[ Pobierz całość w formacie PDF ]Właśnie uniósł rękę, by owinąć twarz kapturem, kiedy Rohde odpadł. Forester
usłyszał słaby okrzyk i dojrzał bezkształtną sylwetkę walącą się na niego ze
zgiełkliwego piekła w górze. Chwycił linę, obrócił się i wbił nogi głęboko w
śnieg, gotów przyjąć uderzenie. Rohde przetoczył się obok niego na łeb na szyję
i zaczął ześlizgiwać się w dół zbocza. Nagle został gwałtownie zatrzymany.
Szarpnięcie liny omal nie zwaliło Forestera z nóg.
Forester nie popuszczał, dopóki nie uzyskał pewności, że Rohde już dalej się nie
zsunie. Dostrzegł, że się porusza, potem przekręca i siada, a wreszcie zaczyna
masować nogę.
- Miguel, nic ci się nie stało?! - wrzasnął. Zaczął schodzić.
Rohde podniósł twarz i Forester ujrzał, że każdy włosek jego kilkudniowego
zarostu pokryty jest szronem.
- Noga - powiedział Rohde. - Zraniłem się w nogę.
Forester pochylił się nad nim, wyprostował mu nogę i obmacał ją. Nogawka była
rozdarta. Wsunął dłoń pod materiał i poczuł lepką wilgotność krwi. -Nie jest
złamana, ale nielicho ją pokiereszowałeś - stwierdził po chwili.
167
- Tam na górze jest strasznie - powiedział Rohde z twarzą skrzywioną grymasem
bólu. - Nikt nie zdoła tego sforsować... nawet przy dobrej pogodzie.
- Jak daleko sięga skała?
- Nie widziałem końca, ale w ogóle widziałem niewiele. - Przerwał. -Musimy
wrócić i spróbować z drugiej strony.
Forester był przerażony.
- Ale po drugiej stronie jest lodowiec. Przy takiej pogodzie nie zdołamy go
przebyć.
- Może po tej stronie lodowca również jest przyzwoita droga - powiedział Rohde.
Odwrócił głowę i spojrzał ku skałom, z których spadł. - Jedno jest pewne: ta
jest nie do przejścia.
- Potrzebujemy czegoś do obwiązania tej nogawki - rzekł Forester. -Nie jestem w
tych sprawach specjalistą, ale nie sądzę, by odmrożenie skaleczonego ciała mogło
wyjść na dobre.
- Mój tobołek - powiedział Rohde. - Pomóż mi.
Forester pomógł mu zdjąć bagaż, wysypał jego zawartość na śnieg, a następnie
porwał kawałek koca na pasy, którymi obwiązał mocno nogę Rohdego.
- Mamy coraz mniej sprzętu - powiedział niewesoło. - Mogę trochę tego towaru
upchnąć po kieszeniach, ale nie będzie tego wiele.
- Wez prymus i naftę - rzekł Rohde. - Skoro musimy dojść do lodowca, może
znajdziemy chroniący przed wiatrem nawis, gdzie da się zrobić jakieś ciepłe
picie.
Forester wsunął do kieszeni butelkę nafty i garść kostek rosołowych, a potem
przerzucił przez ramię uwiązaną na kawałku kabla kuchenkę. W tym czasie Rohde
usiadł; skrzywił się z bólu. Zaczął przeczesywać śnieg rozczapierzonymi palcami.
- Czekan - powiedział gorączkowo. - Gdzie jest czekan?
- Nie widziałem go - odparł Rohde.
Obaj wbili wzrok w rozwirowaną w dole szarą ciemność. Rohde poczuł w żołądku
nagłą pustkę. Czekan był bezcenny; bez niego nigdy nie zaszliby aż tak daleko.
Wątpił, czy bez niego zdołają dotrzeć na przełęcz. Spojrzał niżej i ujrzał, że
jego dłonie trzęsą się nieopanowanie. Wówczas zrozumiał, że dociera do kresu
swych sił - tak fizycznych, jak i psychicznych.
Forester poczuł nowy przypływ ducha.
- No i co z tego? - powiedział. - Ta cholerna góra robiła wszystko, co mogła,
żeby nas wykończyć. I jak dotąd - bez powodzenia. Przypuszczam, że jej się nie
uda. Skoro doszliśmy aż tu, zdołamy przejść resztę drogi. Do przełęczy zostało
niecałe dwieście metrów, dwieście parszywych metrów, czy słyszysz Miguelu?
Rohde uśmiechnął się ze znużeniem.
- Ale znów będziemy musieli tracić wysokość.
168
- No to co? To po prostu jeden ze sposobów nabierania prędkości. Tym razem ja
poprowadzę. Do miejsca, gdzie skręcaliśmy, mogę iść po naszych śladach.
Ogarnięty takim niewytłumaczalnym i nieracjonalnym optymizmem Forester schodził
na dół z kuśtykającym za plecami Rohdem. Stwierdził, że marsz po śladach jest
zupełnie łatwy, szedł po nich nawet wówczas, gdy biegły krętą linią. Nie bardzo
ufał swoim umiejętnościom tropiciela i wiedział, że raz zgubiwszy ślad, w tej
zamieci już nigdy go nie odnajdzie. Jak się okazało, w miejscu, gdzie odbili w
prawo, szlak był prawie niewidoczny, wiatr niemal całkowicie zasypał go
puszystym śniegiem.
Przystanął i poczekał na Rohdego.
- Jak tam noga?
Rohde uśmiechnął się, co wyglądało raczej jak grymas.
- Przestała boleć. Jest odrętwiała z zimna i bardzo sztywna.
- Więc ja będę przecierać szlak - powiedział Forester. - Ty lepiej przez jakiś
czas odpuść to sobie. - Uśmiechnął się, czując sztywność swoich policzków. -
Możesz używać liny jak uzdy: jedno szarpnięcie - iść w lewo, dwa szarpnięcia - w
prawo.
Rohde milcząco przytaknął i ruszyli dalej. Rychło Forester przekonał się, że
marsz po dziewiczym śniegu jest znacznie trudniejszy, zwłaszcza że nie miał
czekana, którym mógłby badać teren przed sobą. Wcale nie jest tu tak zle,
pomyślał, nie ma żadnych rozpadlin, ale rzecz stanie się diablo ryzykowna, jeśli
będziemy musieli przeciąć lodowiec. Mimo trudów wędrówki, psychicznie czuł się
znacznie lepiej niż dotąd. Obowiązki przewodnika utrzymywały go w stanie
czujności i mobilizowały do pracy jego rozsychający się umysł.
Odnosił wrażenie, że wiatr nie jest już tak silny i miał nadzieję, że niebawem
ucichnie. Od czasu do czasu, zresztą zgodnie z instrukcją Rohdego, odbijał w
lewo lub w prawo, jednak za każdym razem głębokie zaspy zmuszały go do powrotu
na dotychczasowy szlak. Wreszcie, nie znalazłszy dogodnej drogi na przełęcz,
dotarli do labiryntu lodowych bloków.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl