[ Pobierz całość w formacie PDF ]

S
R
Zaniemówiła, porażona taką bezczelnością. Przez
moment zbierała myśli.
- Zapewniam cię, że to było chwilowe zaćmienie
umysłu. Twój urok może przyprawia o palpitacje
wszystkie kobiety w Skye, ale na mnie nie robi żad-
nego wrażenia. Trudno mnie zauroczyć.
Wybuchnął śmiechem.
- Zauważyłem.
Z czasem rola lokalnego bohatera stała się nieco
uciążliwa. Obcy ludzie zatrzymywali go na ulicy, by
mu dziękować, w pubie wszystkie drinki dostawał dar-
mo, miejscowa gazeta zamieściła o nim artykuł, a ma-
luchy z klasy Josha przysłały mu laurkę z wklejonym
gazetowym zdjęciem i napisem  Nasz bohater".
Społeczność Skye zaakceptowała go z entuzjaz-;
mem. Pierwszy raz w życiu czuł się tak uwielbiany.
Spadło to na niego jak objawienie. Pracował w wielu;
małych miasteczkach, ale dopiero Skye przyjęło go
z otwartymi ramionami.
Podejrzewał, że zawdzięcza to nie tylko uratowaniu
Josha, ale w dużej mierze gipsowi. Trudno trzymać się
z dala od kontaktów z ludzmi, będąc pozbawionym
możliwości ucieczki. Nie, w innych miejscach nie
odcinał się od ludzi, ale wszystkie weekendy spędzał
na motorze, poznając bliższą i dalszą okolicę. Ze Skye
nie mógł się ruszyć, a kiedy szedł ulicą, wszyscy go
rozpoznawali.
Było to zadziwiająco przyjemne. Ci ludzie mieli
złote serca, a ich radość na jego widok zawsze była
szczera. Gdziekolwiek się znalazł, cokolwiek robił,
wszędzie czuł, jak silna łączy ich więz, czy to podczas
S
R
loterii fantowych w pubie w niedzielne wieczory, czy
piątkowych potańcówek. W Skye niepodzielnie królo-
wała przychylność.
Nigdy nie czuł się związany z żadnym miejscem,
ale gdy Skye przyjęło go tak serdecznie, zaczął czuć
coś w rodzaju więzi. Tak, wszystko by oddał za prze-
jażdżkę na motorze, ale odkrył również, że nie jest tak
szalony, jak myślał. Z dnia na dzień coraz bardziej
lubił Skye.
Alf potraktował naprawę harleya jako najwyższy
priorytet. Codziennie dzwonił do Melbourne, by się
dowiedzieć, jak postępuje dorabianie zamówionych
części, a kiedy już je otrzymał, przez dwa dni zaj-
mował się wyłącznie naprawą motocykla. Klientom
niezadowolonym, że porzucił ich pojazd, zamykał
usta, mówiąc:  To dla doktora".
Poczciwy Alf uznał, że nie ma takiej rzeczy, której
by nie zrobił dla człowieka, który uratował jego wnu-
ka. Każdego dnia po pracy James szedł na godzinę lub
dwie do warsztatu, aby zobaczyć postęp prac i pogadać
o silnikach, a Alf był wniebowzięty, mogąc poroz-
mawiać z bohaterem.
Tak, w Skye żyło się bardzo przyjemnie. Jedyną
wadą miasteczka była Helen. Jego fascynacja nią nie
malała, mimo że usilnie sobie wmawiał, że nic z tego
nie wyniknie. Wręcz przeciwnie, Helen pociągała go
coraz bardziej. Gdziekolwiek się znalazł, owiewał go
zapach róż. Osiadł nawet na jego ubraniu i przypomi-
nał mu o niej, gdy była daleko. Mimo że bardzo się
starała schodzić mu z oczu, od czasu do czasu miał
sposobność zobaczyć ją w nocnej koszulce.
Raz, kiedy wrócił z warsztatu, ujrzał, jak wychodzi
S
R
z kuchni, pogryzając jabłko, owinięta w fioletowy
ręcznik i w biały turban. Na jej obnażonych ramionach
lśniły krople wody. Oboje stanęli jak wryci i długo
mierzyli się wzrokiem. Musiał się bardzo postarać, by
do niej nie podejść. Przeprosił ją, a ona czym prędzej
umknęła do swojego pokoju. Nie napomknęli o tym
incydencie ani słowem, ale ta scena często powracała
do niego w snach. Zbyt często.
W końcu nadeszła pora zdjęcia gipsu, długo wy-
czekiwana sobota. James obudził się przed czasem
i stwierdził, że zanosi się na piękny dzień. Siadając na
łóżku, popukał palcem twardy opatrunek.
- Stary, nie będę za tobą tęsknił.
Parę dni wcześniej odzyskał ukochanego harleya
i na niedzielę zaplanował mały wypad. W garażu, do
którego wprowadził motor, dostrzegł kask. Pamiętając
fotografie z ojcem Helen, skojarzył, że jest to jej kask,
więc zamierzał zaprosić ją na tę przejażdżkę.
Włączył ekspres do kawy i niecierpliwie na nią
czekał. Szpital znajdował się na północnym skraju
miasteczka, trochę za daleko dla człowieka o kulach,
ale Helen obiecała go podrzucić. Przez chwilę coś
czytał, potem wstał, by nalać sobie drugą kawę, włą-
czył telewizor, wyłączył, w końcu zasiadł z książką.
Kiedy wreszcie zjawiła się o ósmej, z radości miał
ochotę ją wycałować.
- Widzę, że jesteś już gotowy.
- Od dwóch godzin.
- Mogę wypić kawę?
Miał ochotę zawyć, ale się opanował.
- Oczywiście. Pół godziny niczego nie zmieni.
S
R
Wypiła kawę duszkiem i dwadzieścia minut pózniej
znalezli się w szpitalu. Weszła razem z nim, by poroz-
mawiać z Jonathonem o Elsie, która za kilka dni miała
opuścić oddział.
Zostawiła Jamesa pod pracownią radiologiczną i ru-
szyła na poszukiwanie Jonathona. W szpitalu wszys-
cy byli zabiegani, a kiedy po dwudziestu minutach
znalazła jakąś wolną pielęgniarkę, to akurat tę, która
rozmawiała z Jamesem.
- James, nie zajmiemy się tobą przez co najmniej
pół godziny - mówiła zmęczonym głosem. - Bardzo
mi przykro, ale dwie dziewczyny są na zwolnieniu,
a Jonathon i drugi lekarz operują wyrostek.
Nie krył rozczarowania.
- Trudno. Nie będę odrywać was od roboty. Rent-
gen wykazał, że noga jest w porządku. Dajcie mi piłę,
a sam sobie zdejmę ten cholerny gips.
Pielęgniarka wymieniła spojrzenia z Helen.
- James, nie wygłupiaj się - prosiła Helen. - To
zbyt skomplikowane.
- Skomplikowane, ale nie niewykonalne.
- Ja to zrobię. - Ulitowała się nad nim. - Właz na
stół - dodała z westchnieniem, po czym wyszła po piłę
do ściągania gipsu.
Gdy wróciła, powitał ją uśmiechem. Po chwili po-
wietrze przeszył mechaniczny wizg. Taka piła wyglą-
da jak mikser ręczny z nakładką w kształcie koła.
Podciągnął nogawkę bokserek.
- Helen, bądz dla mnie łaskawa.
Z tą samą prośbą zwrócił się do niej tego dnia, kiedy
się poznali. Nim założyła okulary ochronne, obrzuciła
go miażdżącym spojrzeniem. Zaczęła od samego dołu
S
R
i powoli sunęła ku górze. Hałas był tak głośny, że nie
dało się rozmawiać. I bardzo dobrze, bo Helen starała
się ignorować fakt, że jest coraz bliżej tej części jego
ciała, o której próbowała nie myśleć przez minionych
sześć tygodni.
Skupiona na jednym fragmencie gipsowej bieli, nie
odważyła się podnieść wzroku wyżej niż miejsce cię-
cia. Zbliżając się do celu, uprzytomniła sobie, z czym
łączy się James bez gipsu. Odzyska mobilność. Oraz
wolność. Teraz będzie go widywała jeszcze rzadziej.
To dobrze. Bardzo dobrze. Im mniej czasu będzie
się obijał po domu, rozsiewając męski urok, tym lepiej.
Wystarczy, że każdy kąt jej o nim przypomina. Sterta
książek na stoliku przy fotelu, ekspres do kawy sy-
czący każdego poranka, zapach jego wody toaletowej,
którym przeszły zasłony, dywan i poduszki na ka-
napie.
Jak wsiądzie na motor, ona nareszcie od niego od- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)