[ Pobierz całość w formacie PDF ]przybliżały kosmaty policzek
do jej dłoni błękitnych od chłodu
i wznosiły nozdrza mokre i czarne,
jakby w piersiach jej przeczuły sarnę.
Widział Tytan Zwiatłołunę i pokochał,
rzucił stada gór lodowych i gromów
i co rano przed płynącym lasu domem
dzwonił pieśni na wydętych wiatru konchach,
aż z przestrzeni taki żal wywabił,
że na liściach osiadało łzami.
Tylko z dali ryczały porzucone lodowce
przystanąwszy w zasłuchane stada
i skręcone orkany jak owce
pobekując zawisły w powietrzu,
nawet ostre pociski deszczów
zwisły z nieba stanęły nad ziemią,
w kręgi pieśni zasłuchane niemo.
194
Tytan grając śpiew smutny w ciszę długo snuł,
jakby ciemną nicią żalu niebo rozciął wpół:
Szybują bąki wiecznych burz
chmurami w dół, chmurami w głąb.
Spadają deszcze szklanych róż
pośród mosiężnych wiatru trąb.
Widziałem w twoich oczach las
wiodący sarnim rytmem w świat,
gdzie zamyślone ryby gwiazd
nad nawałnicą lat.
Uchroń mnie lotem swoich rąk
jak białych ptaków snu
od wędrujących za mną łąk,
od wędrujących gór.
Szybują burze, w burzach drży
mój własny grozny krok.
O, schroń mnie w namiot swoich snów
przed stalą moich rąk".
Wyszła wtedy Zwiatłołuna na brzeg światła,
pół się śmiejąc, pół po wietrze ręką wodząc
jak po grzbiecie zbudzonego pieśnią bawoła,
i uniosła smutne oczy jak lecących chmur zwierciadła,
jak jaskółki zabłąkane pózną nocą
w wirujących planet kołach.
Pół się śmiejąc, pół śpiewając zawołała,
jakby strumień ciepłym altem w niebo lała:
Jakże ty mnie chcesz, Tytanie, kochać,
zadumaną w moich białych potokach?
Jakże chcesz mnie w mocne dłonie uchwycić,
kiedy nie wiesz, czy to ja, czy moje odbicie?
Bo ja jestem na wpół prawdą, na wpół ciszą,
jakby liście, co w powietrzu zanim spadną wiszą.
Boję ja się twoich gór tętentu,
twoich wichrów jak lecące zwierzęta.
Kiedy rykną twe lodowce lawiną,
moje oczy znikną w liściach, w kwiaty się rozpłyną.
Za wysoka będzie miłość z tobą,
kiedy ty masz zamiast serca obłok".
Za wysoko było podjąć płacz z tej nuty,
gdzie go piersi wyrzuciły ponad przestrzeń,
195
gdzie go taki lodowaty wylał smutek,
aż zamarzły nieruchomo wszystkie ptaki na wietrze.
Tylko z powiek Tytanowi łabędz spłynął
zamiast łzy i w chmurach zginął.
VI
Dudniły rzeki po zboczach. Pełzały żółtym płomieniem
ogniska ludzi w dolinach, kiedy się do snu kładli
nic nie widzący powyżej, niż biegły z ognisk cienie,
nie szukający ponad to, co już od dawna odgadli.
Ryczały krowy mleczne i rogi nurzały w senność,
a ptaki spały mocno jak wyrzezbione w gałęziach.
Piersi zwierzęce i ludzkie wznosiły, zniżały ciężar
ogromnej kuli nocy, którą zamknęła ciemność.
Wtedy z pieczar głos się piętrzył i tak urósł,
jakby nie był lotem ptasim, ale czarną górą.
Wołał Tytan w puste studnie nocy,
aż mu oczy wypalone troską zgasły,
a od głosu ziemia stała w gromach jasnych,
złote kule na doliny tocząc.
A lawiny lały się jak srebrne rzeki,
jakby starte kołem czasu wieki.
Właśnie świt nad nocą przysiadł; jakby ptak
skrzydłem mlecznym gwiazdy z wolna ścierał,
kiedy drogą bladą jak we snach
Matka szła o twarzy wyrzezbionej
w smugi smutku, jakby się nią przelał
czarny płomień zamknięty we łzach.
A łzy były za Tytanem tęsknione
i nie gorzkie już, a tylko czerwone.
Wtedy w piersi Tytana obłok
tak się dzwięcznie w białą chmurę skłębił,
że po halach posypał się pogłos
cekinami mieniących gołębi.
I w ramionach Matki zamilkły
jego oczy jak zamarzłe wilki.
Tylko skrzydła jej srebrnych włosów
długo wiały na porannym wietrze
i sypały się w błękitną przestrzeń,
zastygając w konstelacje i znaki,
nie wiadomo, czy łzy, czy ptaki?
ukończone 30 sierpnia 1941 r.
196
Szklany ptak
Poemat baśń
1
Zbożem płynęły pola daleko na nieba brzeg,
gdzie w błękit wpływały jak floty i układały się do snu,
lecz kiedyś ucho przyłożył do serca ziemi to lęk
jak pajęczyna chwytał, bo słychać, jak groby rosną.
Lasy jak gobeliny, na których zwierzęta utkane,
jak fala widnokręgu w widnokrąg chlustały i szły,
lecz kiedyś oko przyłożył do okien zielonych polany,
widać złocone zbroje i krwawe ręce złych.
Barki ładowne szły rzeką i tkanin złoty ogień
wiozły, ciężki jak ołów i srebrnolite kły,
a kiedyś serce przyłożył do kołyszącej drogi,
słychać: dudniły ludzkie, jak pięści twarde łzy.
Kraju, kraju szczęśliwy, płynący słońcem i mlekiem,
gdzie rzeki juczne mijają, gdzie dzwoni pogłos kos,
wołają w tobie żniwiarze, wołają gwiazdy dalekie,
śpiewa pod tobą umarłych jak krew sczerniała głos:
Kraju dziwny, od pól złotych złoty,
dzwonią czerstwe owoce na drzewach,
biją w kuzniach ogorzałe młoty,
lira sosny napięta śpiewa.
Kraju drżący jak wzdęty ul,
kołysany w kołysce jaśminów,
skąd to w trumnach pulsujących pól
czarne kukły twych spalonych synów?
Czemu chleba przekrojony bochen
tryska w górę płaczem czy krzykiem?"
2
Z chmur i z lądów magowie
szli do ziemi bogatej i smutnej.
Na dostałych pól złotogłowie
kładli ręce i zaklęte lutnie.
197
Odczarować chcieli ziemię przeklętą,
od spalonych serc jak trwoga czarną,
i wyzwolić chcieli na pół świętą,
a na pół już chyba umarłą.
I budzili ją w pszenicznym słowie:
W imię Boga, ziemio, odpowiedz!"
I budzili ją w słowie światła:
Kto cię zatruł, ziemio nieodgadła?"
I budzili ją w słowie ognia:
Czemu spalasz, ziemio, jak pochodnia?"
I budzili ją w słowie trumien:
Czemu szczęsna być, ziemio, nie umiesz?"
Popękały lutnie magów i kule
z kryształowych strumieni ulane;
zamieniały się słowa w liście,
sucho gasły nad czerwonym łanem.
Ziemia głucho toczyła dalej
krew, okręty i złote fale.
3
Wyrósł Miłun korzeniami z ziemi,
ramionami w nieboskłon zaparty. Ciemnemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl