[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znak zapytania nad tym ostatnim słowem. Pan von Ravenow, to prawda, bezwstydnie wcisnął
się do powozu, ale nie udało mu się odprowadzić pań do domu, gdy\ wysadziły go wkrótce
przy pomocy policjanta.
Głośne  ach rozległo się w pokoju. To były mocne słowa!
Von Ravenow zbladł z wściekłości czy te\ ze strachu, \e przeciwnik wie o wszystkim.
Stanął o dwa kroki od Ungera i wrzasnął:
 O czym pan mówi? O bezwstydzie? O wysadzeniu? Co więcej, o policjancie?
Proszę odwołać te słowa! Natychmiast!
 Ani mi się śni! Mówię prawdę, a prawdy się nie odwołuje. Von Ravenow
wyprostował się. Widać było, \e za chwilę rzuci się na Ungera.
 Rozkazuję panu  krzyknął  abyś natychmiast odwołał wszystko i prosił mnie o
wybaczenie!
 Pan miałby mi rozkazywać!?
 Właśnie ja! Rozkazuję panu tak\e, abyś wystąpił z naszego pułku, gdy\ nie jesteś
nas godzien! Jeśli nie posłuchasz, zmuszę pana. Czy wie pan, jak się kogoś wyrzuca z
wojska?
Unger, wcią\ udając obojętność, roześmiał się i odpowiedział:
 Ka\de dziecko wie. Policzkuje się po prostu. Spoliczkowany nie mo\e ju\ słu\yć.
 A więc jeszcze raz pytam: czy zechce pan odwołać, prosić o wybaczenie i przyrzec
nam, \e wystąpi z pułku?
 Zmiechu warte!
 No więc masz na to, na co zasłu\yłeś!
Rzucił się na Kurta i zamierzył. Ale chocia\ wykonał to błyskawicznie, Unger był
jeszcze szybszy. Lewą ręką odparował cios, w mgnieniu oka chwycił von Ravenowa za
biodra, podniósł i cisnął na ziemię z taką siłą, \e podporucznik padł zemdlony.
Nikt nie przypuszczał, \e ten młody oficer mo\e być a\ tak silny i zręczny. Niektórzy
znieruchomieli z przera\enia i utkwili spojrzenia w zwycięzcy. Inni podeszli do von
Ravenowa le\ącego nieruchomo na ziemi. Na szczęście znalazł się na miejscu lekarz.
Natychmiast zbadał poszkodowanego.
 śadnej kostki sobie nie złamał i chyba nie odniósł równie\ wewnętrznych obra\eń
 orzekł.  Szybko wróci do przytomności, zostanie mu tylko kilka sińców. Proszę mi
pomóc poło\yć go na kanapie.
Kurt stał obojętnie, jak gdyby nic go to wszystko nie obchodziło. Pułkownik uwa\ał,
\e z racji zajmowanego stanowiska powinien przywołać go do porządku. Powoli zbli\ył się
do niego i powiedział ostrym tonem:
 Mój panie, napadł pan na podporucznika von Ravenowa&
 Obecni tu panowie mogą poświadczyć, \e był to tylko akt obrony  przerwał
Unger.  Ośmielił się grozić spoliczkowaniem, rzucił się na mnie i zamierzył. Mimo to
oszczędziłem go. Przecie\ mogłem, policzkując go, uniemo\liwić mu dalszą słu\bę.
 Rozkazuję panu nie przerywać, kiedy mówię! Jestem pańskim przeło\onym! Pan
mo\e tylko milczeć i słuchać! Zapamiętaj to pan sobie! Natychmiast opuści pan kasyno!
Wymierzam panu areszt domowy.
Oficerowie odetchnęli z ulgą, Kurt znowu ich zaskoczył. Ukłonił się kurtuazyjnie i
rzekł:
 Proszę o wybaczenie, panie pułkowniku! Jutro natychmiast usłucham pańskiego
rozkazu. Dziś jednak nie obowiązuje mnie posłuszeństwo, poniewa\ dopiero od rana
rozpoczynam słu\bę. Uwa\am, \e gniew nie powinien dyktować nieprzemyślanych
rozkazów.
 Panie Unger!  ostrzegł pułkownik. Ale Kurt nie dał się zbić z tropu:
 A zatem nie mo\e być mowy o areszcie. Jednak zgodnie z pana \yczeniem
opuszczam ten lokal i to chętnie, gdy\ nie zwykłem bywać tam, gdzie jestem nara\ony na
obelgi, a nawet na spoliczkowanie, co zazwyczaj zdarza się jedynie w podrzędnych tawernach
lub podobnych im miejscach. Dobranoc, moi panowie!
Odpowiedziały mu pomruki złości. Kurt wło\ył czako, przypasał szablę, ukłonił się i
wyszedł z dumnie podniesioną głową.
 Ten chłopak to istny diabeł!  wykrzyknął major.
 Wypędzimy z niego diabła  warknął pułkownik.  On chce mnie wyzywać!?
Czyście słyszeli coś podobnego?!
Nie zwrócono uwagi, \e podporucznik von Platen poszedł za Ungerem. Dopadł go za
drzwiami, chwycił pod rękę i zawołał:
 Niech się pan zatrzyma, podporuczniku! Uknuto przeciw panu haniebną zmowę.
Czy uwierzy mi pan, gdy zapewnię, \e ja nie biorę w tym udziału?
 Wierzę panu, poniewa\ dowiódł pan tego swym postępowaniem  Kurt uścisnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)