płeć niewieścią na dwa zastępy: bohaterek świętych
i pomocnic szatana. Jerzy się niewiast obawiał i był zarazem ciekawym.
Kobieta, Obyczaje, SÅ‚owo
W opowiadaniach Rymosa, które pózniej przyszły, kobieta ze wspomnień poganina
wcale inaczej się przedstawiała. Była to wierna towarzyszka mężczyzny, jego pomocnica,
na której ramionach i ręku cały ciężar domowy spoczywał; wesołe óiewczę za młodu,
u zródła, z pieśnią na ustach, potem niestruóona gospodyni i macierz, gdy raz nad nią
pieśń weselną odśpiewano.
Urok jakiś miały dlań te litewskie niewiasty Rymosa, daleko większy niż niedostępne
święte obrazów kościelnych i straszliwe Dalile i Jezabele kaznoóiejów.
Nie tylko co do pojęcia tego rozmowy z Rymosem zachwiały Jerzym, lecz w ogóle
zamąciły w nim dawniej jasne relig3ne wyobrażenia i przyjęte prawdy chrześc3ańskie.
Tak samo jak kobieta litewska, tak i świat relig3ny Litwy walczył w nim z tym, który
wióiał z grodu krzyżackiego. Ku poganom ciągnęła go krew i przytępione wspomnienia
młodości; lecz i wielkie a jasne nauki ewangeliczne, do których się przywiązał, nie zdawały
mu się mniej ponętnymi.
Oba światy, jakkolwiek bojujące i sprzeczne, chciały się przejednać i pogoóić.
Bogowie Litwy, mieszkający wszęóie, spoufaleni z człowiekiem, w tysiącu ukazujący
mu się postaciach, zachwycali go; ale i ów Bóg jedyny który za świat cierpiał, krew
przelał i kazał przebaczać wszystkim, a nieprzyjaciół kochać jak braci, był jeszcze jego
Bogiem.
ze i ac k aszewski Kunigas 42
Ani się wyrzec tamtych nie chciał, ni tego, który przecież zwyciężał i panowanie swe
nad całym rozciągał światem.
Wątpliwości tylko roóiły się w umyśle Jerzego, gdy naukę Ewangelii, tak dobitną,
a wykrętnych tłumaczeń niedopuszczającą, porównywał z czynnościami sług Boga ukrzy-
żowanego, co na piersi znak Jego nosili. Komuż kiedy przebaczyli Krzyżacy? kogóż oni
jak braci kochaliG
Ta óikość sług niepojętą była dla Jerzego, gdy myślał o Panu ich. Przychoóił do
óiwnych przypuszczeń i tłumaczeń.
Inne więc było prawo, a życie inne?
Z tych dum óiecinnych w końcu powstawało zwątpienie i obojętność; nie chciał
myśleć o tym, czego zrozumieć nie mógł.
Dawniej gorliwy do modlitwy, Jerzy począł ją zaniedbywać. Z nauką języka, pieśni,
z opowiadaniami o obyczajach, które óiwnym sposobem zdawały się mu jakby przypo-
mnieniami rzeczy dawniej znanych i wiadomych przyszła coraz gorętsza miłość Litwy,
ciekawość jej, żąóa powrócenia do swoich.
Lecz zdawało się to zupełnym niepodobieństwem.
Ani Rymos, ani Jerzy nie znali zupełnie kraju, dróg, sposobów, jakimi by się wykraść
stąd można. Przychoóący teraz do nich Szwentas, który się rozmiłował w Kunigasie
i pragnął mu dopomóc, choćby największą ze swej strony ofiarą, wzdychał, ciągle powta-
rzając, że nie ma możności wyrwania się z rąk krzyżackich.
Robiono najzuchwalsze, najóiwaczniejsze plany; wymyślano niedorzeczne, jakby z ba-
jek zapożyczone sposoby ucieczki: ale Szwentas na wszystkie trząsł głową i pogardliwie
spluwał.
Rymos, gdy sami byli, zabawiał Jerzego i uczył go tego, co mu Baniuta, daleko więcej
umiejąca i pamiętająca, powiadała.
Ciągle rozpowiadając i malując tę Baniutę, chłopak w końcu do najwyższego stopnia
rozbuóił ciekawość młodego Kunigasa. Zaspokoić jej nie było podobna.
Szpitalnik, który bacznym okiem śleóił symptomata choroby młoóieńca, dostrzegł
w nim łatwo pewne zmiany na lepsze. Jerzy był wprawóie niespokojny, rozgorączkowany,
nie swój; lecz siły wracały, życia w nim było trochę, chociaż chorobliwego.
Sylwester wolaÅ‚ to niż apatiÄ…y ³ dÅ‚ugÄ…, której siÄ™ nade wszystko obawiaÅ‚. Za pierwszÄ…
raząy t , gdy Bernard go spytał o stan Jerzego, powieóiał mu stanowczo:
Choroba przesilać się zdaje, jest w niej zmiana, a to już wiele. Trzeba teraz myśleć,
jak zapobiec, aby licho nie powróciło. Przeszłe życie, zbyt surowe dla tak młodego wieku,
było przyczyną choroby, to nie ulega wątpliwości; radzcie nad tym, co z nim zrobić.
Starym na groóie spoczywać w tych murach dobrze, młodemu w nich rosnąć
ciasno.
Nic nie odpowieóiał Bernard, bo bez rozmysłu nic nie poczynał; lecz widać było, że
rady nie lekceważył.
Właóy miał dosyć, aby rozporząóać Jerzym. Wystąpienie Wielkiego Mistrza Lu-
dera i publicznie dana nagana Bernardowi okazały się zaraz nazajutrz tylko politycznym
obrotem nowego naczelnika Zakonu.
Rano posłał Luder kompana swojego po Bernarda. Posłuszny, poszedł on natych-
miast, karność zakonną wysoko szacując i z niej się nie chcąc wyłamywać.
Spoóiewał się może od Mistrza we cztery oczy nowego, a surowszego napomnienia;
znalazł go łagodnie usposobionym.
Ten, wczoraj tak nieubłagany, Luder, pozdrowił go uprzejmie i drzwi swej celi za-
mknął, aby ich nie słuchano.
Bracie Bernaróie rzekł jesteście filarem Zakonu, znacie potrzeby jego i naj-
lepiej wiecie, jak się u nas wszystko rozprzęga. Padliście wy ofiarą za innych, acz niewinną.
Musiałem was, co macie zasługi i powagę, strofować i karcić za pozorną samowolę, abym
innych właóę moją szanować nauczył. Tłumaczę się wam, bo nie chcę, abyście mnie
mieli za człowieka niesprawiedliwego.
y ³a a i óiÅ› forma B.lp r.ż.: apatiÄ™.
y t a i s a (daw.) óiś: za pierwszym razem.
ze i ac k aszewski Kunigas 43
Zrozumiecie, com uczynił i dlaczego. Ja na was pokładam naóieję, że tak jak za
poprzedników moich służyć sprawie Zakonu bęóiecie przy mnie.
Wiele zwolnionej reguły potrzeba w ścisłe wziąć karby. Nie lękam się ja losu Orselena,
ani noa mordercy; życie moje w ręku Boga; a gdyby była potrzebna krew, dla czegóż
bym jej przelać nie miał? Lękam się czego innego: krnąbrności i lekceważenia tej samej
starszyzny, która mnie wybrała, nie dla moich zasług, ale dla imienia& a ufa óiś, że się
wywóięczę bezkarnością-%
Wy, skromny pracowniku dodał, wyciągając rękę do Bernarda pomagajcie mi,
ale nie okazujcie, iż jesteśmy z sobą zgodni i w zmowie.
Gdy tak mówił Mistrz Luder, rysy jego twarzy, wczoraj tak nic nieznaczące i pospolite,
rozjaśniły się rozumem i zapałem, z którymi ukrywać się zdawał dla ogółu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl