[ Pobierz całość w formacie PDF ]mógł. Nieznajomy spostrzegł to, gdyż zawołał:
A pójdzcie no tu!
Co tam? odpowiedział mu inny głos i po małej chwili podjechał drugi jezdziec i
zeskoczył z konia. Pierwszy powiedział, wskazując na Zdzicha:
Spał tu widno na mrozie, bo wstać nie może.
Tedy śniegiem go rozetrzem i prędko pod dach. Niedaleko już być musi.
Nie pytając o nic, rozebrali Zdzicha do naga i tarli śniegiem, aż krzyczeć zaczął, że pali
go całe ciało.
Pali, to dobrze powiedział wojak, który zdawał się rozkazywać.
Ubrali chłopca prędko, brodacz wziął go pod pachę jak szczenię i zaniósł do stojących
opodal sań, przy których zastali jeszcze dwóch jezdnych. Owinęli Zdzicha wraz z głową w
niedzwiedzią szubę i położyli na saniach. Jeszcze dobrze nie leżał, już usnął.
Zdawało mu się, że śpi dopiero chwilę, gdy ktoś go szarpać zaczął. Posłyszał nad sobą
głos Radki:
Wstańże, śpiochu! Od książęcia poselstwo do rodzica. Jeszczem go tak radego nie
widziała. Najsposobniejsza pora, byś mu się pokazał.
Zdzich zebrał się migiem i pobiegł do świetlicy. Przedsław stał wyprostowany, z
podniesioną głową. Zdało się, że wyrósł. Surowe oczy świeciły hamowaną radością. Ale oczy
Zdzicha przyciągnęły leżące na stole, widno książęce dary: pancerz z polerowanych,
lśniących jak srebro łusek żelaznych, naszywanych na długi niemal do kolan, łosiowy kubrak,
miecz frankoński z prostymi jelcami i głowicą z zielonym kamieniem, w bogatej pochwie,
zdobionej srebrem, na pasie z kutych klamer mosiężnych; trójkątny szczyt, nabijany guzami, i
szłom ze sztabą osłaniającą twarz i kolczugą spływającą na kark, z wymalowanym znakiem
rodu, Aabędziem. Taki sam, jaki zapamiętał Zdzich, gdy ongiś żegnał ojca. Zapatrzył się i nie
słyszała co ojciec mówi do stojącego przed nim rycerza:
Możecie panu rzec, żeście mnie naszli w dobrym zdrowiu i sile, a za pamięć
wdzięcznym. Juści, że konia nie dosiędę, ale i nie trzeba komesowi na grodzie. Tedy
mniemam, że słusznie ufność swą we mnie może położyć, że jakom nigdy krwie swej nie
żałował, tak i teraz żałował nie będę, by za łaskę odpłacić. A wypocząłem już do syta i
więcej, tedy ani dnia nie będę zwlekał i nie mieszkając udam się do Głogowa, straże objąć na
przeprawie. Przez te lata nieszczęścia zależałem pole, od wyrostka jednak broń dzwigałem i
wojnym użył więcej niż czego innego, tedy i wrychle przypomnę. Spokój zresztą teraz.
Tym się nie ubezpieczajcie. Pokoju z cesarstwem nie będzie nigdy. Cesarze głoszą,
że świat cały ich władzy podległy. Zmieniło się wiele przez czas, gdyście siedzieli w
pogańskiej niewoli. Stary cesarz pomarł, młody całe Niemcy w garści dzierży. Zawżdy
cesarze takiego pana mieć tu radzi, co by ich słuchał jako pies rogu, by lennem mogli
frymarczyć, raz temu, raz innemu przedając, jak ninie z Czechami. A Bolko ani słuchać, ani
płacić nie myśli. Tedy, ile może, wojów ściąga, by ich mieć w gotowości, gdy uderzyć
przyjdzie i załogi słabe ostaną. Tym bardziej baczyć trzeba. Książę rad będzie waszej
gotowości, gdy mu młodego Pietrka zwolnicie, któremu też cni się w Głogowie. Po prawdzie
pan niezbyt się spodziewał, byście znowu dom i rodzinę rzucić chcieli, tyle lat będąc jej
pozbawieni.
Z sobą ich wezmę. Tego zróbka pod ręką mieć muszę powiedział Przedsław
wskazując na zasłuchanego Zdzicha. Znarowił się w babskim ręku, ale już ja go ujeżdżę.
Podziękuj rycerzowi Mikorze, jako i ja dziękuję, że cię nalazł i odwiózł dodał zwracając
się do Zdzicha a Bogu, że mi z włosem trafiło, bobyś kija pokosztował jako nigdy.
Zdzichowi aż ognie biły na twarz z podniecenia. Nic to, że pierwsza próba
samodzielności się nie powiodła. Mogła skończyć się gorzej, zwłaszcza z ojcem. A tak nie
tylko, że mu się sprawa upiekła, ale pojedzie do Głogowa. Ciągnęło go nowe życie, a już jeśli
wojna będzie z cesarzem, jak powiada rycerz Mikora, to i nie będzie musiał czekać, aż
dorośnie, by się spotkać z Niemcami i pomścić krzywdy, o jakich mu prawił Bogudar.
Zagraja tylko żal mu było, bo psów z sobą nie brali, gdyż ciasno było w Głogowie. Ale
nie za morze przecie wyjeżdża i nieraz skoczy, by go odwiedzić. Na równi ze wszystkimi
gotował się do wyjazdu.
V. NOWE %7łYCIE
Przepraw na Odrze broniło wiele grodów, od Radborza na południu do dalekiego Wolina
przy ujścii rzeki. Nieraz widziały nieprzyjaciół pod swymi bramami i niejeden z nich
przeszedł do historii. Broniły nawet, zanim zaczęła się historia, zrazu każdy swojej ziemi,
potem już wspólnie ziemi polskiej, gdy Mieszko i Chrobry umacniali swe zachodnie granice
przed cesarskim naporem. Trzymały się jakby za ręce wałami i przesieką na bagnistych
brzegach Odry, Bobru i Nysy, szczerząc zrazu na wroga jeno zęby swych ostrokołów, potem
zapierając się przed nimi wałami z drzewa, gliny i kamieni lub nawet murem.
Gdy nią stało Chrobrego, Głogów przechodził różne dzieje: zmieniał panów, wygląd,
załogę, ale odbudowywał się po pożarach, łatał podmywane powodziami umocnienia i po
staremu tkwił na rzecznym ostrowiu, gotów bronić przeprawy. Jedni umierali, rodzili się inni,
a że rodziło się więcej, niż umierało, ciasno było w grodzie, który w obrębie swych umocnień
niewiele ponad sto w czworaki ustawionych domów mógł pomieścić; ciasno w domach,
przeważnie jednoizbowych, i ciasno na uliczkach biegnących z południa na północ i ze
wschodu na zachód, tak wąskich, że nie wszędzie wóz się przecisnął. Najciaśniej zaś było
wyrostkom, którzy nigdy na miejscu nie usiedzą, dlatego wszędzie im go za mało.
Po zachodniej stronie grodu stało kilka okazalszych budynków: kościół drewniany ze
spadzistym dachem z gontów i małą wieżyczką, obok obszerna plebania z niewielkim sadem
od strony wałów i nie większym cmentarzykiem od strony kościoła, gdzie odrobinę miejsca
zmarłym przeznaczono; ku południowi zaś oddzielony jeno małym dziedzińcem dworzec
komesa, dowódcy i sędziego grodu, z kaplicą pod wezwaniem św. Jerzego, patrona wojaków.
W spokojnym czasie w górę i w dół rzeki płynęła kupią, jaka gdzie jeno była na świecie, i
tu ją wymieniano na targach za płody miejscowej gospodarki: skóry i futra, wosk i miód,
suszone mięso, konie, bydło, zboże i rzemieślnicze wyroby. Gród był też składem towarów,
zbiorów z książęcych włości i danin, jakie ludność płacić musiała w naturze. W grodzie
pełnili usługi przy naprawie i budowie umocnień zarówno niewolni, przypisani do ziemi
książęcej czy rycerskiej, jak i wolni kmiecie, zwani narocznikami.
W czasie wojny ludność ta stanowiła załogę grodu na równi z nielicznym rycerstwem.
Zresztą, gdy wojna szła, chronił się do grodu, kto żył i wydążył, a przede wszystkim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl