[ Pobierz całość w formacie PDF ]akt. W żaden jednak sposób nie mógł zrozumieć, dlaczego jego odkrycie ma być tym
cudownym kluczem pozwalającym na rozwiązanie dotychczas skomplikowanej sprawy.
Narada u pułkownika trwała przeszło godzinę. Szef służby śledczej wysłuchał majora,
jednak nie podzielał w stu procentach jego punktu widzenia.
- To jeszcze jedna hipoteza - powiedział - choć przyznaję, że skonstruowana bardzo
logicznie i oparta na dowodach dostarczonych przez śledztwo. Niemniej to tylko hipoteza.
Gdybym był prokuratorem, to przy tych podstawach nie dałbym wam jednak sankcji na
aresztowanie sprawcy. Gdybyście nawet znalezli takiego ryzykanta, który sporządziłby akt
oskarżenia przeciwko waszemu podejrzanemu, to każdy sąd by go uniewinnił. Adwokat -
obrońca oskarżonego - zadałby jedno krótkie pytanie: Gdzie są pieniądze i biżuteria?
- Panie pułkowniku, wiem, gdzie złodziej schował swoje łupy. To znaczy nie potrafię
wskazać schowka, ale wiem, gdzie go szukać. Sądzę, że bez żadnego trudu w ciągu paru
godzin odnalazłbym i pieniądze, i biżuterię.
- Proszę bardzo - uśmiechnął się pułkownik. - Nie mam nic przeciwko temu.
- Z pewnych względów nie chcę w tej chwili tego robić. Doskonale orientuję się, że
jakkolwiek poszlaki są poważne, nie wystarczają do aresztowania przestępcy. Znajdą się
jednak i murowane dowody. Jestem tego pewien.
- Niepoprawny optymista - roześmiał się pułkownik. - Dobrze, róbcie, co uważacie za
stosowne. Daję wam wolną rękę. Ale pamiętajcie, jeśli się zbłaznicie...
- Nie ma strachu, panie pułkowniku - odpowiedział Szpotański opuszczając gabinet
przełożonego.
Wracając do siebie nadal miał minę człowieka bardzo z siebie zadowolonego.
- No jak tam? - zapytał podporucznika po powrocie do swojego pokoju. - Wszystko
już jasne?
- Gdzie tam - odpowiedział Adamczewski. - Przeczytałem akta od A do Z i jestem
nadal ciemny jak tabaka w rogu. Może jednak pan major uchyli przede mną rąbka tajemnicy?
- Przyjdzie na to czas - Szpotański odpowiedział swojemu pomocnikowi słowami
popularnej piosenki i zabrał się do pisania.
- Wiecie co, poruczniku - odezwał się po chwili - żeby rozproszyć resztę waszych
podejrzeń wobec elektryka, Piotra Gałeckiego, zrobimy wizję lokalną w wagonie pocztowym.
Sprawdzimy, czy rzeczywiście stojąc na korytarzu monter mógł widzieć jedynie kawałek
stołu i leżącego na podłodze Mazurka i czy zgubiony papieros akurat znajduje się w miejscu,
gdzie mniej więcej, według swoich zeznań, stał kolejarz. To się zresztą pózniej przyda i
prokuratorowi do sprawy. A poza tym trzeba w końcu zwolnić ten ambulans. Dyrekcja Poczty
i Telekomunikacji zwracała się już oficjalnym pismem w tej sprawie do KG MO. Dlatego
zrobimy wizję lokalną i jednocześnie załatwimy formalności z ponownym przekazaniem
wagonu Poczcie.
- Kogo zawiadomimy?
- Wszystkich trzech pocztowców, dyżurnego ruchu i naczelnika stacji z Koluszek oraz
porucznika Banasia z tamtejszej Komendy Powiatowej MO. Tylko oni widzieli, gdzie
znajdowali się pocztowcy w momencie otworzenia drzwi do ambulansu.
- Tam był jeszcze milicjant oraz sokiści i kilku kolejarzy. Ich też wezwiemy?
- To już dla nas nieważne. Tych trzech wystarczy. Zawiadomcie wszystkich, aby jutro
o trzeciej zebrali się przed tym wagonem. Wezwiemy też przedstawicieli zarówno Poczty, jak
i Kolei. Będzie tam i dla was robota.
- Jaka?
- O tym dowiecie się na miejscu - odpowiedział tajemniczo major.
W ciągu następnych godzin major Szpotański był bardzo czynny. Najpierw nadał
kilka pilnych telefonogramów, między innymi do Szpitala Wojewódzkiego w Aodzi, do
Koluszek i Katowic. Z kolei udał się na Dworzec Główny, gdzie wydawał instrukcje
kierownikowi miejscowego komisariatu kolejowego. Następnie pojechał do Ministerstwa
Komunikacji. Stamtąd, po rozmowie z dyrektorem departamentu ruchu i po otrzymaniu od
niego odpowiedniego pisemka, zajrzał jeszcze na ulicę Wileńską do Dyrekcji PKP. I tutaj
narada zakończyła się pełnym porozumieniem, chociaż początkowo pewien urzędnik
kolejowy nie mógł pojąć, czego oficer milicji od niego żąda.
Dopiero przed samą trzecią Szpotański wrócił na Ksawerów. Na stole w swoim
pokoju zastał już odpowiedzi na wysłane telefonogramy. Sądząc po minie oficera milicji, gdy
opuszczał on póznym wieczorem gmach Komendy Głównej MO, wiadomości musiały być
pomyślne.
Nazajutrz po południu mała grupka osób zebrała się przed ciągle stojącym na ślepym
torze wagonem pocztowym. Przybyli przedstawiciele Dyrekcji Kolei, naczelnik urzędu
pocztowego Warszawa 2 i dwóch panów z Dyrekcji Poczty. Z Koluszek przyjechała cała
trójka: naczelnik stacji, dyżurny ruchu i porucznik Banaś. Byli także i trzej ówcześni
delikwenci: Zygmunt Bagiński, Karol Olszak i Stanisław Mazurek. Milicję reprezentował
major Szpotański wraz z fotografem. Był też obecny kierownik komisariatu kolejowego MO.
- Jak tam sprawa? - interesowali się przedstawiciele Poczty.
- Bardzo ciężka - odpowiedział major. - Przyznam się, że właściwie nie ruszyliśmy z
miejsca. Szukamy wszędzie, jednak jest to błądzenie po omacku. Złodziej nie pozostawił
żadnych śladów. Jesteśmy pewni, że była to afera szpiegowska, a kradzież pieniędzy i
biżuterii służyła za zasłonę dymną. Skradziono plany motorów do czołgów. W sąsiednim,
sypialnym wagonie jechało kilku dyplomatów. Prawdopodobnie jeden z nich albo sam się
włamał do ambulansu, albo odebrał od szpiega interesujące go plany i wywiózł za granicę.
Niestety na to nie ma rady. Obawiam się, że Poczta będzie musiała płacić.
- No, nie my, lecz ubezpieczenia. Wszystkie przesyłki pocztowe są ubezpieczone.
Dajcie nam oświadczenie pisemne, a zlikwidujemy całą historię. Poszkodowani nieustannie
się o to dopominają.
- Na razie nie umarzamy jeszcze sprawy. Ale jeżeli w ciągu trzech miesięcy niczego
nie wykryjemy, trzeba będzie to zrobić. Obecnie chcemy chociaż zadość uczynić
formalnościom - dokonać wizji lokalnej i protokolarnie zwolnić wagon. A zatem przystąpmy
do rzeczy.
Major osobiście zdjął pieczęcie na nowo założone po nie-; udanej próbie włamania i
otworzył drzwi do wagonu pocztowego. Zwracając się do wszystkich zebranych powiedział:
- Panowie, zanim zwolnimy wagon i zwrócimy go Poczcie, musimy dokonać jeszcze
pewnej drobnej formalności śledczej - wizji lokalnej. Posiadamy fotografie wnętrza wagonu,
tak jak wyglądał on po zabraniu stamtąd chorych. Potrzebne nam są jeszcze zdjęcia
obrazujące, w jakim położeniu znajdowali się trzej pocztowcy w momencie przybycia
pociągu do Koluszek, wtedy gdy przez otwarte okno zauważono, że z obsługą ambulansu jest
coś nie w porządku. Panowie Mazurek, Olszak i Bagiński będą uprzejmi wejść do środka, a
porucznik Banaś i dwaj przedstawiciele stacji Koluszek postarają się ich uplasować w
identycznych pozycjach, w jakich widzieli ich tamtej nocy. Porucznik Banaś jako fachowiec
w tych sprawach niech ustawia pocztowców, pozostali zaś dwaj panowie skorygują jego
pracę, gdyby okazało się, że popełnia błędy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl